WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
- Był to słaby mecz w naszym wykonaniu i nie ma co tego kryć - bez pudrowania rzeczywistości rozpoczął Radosław Sobolewski. - Zacznę od tego, że nie mogę zarzucić piłkarzom, że nie chcieli. Nie mogę im zarzucić, że nie walczyli. Dali z siebie wszystko, starali się grać na sto procent, na tyle, ile tym razem mogli. Chciałbym zwrócić uwagę na fazę atakowania. Za dużo mieliśmy prostych, niewymuszonych strat, które dawały tlen przeciwnikowi, a nas wbijały w ziemię. Za dużo było niekontrolowanych zagrań. To mi bardzo przeszkadzało w trakcie meczu. Musimy zwrócić na to uwagę, żebyśmy z większą swobodą operowali piłką pod presją przeciwnika. A Termalica zagrała naprawdę bardzo agresywnie. Wyszła z nastawieniem gry jeden na jednego na całym placu. My nie mogliśmy sobie z tym poradzić, a dodatkowo te straty napędzały przeciwnika. Kolejna rzecz, w drugiej połowie chcieliśmy zagrać bardziej bezpośrednio i wychodziliśmy z paroma akcjami, mieliśmy zalążki sytuacji. Brakowało jednak ostatniego podania, brakowało przytrzymania piłki. Na pewno będziemy nad tym pracowali. Też ciężko w tym meczu nam było odpocząć, bo w przeciwieństwie do spotkania z ŁKS-em, gdzie utrzymanie wyglądało zupełnie inaczej, można było wtedy chwilę odsapnąć poprzez właśnie utrzymanie się przy piłce. Tutaj tego absolutnie nie mieliśmy.
Wisła pierwszy raz od 20 sierpnia i spotkania ze Skrą Częstochowa nie straciła bramki. Sobolewski jednak mówi: - Jeśli miałbym zremisować, to chyba wolałbym ten remis 2:2 z ŁKS-em niż 0:0 w Niecieczy. Wolę tamtą Wisłę, z tamtego meczu. Na pewno cieszy, że nie straciliśmy bramkę, bo udało nam się zachować czyste konto od dłuższego czasu, ale Termalica miała sytuacje. Dwie naprawdę groźne, ale wybroniliśmy się. W tym meczu ewidentnie szwankowało przede wszystkim budowanie akcji, utrzymanie przy piłce, rażące prosty straty.
Zapytaliśmy trenera Wisły o kontrowersję z pierwszej połowy, gdy Mateusz Młyński został trafiony ręką w twarz w polu karnym przez rywala, ale sędzia nie podyktował jedenastki. - Jeszcze nie widziałem tej sytuacji w powtórce. Skoro sędzia nie gwizdnął… Cóż możemy poradzić z tej sytuacji – powiedział krótko szkoleniowiec Wisły.
Na koniec zapytany czy zauważył, że rywale momentami byli zaskoczeni, że dochodziła do nich piłka w polu karnym, odparł: - Nie mam wpływu na to, że piłkarze Bruk-Betu byli zaskoczeni, natomiast to nie tak, że wszystko było u nas idealnie w grze defensywnej. W pierwszej połowie Bruk-Bet nas przycisnął i zwłaszcza stronami, poprzez wysoko ustawionych obrońców przedostawał się pod nasze pole karne. A później czy to dośrodkowania czy wycofana piłka przynosiły im okazje, jak choćby już w 3 min po takim właśnie wycofaniu. Nie było zatem idealnie, ale też muszę na czymś budować optymizm. Dobrze, że nie straciliśmy bramki, ale do diametralnej zmiany jest nasze nastawienie w fazie budowania akcji.
Radoslav Latal i jego drużyna mają podobną serię do Wisły, bo Bruk-Bet Termalica również nie wygrała od siedmiu meczów. Trener „Słoni” jakby spokojniej przyjął jednak remis. Powiedział: - Myślę, że zagraliśmy lepiej niż w ostatnich meczach. Chcieliśmy zagrać na zero z tyłu. Graliśmy dobrze w obronie, była jedna sytuacja gdy Wisła nam mogła strzelić bramkę. My z kolei mieliśmy dużo sytuacji w okolicach bramki Wisły, ale nie mieliśmy szczęścia. Muszę jednak pochwalić drużynę zdecydowanie za to, że walczyła do ostatniej minuty. Jeśli będziemy tak walczyć dalej, to będzie lepiej.
