https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Radnym nie zależy na ratowaniu krakowskiego Budżetu Obywatelskiego

Arkadiusz Maciejowski
Andrzej Wisniewski / Polskapresse
Kuriozalna postawa radnych miejskich powoduje, że mieszkańcy jeszcze bardzie mogą zniechęcać się do udziału w Budżecie Obywatelskim. Z sześciu radnych zasiadających w Radzie BO, aż trzech... nie pojawiło się w 2017 roku ani razu na jej obradach. To Adam Grelecki, Michał Drewnicki oraz Adam Migdał.

Radę BO - która rekomenduje zmiany w jego regulaminie i decyduje m.in. o tym które projekty są dopuszczane do głosowania - trawią również inne problemy. I de facto powoli się ona rozpada. Odchodzą z niej kolejni członkowie, twierdząc, że pomysły na poprawę Budżetu Obywatelskiego są „rozjeżdżane walcem”.

W Radzie BO zasiada łącznie 37 osób. Wśród nich urzędnicy, aktywiści oraz radni - zarówno miejscy jak i dzielnicowi, którzy stanowią najliczniejszą grupę. I to oni mają szukać pomysłów na to, by nie powtarzały się takie sytuacje jak z zeszłego roku, gdy w głosowaniu na zgłoszone projekty do BO wzięło udział tylko 32 280 krakowian.

Tymczasem z sześciu radnych miejskich, na obradach Rady BO regularnie pojawiał się w 2017 r. tylko Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta. Z listy obecności wynika, że Anna Szybist (niezależna) była tylko na trzech z 12 spotkań a Aleksander Miszalski (PO) na dwóch (jedna nieobecność usprawiedliwiona). Z kolei Michał Drewnicki (PiS), Adam Migdał (klub Przyjazny Kraków) i Adam Grelecki (PiS), nie pojawili się ani razu. Najbardziej kuriozalne są jednak ich tłumaczenia. Np. radny Grelecki był zaskoczony pytaniem o nieobecność na spotkaniach Rady BO. Nie wiedział bowiem... że jest jej członkiem. „Muszę tę sprawę wyjaśnić” - stwierdził. Z kolei Adam Migdał tłumaczył się tym, że... terminy obrad BO były dla niego „niedogodne”. I bagatelizował całą sprawę. - Nie widzę analogii między moją nieobecnością a słabym zainteresowaniem mieszkańców ideą BO - mówi radny Migdał. Sęk w tym, że to właśnie radni, szczególnie Ci zasiadający w Radzie BO powinni dawać przykład. A dają fatalny. Radny Drewnicki twierdzi, że przestał przychodzić na obrady bo do niczego konstruktywnego nie prowadziły.

Zgodnie z regulaminem, członkowie Rady BO mogą zostać odwołani w przypadku nieusprawiedliwionej nieobecności na połowie posiedzeń w ciągu roku. - Decyzję w sprawie osób, które nie były na połowie posiedzeń powinna zostać podjęta w tym tygodniu - zaznacza Andrzej Kulig, wiceprezydent Krakowa i członek Rady BO. Inne kary radnym nie grożą, bo praca w Radzie jest „działaniem społecznym, nieodpłatnym”.

Tymczasem z członkostwa w niej sama zrezygnowała aktywistka miejsca Natalia Nazim. - Powodów było kilka. Niektórym członkom Rady brakowało np. prospołecznej postawy, przez co wiele zgłoszonych przez mieszkańców projektów było odrzucanych - mówi Natalia Nazim. Andrzej Kulig przyznaje, że między członkami Rady BO dochodziło do „tarć”. - Faktycznie jednym z rozwiązań mogłaby być kadencyjności w Radzie, by zmieniały się zasiadające w niej osoby i, by usprawnić jej działanie. Będziemy nad tym pracować - zaznacza wiceprezydent.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
krak
No u mnie na dzielnicy od ponad dwóch lat powstaje rondo. A potem się dziwią, że ludzie nie chodzą głosować.
x
x
BO to namiastka rodzącej się w PL prawdziwej samorządności. Obecnie samorządy to fikcja. Mamy radnych ale robią co chcą, wyborcy nawet nie wiedzą często kto jest ich radnym w dzielnicy. Mamy prezydenta któy rozliczany jest co wybory ale w zasadzie to nie wiemy za co on odpowiada. Mamy armię urzędników która nie odpowiada za swoje decyzje w zasadzie w ogóle.
BO był początkiem nauki społeczeństwa tego, że bieżące skupienie i zainteresowanie swoją okolicą i polityką w niej prowadzoną (polityką inwestycji rozwoju itp) jest warte zachodu. Bo to my - obywatele - bezpośrednio i co roku mieliśmy móc wybierać w co konkretnie będą inwestowane nasze pieniądze.
Dlaczego to się nie udaje? (patrz na to jak realizowane są projekty i jak zachęcane są osoby do brania udziału w głosowaniu). Dlatego, że politycy boją się samorządności obywateli. Boją się być rozliczanym z decyzji, nie chcą się nam, mieszkańcom i ich szefom i pracodawcom, tłumaczyć z tego co robią. Mamią nas przy wyborach ulotkami na których od kilku kampanii nie ma nawet ich poglądów. Jest jedna strategia - walnąć nazwisko grubą czcionką i zrobić tak, żeby przy urnie nam się skojarzyło na tyle mocno, żeby postawić przy nim krzyżyk.
Gdybyśmy żądali od radnych tłumaczenia się z decyzji, z tego jak za czym głosowali z komentarzem - np na stronie www po każdej sesji rady miasta, wówczas każdy mógłby być rozliczany.
Radni torpedują BO, bo nie chcą kontroli obywateli nad ich działaniem. Zamiast służyć obywatelowi, chcą być wodzami i cezarami na 5 lat a potem może się uda i jeszcze... i tak do końca. Zawód polityk.

W Polsce nie zmieni się nic jeśli nie zmieni się podejście obywateli. Niestety nasze - ludzi - zaangażowanie jest często deptane i BO i jego podejście doskonale pokazuje że łatwo dajemy sobie odebrać prawa.

Uważam, że powinniśmy walczyć o samorządy. BO to tylko mały kroczek w edukacji społeczeństwa do bycia świadomym i zaangażowanym obywatelem. Później powinna przyjść kolej na wybór dzielnicowych (policjanta dbającego o naszą okolicę), sędziego - wszystko w wyborach samorządowych. I wówczas politycy będą pod pręgierzem takim jak być powinni - pręgierzem obywateli.

Wszystko zaczyna się od małych rzeczy. Liczę na to, że Krakowianie wraz z coraz większym odsetkiem ludzi wychowanych w wolnej, demokratycznej Polsce, nie skażonych czerwoną zarazą i indoktrynacją narzuconą przez władze deptającą swobody obywatelskie będzie umiała się postawić i coraz głośniej upominać się o swoje.
v
veronika
prosimy o sadzenie drzew wartościowych, długowiecznych i w 50% iglastych!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska