Pierwsza połowa przyniosła wręcz końską dawkę emocji. Padły cztery bramki, były trzy arcyważne analizy VAR, dwie kontuzje, okrzyki zachwytu i jęki zawodu na trybunach. Ale po kolei.
Zgodnie z przypuszczeniami Liverpool szybko trafił WBA. Stało się tak przez niezdecydowanie Jonny'ego Evansa. Stoper gości w pewnym momencie odpuścił bieg za piłką, którą przejął Mohamed Salah. Bramkarz dał radę obronić próbę Egipcjanina, lecz okazał się bezradny wobec chirurgicznego lobowania ze strony Roberto Firmino:
Po takim wejściu można było spodziewać się dalszej rozbiórki WBA, ale nastąpiło coś zupełnie odwrotnego – to drużyna gości niespodziewanie odrobiła straty i wyszła aż na dwubramkowe prowadzenie przed zejściem do szatni. Dwie szybkie akcje wykorzystał Jay Rodriguez, a samobója dołożył Joel Matip. W międzyczasie sędzia Craig Pawson po wideoweryfikacji cofnął inną bramkę dla WBA, dopatrując się faulu w polu karnym, by chwilę potem przyznać jedenastkę dla Liverpoolu. Firmino obił jednak poprzeczkę.
Grzegorz Krychowiak, tak jak cały zespół, grał dobrze. Liczby po tym występie będą jego sprzymierzeńcem; to jego podanie zapoczątkowało akcję na 2:1 i jego zagranie okazało się kluczowym przy kolejnym. Prawdą jest też, że głupią stratą niemal sprokurował utratę bramki. Na szczęście Polaka Salah kopnął tylko w boczną siatkę.
West Brom w drugiej połowie grał odpowiedzialnie, a chwilami nawet z fantazją. Gola stracił (Salah), ale nie pogrzebał on szans na awans. W poniedziałek drużyna Krychowiaka pozna więc rywala w 1/8 finału.