Najwyraźniej nie we wszystkim jednak czuje się pewnie, bo otacza się kolejnymi doradcami. W sprawach dotyczących lokalnego transportu podpowiada mu Leopold Cisoń, były prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji, a w sprawach promocji i wizerunku miasta Bogusław Kmak, organizator wielu imprez sportowych. Do tego grona dołączył teraz Krzysztof Szkaradek, przedsiębiorca i prezes klubu sportowego Start.
- Krzysztof Szkaradek to bardzo dobry fachowiec, który swoją wiedzą i doświadczeniem będzie wspierał inicjatywy miejskie związane z inwestowaniem w sport i rekreację, a w szczególności przedsięwzięcie, jakim jest "Sądecka Wenecja" - podkreśla Ryszard Nowak, prezydent Nowego Sącza.
Pod hasłem "Sądecka Wenecja" kryje się rewitalizacja parku Strzeleckiego, zbudowanie toru kajakowego na Dunajcu i nowego amfiteatru. Inwestycja warta jest 50 mln zł.
- Doprowadzenie tak szerokiej zadaniowo inwestycji do końca nie jest łatwe, głównie ze względu na skomplikowane przepisy - zaznacza Krzysztof Szkaradek, który z sądeckim sportem związany jest od 1973 roku. - Przede mną ciężkie wyzwanie, któremu jednak będę starał się sprostać.
Wyzwanie niełatwe, ale przecież nie w ramach wolontariatu. Szkaradek, jak pozostali doradcy prezydenta Nowaka, za swoje porady będzie dostawał co miesiąc wynagrodzenie. Ile dokładnie, tego nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć, ponieważ prezydent Nowego Sącza i jego rzecznik na ten temat milczą.
- Doradca prezydenta w myśl przepisów nie jest osobą publiczną, a jego pensja objęta jest ochroną danych - mówi Małgorzata Grybel, rzecznik prezydenta Nowego Sącza. - Takie osoby mają umowę o pracę na czas ściśle określony, czyli do końca kadencji.
Wiadomo, że przeciętne zarobki w sądeckim ratuszu utrzymują się na poziomie około 3200 złotych brutto. Doradcy to wyższa kasta, więc liczyć trzeba się z tym, że ich wynagrodzenie jest wyższe od średniej. W gminach regionu doradcy to rzadkość. Jest tylko jeden w Podegrodziu, ale tam wójt Małgorzata Gromala nie ma zastępcy.
Władysław Wnętrzak, wójt gminy Rytro mówi wprost: - Nie stać nas na dodatkowe etaty. Radzimy sobie sami.
Komentarz
Grzegorz Wójkowski, prezes Stowarzyszenia Aktywności Obywatelskiej Bona Fides
Jestem przeciwnikiem zapisu ustawy, która zezwala samorządowcom na powoływanie doradców. Moim zdaniem to legalna droga do zatrudnienia osób z klucza politycznego albo nawet kogoś z rodziny czy znajomego. Tym bardziej że osoba na stanowisko doradcy jest wybierana przez prezydenta czy wójta, a nie powoływana w drodze konkursu. Dlatego często spotykam się z opiniami obywateli, że doradcy są zatrudniani "po znajomości". Co ciekawe, jest wiele dużych miast w Polsce, w których prezydenci nie mają doradców albo mają jednego. Tak jest np. w Katowicach (ponad 300 tys. mieszkańców), gdzie prezydentowi doradza osoba, która zajmuje się m.in. planowaniem kalendarza spotkań. Powoływanie doradcy do konkretnych zadań, np. związanych ze sportem, mija się z celem. W końcu każdy urząd ma wydział zajmujący się takimi sprawami. Po co więc dublować kompetencje? To tworzenie sztucznego stanowiska pracy i marnowanie pieniędzy. Pocieszające jest jednak to, że wielu samorządowców, a w szczególności wójtów, nie korzysta z przysługującego im prawa. Wolą gminne pieniądze wydać na inny cel.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+