Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Chromy. Wawelski smok, owieczki i pies

Katarzyna Janiszewska
Bronisław Chromy
Bronisław Chromy fot. Anna Kaczmarz
Jest marką Krakowa, artystą niezwykle wszechstronnym. Jego rzeźby znają chyba wszyscy, już na stałe wpisały się one w pejzaż miasta. Prof. Bronisław Chromy, mimo, że skończył już 89 lat, nadal jest pełen twórczej pasji, rzeźbi, a wypoczywa malując. Władze miasta chcą przenieść pomnik psa Dżoka jego autorstwa. Co samemu artyście wcale się nie podoba - pisze Katarzyna Janiszewska.

Dom artysty, piętrowy, o prostej architekturze, można poznać bez trudu. W ogrodzie stoją rzeźby, charakterystyczne dla jego stylu: otoczaki z Dunajca w połączeniu z metalem. Rzeźba - zdaniem artysty - może być lepsza albo gorsza, ale musi być własna, wyrażać sobą indywidualność jej twórcy.

- Proszę nie dzwonić - na podwórku pojawia się mężczyzna w kombinezonie, otwiera furtkę. To świetny spawacz, pomocnik artysty. - Wujek czeka w salonie - zaprasza.

Trzeba zamurować drzwi!
Prof. Bronisław Chromy siedzi przy stole, głowę otaczają siwe włosy w nieładzie. Ma aparat słuchowy, więc trzeba mówić wyraźnie, nie bardzo głośno, tylko powoli i wyraźnie.

- O, a tu, proszę, Wawrzyn Olimpijski - artysta pokazuje wielki, złoty medal. - Tylko ja i mistrz Penderecki mamy takie. Jakoś tak razem idziemy, ramię w ramię z mistrzem.

Zza ściany dochodzą dźwięki cięcia i spawania. To z pracowni rzeźbiarskiej. Dawniej można było przejść z niej prosto do salonu. Ale Chromy w ferworze twórczej pracy wpadał do domu w butach oblepionych gliną, zostawiając za sobą błotniste ślady. Żona biegła za nim z miotłą, z odkurzaczem. Aż w końcu powiedziała: dość. I kazała drzwi zamurować.

Taka pracownia na wyciągnięcie ręki jest artyście bardzo na rękę. Chromy spędza w niej całe dnie. Wstaje o siódmej rano, je śniadanie i już jest w swoim warsztacie. Nie wychodzi z niego do godz. 16. Ma już 89 lat, ale nie przestaje pracować.

- Nie jest łatwo być córką takiego ojca - przyznaje Kinga Chromy, malarka. - Cały czas mam poczucie swojej niedoskonałości, że robię za mało, nie tak, że trzeba coś więcej. Kiedy mam natchnienie, maluję jak szatan. A jak nie, chodzę po domu i popadam w depresję. W tacie nie ma smutku, melancholii. On cały czas ma pomysły, tworzy od rana do wieczora. W pracowni roztapia metal i ten płomień grzeje go gdzieś w środku. Kiedy czytam książkę, myślę sobie: co ja robię, siedzę tak bezczynnie, powinnam się wziąć do roboty.

Kamienice drapią chmury
Chromy to twórca niezwykle wszechstronny: rzeźbiarz, medalier, malarz, pisarz, poeta. Urodził się 3 czerwca 1925 r. w Leńczach. Tego samego dnia pierwszy raz do niepodległej Polski przyjechała Maria Curie-Skłodowska, słynna chemiczka, laureatka Nagrody Nobla. Te dwa fakty nie mają ze sobą nic wspólnego.

Rodzina mieszkała w obszernym domu, niższym od strony drogi i wyższym przy zboczu góry, z ociosanych świerkowych bali. Ojciec Chromego był górnikiem, przez 12 lat pracował w kopalniach w Stanach Zjednoczonych. Gdy statek parowy dobijał do brzegów Ameryki, przedstawiciele kopalń i hut już czekali. Wabili: do mnie, do mnie. Do pracy przy najgłębszych pokładach węgla wysyłali Polaków i Włochów. Człowiek leżał na brzuchu, ledwie, co kilofem udało mu się ruszyć. Urobek przekładało się do rynienki, a rynienkę wypychało na zewnątrz. - Ojciec całe życie marzył, żeby mu skowronki śpiewały - mówi poetycko Chromy.

Z tych wyjazdów przywoził mnóstwo fantastycznych opowieści: o wodospadach Niagary, o śmiałkach, którzy w beczkach spadali z wody w kipiące odmęty, o sekwojach tak wielkich, że kiedy budowano drogę, trzeba było wyrąbać dziurę w pniu, o drapaczch chmur ("To te kamienice drapią chmury?" - dziwił się niepomiernie sąsiad).

Matka, hafciarka ludowa, góralka spod Giewontu, w czasie tych wypraw sama musiała sobie radzić z szóstką dzieci. Nie było łatwo utrzymać w karbach taką gromadkę bez pomocy męskiej ręki. Była troskliwą matką, ale też i srogą.

Stadko większe, niż pana dziedzica
Chromy rzeźbił od małego. Co innego miało robić wiejskie dziecko w zimowe wieczory? A dawniej zimy były nie takie, jak dziś: śniegi ogromne, zaspy po szyję, minus 40 stopni. Mały Bronek przykucał przy ciepłym kuchennym piecu. Najpierw strugał w brukwi, bo to tworzywo bardzo plastyczne, później w drewnie.

- Taką miałem ambicję, żeby mieć więcej krów, niż dziedzic Przychodzki - opowiada Chromy. - Pan dziedzic był bardzo przystojny, wysoki, postawny, miał dwie córki, ale one nie były ładne - śmieje się. - Jako mały chłopak wypasałem jego stadko. A swoje strugałem w drewnie: krówki, owieczki, koniki.

Kiedy miał 14 lat, ojciec zachorował na raka krtani. Jego wyznaczył na swojego następcę, który ma prowadzić gospodarstwo. No i przez kilka lat Bronek był rolnikiem: plewił, siał, zbierał.

- Matka uważała, że to ciężki, ale pewny kawałek chleba - opowiada Chromy. - Jak zasiejesz, to będziesz miał.

On urodził się rzeźbiarzem
Inny los był mu jednak pisany. To, że Chromy znalazł się w Krakowie, to zasługa najstarszego brata, Jana, który ściągnął go do pracy w Artystycznej Odlewni Metali Franciszka Tieslera.

Do tej odlewni przychodzili znani rzeźbiarze: Xawery Dunikowski, Karol Hukan. Jan miał już pozycję, był uważany za jednego z najlepszych odlewników. Bronek zobaczył rzeźby, które z miejsca go zauroczyły. Na początku robił proste formy na lampy, dzwonki, łyżki czy widelce.

Znakomitego rzeźbiarza odkryto w nim tak: -Ty, Bronek, może byś spróbował zrobić płaskorzeźbę ojca na jego nagrobek? - zaproponował któregoś dnia Janek. - Ja próbowałem, ale mnie nie wychodzi. A ty od małego rzeźbiłeś, byłeś w tym dobry.
W niedzielne popołudnie wziął więc plastelinę i usiadł pod drzewami w ogrodzie Tieslerów. Nie zauważył nawet, kiedy Janek stanął obok. "Bronek, rany boskie, udało ci się, ojciec jest bardzo podobny!" - wykrzyknął brat.

Rzeźbę pokazali Hukanowi. A ten zaprosił go do swojej pracowni. Bardzo się tam Chromemu spodobało: na ścianach wisiały rysunki głów, popiersi i całych postaci, w kącie stała drewniana skrzynia z gliną, która służyła rzeźbiarzowi za łóżko. Hukan kazał młodemu chłopakowi wyrzeźbić głowę brata. Po skończonej robocie orzekł: Bronek urodził się rzeźbiarzem i miałbym ciężki grzech wobec sztuki, gdybym nie skierował go do Akademii Sztuk Pięknych.

I tak się to właśnie zaczęło.

Kamienie wydobywane z Dunajca
Rzeźby Chromego zna każdy, kto choć raz był w Krakowie. I kto nie był, też je zna. Mają swój charakterystyczny styl, artysta często używa kamieni - otoczaków wydobytych z Dunajca.

- O kamienie potykałem się od dziecka - mówi Chromy. - Pomyślałem, że mogę je wykorzystać.

Rzeźby Chromego to symbole, na stałe już wrośnięte w pejzaż miasta. Jak choćby smok wawelski u stóp zamku.
Z tym smokiem było tak: władze miasta zorganizowały konkurs na fontannę na placu Wolnica. Chromy wysłał trzy prace i dostał trzy nagrody: pierwszą, drugą i trzecią. Kiedy rzeźba była już gotowa, do pracowni przyjechał prezydent miasta: "No nie! - powiedział - ten smok musi stanąć przy Smoczej Jamie".

Do swojego pomysłu przekonał dyrektora na wzgórzu wawelskim. "Dzieci będą pamiętały tylko smoka, nie Wawel" - opierał się tamten. "Ale gdy dorosną, wrócą, by zobaczyć zamek" - odpowiedział Chromy.Zaś na placu Wolnica stanęłą Fontanna Grajków.

Kto nie zna kamiennych owieczek przed gmachem Uniwersytetu Rolniczego, które od lat skubią na skwerku trawę? Albo rzeźby Chrystusa Ukrzyżowanego w kościele Arka Pana? Monumentalna, inna niż wszystkie, rozpięta na czołowej ścianie antresoli, tworząc z niej w ten sposób poziomą belkę krzyża. Rzeźba zyskała taki rozgłos, że przyjeżdżały ją oglądać tłumy wiernych, ambasadorzy, zagraniczni reporterzy telewizyjni.

A na wiślanych bulwarach stoi pomnik psa Dżoka. Artysta wyrzeźbił go na pamiątkę wiernego zwierzaka. Kraków lubi legendy i to właśnie jedna z nich. Prawdziwa. Mały kundelek przez rok czekał na swojego pana, który zmarł na atak serca przy rondzie Grunwaldzkim. Ludzie zaczęli go dokarmiać, a on nie opuszczał swojego posterunku. W końcu pozwolił się przygarnąć.
Teraz na bulwarach ma stanąć pomnik Armii Krajowej i władze miasta chcą przenieść Dżoka. - W Krakowie jest tyle miejsca, nie rozumiem, po co go przenosić. Trzeba go będzie wykopać, na nowo robić fundamenty - martwi się Chromy. - AK zasługuje, by ją upamiętniać, ale pomnik może stanąć parę metrów dalej.

Stworzył prawdziwy dom
Iwona - żona Chromego, dużo młodsza od męża - była jego uczennicą w liceum plastycznym. Wtedy wszystkie dziewczyny w klasie się w nim podkochiwały. A ona jedna nie, była odporna na urok profesora.

Zakochała się w nim dopiero w... tramwaju. Spotkali się przypadkiem i zaiskrzyło. Zwierzała się potem matce: jaki on przystojny, wysoki, wspaniały. Ślub wzięli w kościółku na Woli Justowskiej.

Ojcem został późno, bo dopiero w wieku 46 lat. I może dlatego córki zawsze były jego oczkiem w głowie. Kinga Chromy pamięta, że kiedy była mała, tata zabierał ją i siostrę do smoka wawelskiego. Bały się tego smoka, który ział ogniem.

- Tata był bardzo dobrym tatą, cały czas o nas myślał - opowiada. - Rozpieszczał nas, co chwilę wymyślał nowe atrakcje: a to odpust na Bielanach, a to wycieczki do Lasku Wolskiego. Stała tam budka Baby Jagi, w której sprzedawali paluszki i colę. Bardzo lubiłyśmy tam chodzić: tato, zabierz nas do zoo, nudziłyśmy. A naprawdę chodziło o tę colę i paluszki.

I jeszcze dodaje: Tata jest bardzo tolerancyjny. Nigdy nie wywierał na mnie presji. No, może poza tym, że już jak się urodziłam, to prawie mnie zapisał na ASP. W domu też ciągle słyszałam, że idę na ASP. Przez rok miałam zajęcia z rzeźby u taty. Był fajnym profesorem, bo chciał nas czegoś nauczyć. Innych wykładowców najczęściej w ogóle nie było na uczelni.

Galeria zamknięta w muszli
Nieopodal domu, w parku Decjusza, Chromy ma galerię swoich prac. Sam budynek - biały, częściowo przeszklony, w kształcie kopuły, ukryty wśród zieleni - to wielka rzeźba. Gdy powstawał, miał być muszlą koncertową.

Taki obiekt w dzielnicy willowej, w której nie było kin ani teatrów, na trasie turystycznej z Krakowa do Lasu Wolskiego wydawał się świetnym pomysłem. Okazał się jednak niewypałem - mieszkańcom było do niego nie po drodze. Chromy wydzierżawił muszlę od miasta, dostosował do swoich potrzeb. I dziś, w zalanym słońcem wnętrzu można oglądać jego prace. Rzeźby stoją też przed galerią. Na przykład pomnik "Piwnicy pod Baranami" - dwie wielkie obręcze z brązu wsparte na kolumnach, z których wystają głowy Skrzyneckiego, Dymnej, Miłosza i wielu innych piwnicznych artystów. Bo też, gdyby nie Chromy, Piwnicy może wcale by nie było. To w jego głowie urodziła się myśl o tym, by stworzyć w Krakowie Tygiel Artystyczny.

Prof. Hodysowi, historykowi sztuki, który często bywał w Paryżu i poznawał najnowsze tendencje w sztuce, pomysł bardzo się spodobał. "A wiesz - powiedział - na Zachodzie modne są kluby w starych piwnicach, gdzie przechowywano wino. Jest w nich coś bardzo ważnego, nastrój. To dla młodych artystów jest konieczne". I wspólnie taki lokal znaleźli. W samym pępku Krakowa.
Pasja , którą dostał na całe życie

Na wakacjach, w domku na Mazurach nad brzegiem jeziora, artysta odpoczywa. Malując obrazy. Śpi w pracowni, bo rano, jak tylko otworzy oczy, chce widzieć płótno. A nuż coś fantastycznego mu przyjdzie do głowy, niebanalne rozwiązanie ?
Przez ostatnie dwa lata dużo chorował: złapało go zapalenie płuc, sepsa. Ale nawet wtedy nie siedział bezczynnie. Nie mógł się ruszać, więc pisał.

- Po pięciu dniach w szpitalu tata znów był w swoim żywiole, gwiazdorzył, rozdawał książki, autografy - śmieje się Kinga Chromy. - Bardzo lubi swoją galerię. Jest pełen pasji. Chciałabym nawet, żeby mniej rzeźbił, bo to wyczerpujące. Ale jest uparty, sam decyduje. Myślę, że jest zadowolony z życia i dumny z siebie, ze swoich rzeźb. Zna swoją wartość.

A Chromy dodaje: Ulubiona rzeźba to ta, którą artysta ma w zamyśle, która jeszcze nie powstała. Na szczęście cały czas mam dużo zamówień, na wyobraźnię też nie narzekam. Żal by było umierać, jak ma się tyle do zrobienia. To, co się udało, to się udało. A co nie, pozostanie niedokonaniem.

Przy pisaniu tekstu korzystałam też z autobiografii prof. Bronisława Chromego pt. "Kamień i marzenie".

Prof. Bronisław Chromy ma już 89 lat. Ale nie brakuje mu pasji. Praca jest całym jego życiem, grzeje go wewnętrzny płomień

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska