Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Quioto: napastnik z sercem na dłoni [ZDJĘCIA]

Justyna Krupa
W ojczyźnie miałem ksywkę "Romantyk". Dziennikarze pisali, że jestem rozkochany w strzelaniu goli - wyznaje nowy piłkarz Wisły Kraków Romell Quioto.

Mając zaledwie 21 lat, przeprowadził się na inny kontynent. Bez znajomości języków. Nie potrafi porozumieć się ani po angielsku, ani - tym bardziej - po polsku.

W ojczystym Hondurasie zostawił rodzinę, w tym 2-letnią córkę. Ale nie narzeka.

- Jestem świadom, że muszę przede wszystkim myśleć o swojej przyszłości. I o przyszłości mojej rodziny, której muszę zapewnić godne życie. Muszę zapomnieć na pewien czas o plaży czy fiestach i poświęcić się pracy. Chcę się skoncentrować w pełni na tym, co mamy osiągnąć z Wisłą - mówi z przekonaniem nowy napastnik "Białej Gwiazdy".

Wisła wypożyczyła młodego snajpera z ekstraklasowego Club Deportivo y Social Vida na jeden sezon.

Wybrał Kraków z powodu Chaveza

Quioto miał też propozycje gry w Arabii Saudyjskiej, interesowały się nim kluby norweskie. Zdecydował się jednak na Kraków.

Jak zapewnia, wybrał Wisłę także dlatego, że tu ma kogoś, kto jest dla niego jak starszy brat. Jego rodak, obrońca "Białej Gwiazdy" Osman Chavez pomaga mu jak może w aklimatyzacji. Sam przeszedł podobną drogę dwa lata wcześniej i wie, jak trudno Honduraninowi nauczyć się życia w Polsce.

- Znamy się z Osmanem już od kilku lat. Przede wszystkim łączą nas powiązania rodzinne. Matka mojej córki to jego siostrzenica - wyjaśnia Quioto.

- Zresztą Osmana spotkałem po raz pierwszy jeszcze zanim poznałem matkę mojego dziecka. Wtedy jednak nie mieliśmy jeszcze okazji dobrze się poznać, znałem go tylko jako zawodnika - wspomina.

Dom i boisko były blisko plaży

Teraz Chavez dba, by "młody" nie zrobił żadnego głupstwa i nie zagubił się w "wielkim świecie". Zabiera go na spotkania ewangelizacyjne, które współorganizuje. - Słuchamy tam Słowa Bożego, modliliśmy się. Jestem wdzięczny Bogu, że ktoś taki, jak Osman pojawił się na mojej drodze życia, bo jest dla mnie przykładem. Osobą, którą bardzo podziwiam i szanuję. Dzięki jego radom daleko zajdę w życiu - uważa Quioto.

Obaj zawodnicy Wisły pierwsze piłkarskie kroki stawiali w tej samej okolicy, w departamencie Colon, na północy Hondurasu.

- Mój dom był położony dość blisko plaży. Dla mnie jednak ważniejsze było to, że jeszcze bliżej znajdowało się boisko. To tam mnie zawsze ciągnęło, nie na morze. Nigdy nie miałem zapędów, by uprawiać sporty wodne, żeglarstwo czy windsurfing. Futbol pochłaniał mnie w całości - wspomina Quioto. -Pamiętam doskonale moment, gdy mama kupiła mi pierwsze korki "Joma" i... moją radość.

Osman Chavez podkreśla, że jego dzieciństwo w Hondurasie nie było łatwe. Wychowywał się bez ojca. Musiał nocą pracować przy połowie ryb, by w dzień móc się uczyć.

- Moje dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej. Mogłem skoncentrować się po prostu na nauce. A potem na piłce - twierdzi Quioto. - Nie chodziłem, niestety, do szkoły sportowej, bo w Hondurasie ciężko było wówczas o taką możliwość. Choć teraz sytuacja pod tym względem się poprawia.
Mama wspierała młodego Romella w realizacji jego marzeń o piłkarskiej karierze. Jako 16-latek trafił do drugoligowego Union Ajax.

- Prezes tego klubu był znajomym mamy. Później to właśnie on polecił mnie ekipie Vida, czyli drużynie, z której wypożyczyła mnie Wisła - wspomina. Młodzieńczym idolem Quioto był ówczesny zawodnik Interu Mediolan David Suazo. To jeden z nielicznych honduraskich napastników, którzy zrobili poważną karierę w Europie. - Jako nastolatek bardzo go podziwiałem. Ze względu na jego grę i osobowość.

Po udanym sezonie 2011/2012, w którym Quioto strzelił dla CDYS Vida 8 goli w lidze, dziennikarze okrzyknęli go jednym ze zdolniejszych piłkarzy młodego pokolenia w Hondurasie.

- Media nadały mi ksywkę "Romantyk" - wspomina snajper. - Wszystko dlatego, że w swoim czasie po każdym strzelonym golu dłonie układałem w kształt serca. Dziennikarze pisali, że jestem rozkochany w strzelaniu goli. Prawda była taka, że na trybunach siedziała moja ówczesna miłość i to serce było skierowane do niej.

Londyn? Przeznaczenie chciało inaczej

Zwieńczeniem jego dobrych występów w poprzednim sezonie miał być wyjazd z olimpijską kadrą na igrzyska w Londynie. Tuż przed turniejem okazało się jednak, że selekcjoner wykreślił nazwisko Quioto z listy powołanych wraz z trzema innymi "pechowcami".
W efekcie awans swojej drużyny do ćwierćfinału wiślak śledził przed telewizorem.

- Nigdy wcześniej w historii żadna reprezentacja naszego kraju nie osiągnęła takiego sukcesu. W grupie wygrali przecież z Hiszpanią. Byłem dumny z kolegów. Jednocześnie jednak czułem smutek, bo taka okazja, by zagrać na olimpiadzie, przydarza się właściwie tylko raz w życiu. To dość przygnębiające, że mogłem tam się znaleźć, a przeznaczenie chciało inaczej - przyznaje.

W barwach Wisły Quioto zdążył na razie rozegrać tylko jeden mecz o stawkę, w Pucharze Polski. Zagrał nieco ponad pół godziny, ale w tym czasie udało mu się zaliczyć asysty przy trzech bramkach "Białej Gwiazdy". - Starałem się wykorzystać ten czas, który dostałem od trenera. To spotkanie pomogło mi nabrać pewności siebie - zapewnia.

Można byłoby przypuszczać, że 21-latek będzie chciał jak najszybciej ściągnąć do Polski rodzin, by nie przebywać na obczyźnie samemu. Okazuje się jednak, że Quioto - póki co - postanowił radzić sobie w pojedynkę.

- Nie mam na razie w planach ściągać bliskich do Krakowa. Muszę sam oswoić się z nowym otoczeniem i nową drużyną, zorganizować sobie życie tutaj - wyjaśnia.

Zresztą, zanim opuścił Honduras, też nie mieszkał z matką swojego dziecka. - Dopiero teraz zaczynam się naprawdę usamodzielniać, po raz pierwszy sam wynajmuję mieszkanie. W ojczyźnie mieszkałem z mamą - wyjaśnia.

Gdy urodziła się jego córeczka, miał 19 lat. - Na pewno dla tak młodego człowieka jak ja posiadanie dziecka i zakładanie rodziny nie jest sprawą łatwą - wzdycha. - Trzeba nauczyć się odpowiedzialności, by być w stanie utrzymać rodzinę.

Pobyt w Krakowie będzie więc dla Quioto prawdziwą lekcją dorosłego życia. Podobnie uważa Kew Jaliens, obrońca Wisły: - Na szczęście gra w piłkę pozwala człowiekowi bardzo szybko dojrzeć. Najważniejsze, by Romell wziął się za naukę języków.
Jaliens jest dla Quioto wsparciem, bo jako jeden z nielicznych wiślaków potrafi porozumieć się po hiszpańsku. - To otwarty chłopak. Ale problem może się pojawić wtedy, gdy Romell nie będzie miał ani mnie, ani Osmana Chaveza pod ręką - przestrzega.
Quioto zapewnia , że radzi sobie coraz lepiej w nowej rzeczywistości.

- Osman wyjechał na kilka dni na zgrupowanie kadry i nie było wcale tak strasznie- śmieje się. - Czuję się coraz pewniej w drużynie, prawie jak w domu. Potrafię zrobić zakupy, nawet bez znajomości języka. Osman nie będzie mnie przecież przez całe życie "niańczył".

Futbol jest dla niego całym światem

Sprawia wrażenie, jakby nie interesowało go nic poza piłką. Pytany o marzenia niezwiązane z futbolem, długo się zastanawia, po czym rozkłada ręce: - Problem w tym, że jest mi trudno marzyć o czymś, co nie ma związku z piłką.

Jaliens zapewnia jednak, że z młodym wiślakiem da się porozmawiać o czymś więcej niż tylko o futbolu. - Jego pasją jest muzyka - zdradza. - W kółko słucha latynoskich rytmów. Lubi potańczyć i dobrze się bawić. W końcu jest młody.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

 
Krakowski szybki tramwaj na pięciu nowych trasach - sprawdź!
 
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska