Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raper umiera za młodu

Katarzyna Janiszewska
W czwartek miał wracać do pracy w Anglii. W tygodniu przebukował bilet na niedzielę. Zabito go w czwartkową noc. O tragedii początkującego rapera z Nowej Huty - pisze Katarzyna Janiszewska.

Na Tomka wszyscy koledzy mówili Papug. On w hip-hopie dopiero stawiał pierwsze kroki. Coś tam nagrywał. Ale jeszcze nie był w środowisku raperów dobrze znany, wszystko było przed nim. Miał dopiero 20 lat. Dla każdego młodego chłopaka z szarych blokowisk muzyka jest szansą, aby się wybić i dostać do lepszego świata. Pewnie i Tomek o tym marzył. Nagrywał z Szajką, mocno undergrundową grupą.

Zginął zadźgany nożami, w środku starego nowohuckiego osiedla. I w tej śmierci więcej jest domysłów i niewiadomych.
Przebukował bilet

W mieszkaniu Tomka na os. Górali od kilku dni prawie nie zamykają się drzwi. Co chwilę przychodzą koledzy. Chcą porozmawiać z mamą Tomka, powie- dzieć, jak bardzo im go brakuje.

- To był taki kolega, że ostatnią kromką chleba by się podzielił - mówią. - Sam nie miał w życiu lekko, wiedział, jak jest. Zawsze można było na niego liczyć. To był nasz brat. Spełniał się w muzyce. I więcej nie ma co gadać, bo nic mu życia nie wróci.

W listopadzie Tomek pojechał do Anglii, za pieniędzmi, żeby pomóc mamie. Nie było jej łatwo, samej, bez pracy wychowywać dwójkę dzieci. Tomek zawsze był dla niej podporą. W najtrudniejszych chwilach dodawał otuchy: mama, nie martw się, wszystko będzie dobrze, trzeba tylko poczekać. Wieczny optymista.

- Ale teraz już nic nie będzie dobrze - mówi pani Joanna.

W czwartek Tomek miał wracać do pracy w Anglii. Zbierał się i zbierał do tego powrotu, ale co chwilę to odwlekał. W tygodniu przebukował bilet na niedzielę: mama, stęskniłem się, chcę jeszcze pobyć na "Huciance" - tak mówił o swojej dzielnicy. Pani Joanna nalegała, żeby syn został na święta. Ale nie, niedziela to już ostateczność, musi przecież w końcu wrócić do pracy.
W czwartek poszedł jeszcze do studia nagraniowego, na osiedle Szkolne, tuż obok, rzut beretem. Miał z chłopakami dograć jeden kawałek, chcieli niedługo wydawać płytę. Od dawna interesował się hip-hopem, to była jego największa pasja.

- Nie do końca pasuje mi taka muzyka, nie słucham jej - mówi pani Joanna. - Ale syn w swoich piosenkach mówi ł całą prawdę. Z nich najlepiej widać, jakim był człowiekiem. Liczyła się dla niego rodzina, przyjaciele. Zdarzyło mu się popełnić w życiu kilka błędów, nie było mu lekko. Ale nie był chuliganem. Miał serce na dłoni. Pierwszy każdemu szedł z pomocą. I może teraz też stanął w czyjejś obronie?

Mama widziała go ostatni raz, jak siedział przed komputerem. Poszła do pracy, a jak wróciła, Tomka już nie było.
W nocy obudziła ją policja.

Wyrwane serce matki

To, co się wtedy stało - a raczej dlaczego - to tylko domysły, hipotezy. Wiadomo tyle, że ze studia nagraniowego Tomek z kolegą poszli do pobliskiego pubu. Spotkali tam grupę chłopaków, z którymi byli w konflikcie. Jakieś dawne animozje, zadrażnienia. Że jeden z drugim się nie rozliczył, że coś tam powiedział, ktoś kogoś "przekręcił", znaczy oszukał, a ten tamtego nie lubił, i postanowił dać nauczkę.

Od słowa do słowa wyniknęła sprzeczka. Nawet nie wiadomo do końca, o co poszło. Tomek z kolegą wyszli z knajpy około godz. 22. Tamci skrzyknęli się i dopadli ich na os. Szkolnym. Kolega uciekł. Tomek dostał kilka ciosów nożem. Zmarł, nim zdążył dojechać do szpitala.

- Mam wrażenie, że to wszystko dzieje się obok - mówi mama Tomka. - Nie dociera to do mnie. Boję się pogrzebu. Jestem pusta w środku. Wyrwano mi serce. Staram się nie myśleć o tym, co się stało, nie dopuszczać do świadomości...
- Tu, na osiedlu, w bloku, wszyscy Tomka lubili - dodaje babcia. - To był taki chłopak, że każdemu się ukłonił, pięć razy powiedział dzień dobry. Grzeczny, uśmiechnięty, wesoły. No bo, czy gdyby on był zły, to tylu kolegów by na pogrzeb przyjechało? - pyta.

Miał dziewczynę i tyle planów na przyszłość. Znali się od roku, ale Tomek już chciał się zaręczyć. Zaręczyny miały być w sobotę. - Nie wiem, czy kupił już pierścionek - przyznaje mama. - Nie wszystko mi mówił. A teraz... teraz mam taką pustkę w głowie, że na najprostsze pytania nie potrafię odpowiedzieć.

Nikt nie wie, dlaczego

Dlaczego zginął, tego nie wie nikt. Znajomi mówią, że nie interesowały go piłkarskie kluby, kto z kim ma "zgodę", a kto "kosę". I policja takiej wersji raczej nie bierze pod uwagę. Ale Szajka, grupa, z którą Tomek nagrywał, nieoficjalnie jest kojarzona z Cracovią.

Nieoficjalnie, bo chłopaki w tekstach nie mówią o swych klubowych sympatiach. No, ale żyjemy w Krakowie, każdy jest za kimś. Mieszkasz na Bieżanowie - jesteś Wiślakiem. Pochodzisz z Kozłówka, musisz kibicować Pasom. Automatycznie, bez pytania. Więc kiedy ginie młody chłopak, takie skojarzenia się nasuwają.

- Nie sądzę, aby chodziło o przestępczość zorganizowaną, handel narkotykami - mówi dr Maciej Szaszkiewicz, psycholog. - Takie grupy działają inaczej, po cichu. A tu cała akcja była nieprofesjonalna, wydarzyła się w środku osiedla. To wygląda jak zabójstwo na tle emocjonalnym, które wyniknęło z doraźnego konfliktu. Może chłopak obraził lidera jakiejś grupy, wdał się w pyskówkę, zadrasnął czyjś honor? I postanowili wymierzyć mu karę.

Nieproporcjonalny skutek

Roman Bosski, z krakowskiego składu hiphopowego Firma nie znał Tomka i nie ma pojęcia, co się stało. Ale jakiekolwiek by były przyczyny - podkreśla - skutek jest nieproporcjonalny.

- To był młody chłopak, nie miał przecież nie wiadomo czego na sumieniu, nie mógł sobie tyle nagrabić, aby ktoś życzył mu śmierci - mówi. - Powody były błahe, jakieś duperele, nie musiało się tak stać. Jego oprawcy nie zdawali sobie chyba sprawy z tego, co robią. To ogromna tragedia. A najsmutniejsze i najbardziej bulwersujące jest to, że media wykorzystują ją, by napluć na cały hip-hop, robią aferę, nagonkę. Nie szukają sedna problemu.

Prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny mówi o tzw. amoku sytuacji. W grupie jeden zachęca drugiego do coraz brutalniejszego działania, wytwarza się nastrój bezwzględności, terroru. I dochodzi do finału, który nie był zamierzony.
- Normalny człowiek zastanawia się nad reakcją - mówi prof. Nęcki. - Ale są grupy, w których akcja wywołuje reakcję bez żadnych przemyśleń, refleksji. Nakręca się spirala. Rozum słabnie, emocje biorą górę.

Ludzie są napięci, podenerwowani. A to sprzyja agresji. - Z filmów, internetu aż kapie wyrafinowana przemoc - mówi prof. Nęcki. - Większość podchodzi do tego z dystansem. Ale dla kogoś podatnego na sugestie, o mniejszym intelekcie, stanie się to wzorem. Mieszanka frustracji, agresji, bezkarności daje impuls do okrucieństwa. Ludzkie życie coraz mniej znaczy. Takie czasy.

Jest wrzesień 1996 roku. Tupac - amerykański raper u szczytu kariery - przyjeżdża do Las Vegas zobaczyć walkę bokserską Mika Tysona i Bruca Seldona. Gdy opuszcza hotel, dochodzi do incydentu, pozornie nic wielkiego. Członek wrogiego gangu zostaje pobity przez świtę rapera. To kara, bo wcześniej ukradł jednemu z nich złoty łańcuch z logo muzycznej wytwórni.
Kilka godzin później kawalkada luksusowych samochodów z Tupakiem w środku zatrzymuje się na czerwonym świetle.
Przez ulicę przechodzą ludzie, tamują ruch. Nagle, z prawej strony bmw pojawia się biały cadillac. Padają strzały, pięć z nich dosięga rapera. Tupac umiera mając zaledwie 25 lat.
A jego śmierć do dziś nie zostaje wyjaśniona.

Współpraca Karolina Gawlik

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska