Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez cewnik i balonik do zdrowego serca

Maria Mazurek
Takich operacji w szpitalu przy ul. Kopernika wykonuje się setki rocznie
Takich operacji w szpitalu przy ul. Kopernika wykonuje się setki rocznie Andrzej Banaś
Czy da się naprawiać serce przez rurkę o kilkumilimetrowej średnicy, pod niepełną narkozą? Jeszcze 20 lat temu nikomu o takiej operacji nawet się nie śniło.

Teraz w II Oddziale Klinicznej Kardiologii oraz Interwencji Sercowo-Naczyniowych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, którym kieruje prof. Dariusz Dudek, przeprowadza się ich kilkaset rocznie. Rozszerzenie zastawki, udrożnienie aorty, koronarografia...- aż trudno uwierzyć, że w tej chwili to typowe zabiegi.

Szansa na nowe życie
Około 90-letni pacjent - ze zwężoną zastawką i niedrożnymi żyłami - ma niewielkie szanse na przeżycie operacji na otwartym sercu. Tymczasem takie wady układu krążenia, które chcą właśnie zoperować lekarze z krakowskiego szpitala przy ul. Kopernika, są bardzo typowe dla starszych pacjentów.

- Co dziesiąta osoba w tym wieku ma podobne problemy - podkreśla prof. Dariusz Dudek. - Dzięki osiągnięciom współczesnej medycyny możemy leczyć różne choroby i znacznie wydłużać pacjentowi życie. Niestety, nie wszystkie organy, na czele z sercem, są w stanie żyć w dobrej formie przez tyle lat. Zużywają się. Trzeba im więc pomóc - tłumaczy znany kardiolog inwazyjny.

Osoby starsze często mają problem z zastawką aortalną. Jakie zadanie ona spełnia? Przepuszcza utlenowaną krew z serca do aorty, głównej tętnicy naszego ciała. Dzięki temu tlen, transportowany przez krew, może trafić do wszystkich tkanek.

Jeśli zastawka jest zbyt wąska, krew przepływa przez nią w mniejszych ilościach. Wszystkie organy (żołądek, krew, mózg, wątroba...), wszystkie komórki, są więc niedotlenione. W ten sposób rodzą się problemy ze zdrowiem. Najpierw niezauważalne, z biegiem lat coraz poważniejsze.

Dla starszych osób takie schorzenie oznaczało często wyrok śmierci - operacja na otwartym sercu wiązała się bowiem z bardzo dużym ryzykiem. Nadzieja dla takich pacjentów pojawiła się kilka lat temu, gdy w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim zaczęto przeprowadzać operacje przez cewnik, rurkę z tworzywa sztucznego o niewielkiej średnicy.

Stoicki spokój
90-letni mężczyzna jest już po udrożnieniu aorty. Zabieg wykonał zespół prof. Dudka. W sali czeka na jeszcze jedną operację. Jest znieczulony, ale nie w pełnej narkozie. Profesor Dudek wpada do kliniki przy Kopernika, by jeszcze przed wylotem do Dubaju (będzie tam uczył lekarzy swoich metod) przeprowadzić operację.

Przebieramy się w czepki, jednorazowe stroje przypominające pidżamę, maski i coś jeszcze - ołowiane fartuchy. Mają nas chronić przed promieniowaniem rentgenowskim, dzięki któremu podczas operacji obserwuje się serce i żyły pacjenta.

Tak wyposażeni wchodzimy do sali. Pacjent ma otwarte oczy. Od czasu do czasu coś mruczy, rusza się. - Proszę się tym nie przejmować - uspokaja prof. Dudek. - Po operacji niczego nie będzie pamiętał. Jest znieczulony, podaliśmy mu też leki uspokajające i nasenne. Choć ma otwarte oczy, nie ma pełnej świadomości - podkreśla.

Nad stanem pacjenta będzie czuwać kilkoro lekarzy, instrumentariuszki, anestezjolog... Na monitorze mogą śledzić ciśnienie, tętno, pracę serca. Ultrasonograf pokaże im jak bije serce, a zdjęcia rentgenowskie - wygląd aorty i okolicznych żył.

Pompują balonik
Lekarze wprowadzają cewnik przez pachwinę. Żyłami zostaje doprowadzony w okolice serca. Kiedy są już blisko, próbują go "wbić" do aorty. Nie udaje się za pierwszym razem. Muszą zmienić cewnik na taki o mniejszej średnicy...

Kolejna próba jest udana. Na cewniku znajduje się specjalny balonik. Kiedy "wędruje" do serca jest niewielki. Gdy dotrze do zastawki i uda się go ustawić w odpowiednim miejscu, lekarze zaczynają go "pompować". Jest bardzo mocny - wykonany ze specjalnego tworzywa sztucznego może wytrzymać ciśnienie odpowiadające kilku atmosferom.

Na ten czas lekarze - za pomocą lekarstw - zatrzymują pracę serca. Przestaje bić. - To konieczne, bo moment rozszerzenia aorty byłby dla pacjenta bardzo nieprzyjemny. Mógłby odnieść wrażenie, że umiera - tłumaczą kardiolodzy. Ów "kluczowy moment" trwa sekundy. W tym czasie lekarze, z mistrzowską precyzją i godnym podziwu opanowaniem - patrząc w monitor - kilkoma szybkimi ruchami rozszerzają zastawkę.

Po chwili wyjmują cewnik. Jednocześnie anestezjolog "budzi" pacjenta, podając mu leki. Wraca praca serca, a pacjent otwiera oczy. - Panie Stanisławie, proszę się obudzić - instruują starszego pana. Operacja się udała.

Kardiologia inwazyjna to zabiegi wykonywane na bijącym sercu - cewnikiem, bez otwarcia klatki piersiowej i pełnej narkozy.

Wymiana zastawki
Zupełnie inne wrażenie wywierają operacje kardiochirurgiczne. Wykonywane są przy pełnym znieczuleniu, otwartej klatce piersiowej, zatrzymanej pracy serca i płuc (na czas operacji ich rolę przejmuje specjalna maszyna, tzw. płuco-serce, która utlenia krew z żył i pompuje ją z powrotem do tętnic).

Zabiegi kardiochirurgiczne to m.in. przeszczepy serca, usuwanie skomplikowanych wad, wymiana zastawki, uzupełnienie ubytków w przegrodzie międzykomorowej itd. Na taką właśnie operację, kilka miesięcy wcześniej, zaprosił mnie doc. Bogdan Kapelak ze Szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie, bliski współpracownik prof. Dudka.

Konieczna była wymiana zastawki u młodego, około 30-letniego mężczyzny. Lekarze mieli do wyboru dwie możliwości: umieścić w sercu zastawkę ze sztucznego tworzywa (wytrzymałaby prawdopodobnie całe życie, ale mężczyzna musiałby brać leki i zrezygnować z pełnej sprawności fizycznej) albo biologiczną. Doc. Kapelak wybrał drugą możliwość - zastawka ze świni jest wprawdzie mniej trwała (wytrzyma około 20 lat, konieczna będzie więc kolejna operacja), ale lepiej sprawdza się w codziennym życiu.

Mężczyzna został całkowicie uśpiony. Klatka piersiowa musiała być bowiem szeroko otwarta, tak aby lekarze mieli nieograniczony dostęp do serca i płuc. Gdy weszliśmy na salę serce jeszcze biło, a płuca rytmicznie się unosiły. Po chwili lekarze umieścili jedną kaniulę w aorcie głównej, a drugą w żyle głównej. Następnie podali leki zatrzymujące pracę płuc, a chwilę później - serca. Ich rolę przejęło sztuczne płuco-serce. To maszyna wypompowywała nieutlenowaną krew pacjenta z żyły, dodawała do niej tlen i pompowała do tętnicy.

Tymczasem pozbawione krwi organy opadły, zmniejszyły się, jakby zwiędły. Lekarze mogli więc zająć się wymianą zastawki. Najpierw musieli wyciąć zepsutą, a potem dobrać odpowiednich rozmiarów zastawkę zwierzęcą. Po precyzyjnym wszyciu nowej zastawki i upewnieniu się, że wszystko działa, można było wyłączyć maszynę i przywrócić funkcje życiowe płucom i sercu.

***
Choć wydaje się, że są to bardzo proste zabiegi, tak nie jest! Sala operacyjna to takie miejsce, gdzie nie można pozwolić sobie na najmniejszy błąd, drżenie rąk czy zawahanie. Od wiedzy i umiejętności kardiologów i kardiochirurgów, zwykłych na pozór ludzi, mających swoje rodziny, problemy i pasje, zależy przecież ludzkie życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska