Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reforma edukacji po krakowsku [KOMENTARZ]

Przemek Franczak
fot. archiwum Polskapresse
Szkoda, że niewiele rzeczy udaje się krakowskiej władzy tak dobrze, jak podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. Zapomniano wprawdzie o rozdawaniu mieszkańcom worków na bilon, bo bez tego już wkrótce nie uda się kupić biletu w tramwajowym automacie, ale to zaledwie drobne przeoczenie, w innych inicjatywach błędów jest ciut więcej. Tak jak w likwidowaniu szkół. Słychać o tym sporo, bo protesty rodziców są głośne. Protesty, dodajmy, słuszne.

Protest przeciwko likwidacji szkół w Krakowie [ZDJĘCIA]

Ich opór nie ma źródeł, jak sobie i innym tłumaczą urzędnicy, w lęku przed zmianami. Obawy dotyczą ich skutków i sposobu, w jaki ta reforma została przygotowana. Czyli bez ładu, składu i sensu, na zasadzie: tu się spruje, tam przyszyje i jakoś to będzie.

Zamiast z głową, zrobiono ją z excelem. Tabelki, rubryki, liczby. No więc do likwidacji poszła na przykład szkoła z Topolowej, bo dużo kosztuje, a ma słabe wyniki. Z tymi wynikami to prawda, tyle tylko, że urzędnicy nie zdołali przyswoić informacji - albo z rozmysłem ją zignorowali - że uczą się tam dzieci z rozmaitymi dysfunkcjami. Efekt jest komiczny, bo po miesiącach pracy nad projektem edukacyjnych cięć, w biurze wiceprezydent Okońskiej-Walkowicz zapanowało wielkie zdziwienie. "Ojej, to jest szkoła integracyjna? Nie wiedzieliśmy, to my się jeszcze zastanowimy". Tylko pogratulować rozeznania w temacie.

Nic więc dziwnego, że blady strach pada na rodzica, który akurat ma dziecko w przeznaczonej do likwidacji szkole. Każdy może wszak żywić uzasadnione podejrzenie, że placówkę rzeza się nie w wyniku kompetentnego researchu - konsultacje społeczne to już byłby zbędny luksus - tylko metodą na chybił-trafił. Podobnie rzecz ma się z wytypowaniem tego, co w zamian.

Nazwijmy więc rzecz po imieniu - to jest antyreforma. O reformie moglibyśmy mówić wtedy, gdyby rodzice mieli pewność, że w nowym miejscu ich dzieci będą mieć lepsze warunki do nauki i lepszą opiekę. Tu jednak nie ma o tym mowy, wiadomo, że dzieci będą miały gorzej, bo rozchodzi się tylko i wyłącznie o wyskrobanie paru marnych milionów. Resztę, czyli komfort rodziców, uczniów i poziom edukacji, urzędnicy mają głęboko gdzieś.

Argumenty pojawiają się takie, że mamy niż i są szkoły, w których jest mało uczniów. Proponowane rozwiązania polegają więc na dopełnieniu nimi szkół już i tak przepełnionych. Co, to nie wiecie, że taki problem też istnieje? Po 30 dzieci w klasach, świetlica, w której nie można znaleźć wolnego miejsca, żeby na chwilę usiąść? To przecież też polska codzienność. Mógłby człowiek nieśmiało zasugerować, że jednak celem powinny być klasy kilkunastoosobowe, lepszy program, multimedia-sredia, zwiększone dotacje, ale jeszcze zostałby uznany za wariata.

Nadziei znikąd, w końcu chora edukacja to problem ogólnokrajowy. W 2010 roku szkoła mojego dziecka mamiła rodziców sześciolatków wizją wspaniałych edukacyjnych warunków, wyremontowanej i świetnie wyposażonej klasy, nowoczesną metodyką. Skutecznie. Placówka wykorzystała dotację na sześciolatków i szła w awangardzie reformy. Po dwóch latach klasa została rozwiązana, a dzieci rozparcelowane po innych grupach. Bo oszczędności. Wielkie reformy, ich mać.

Ściubienie tych groszy z likwidacji szkół śmiesznie zresztą wygląda zestawione z wypowiedzianym już głośno pragnieniem wywalania wielu miliardów na organizację igrzysk w Krakowie. Znów się ich uczepię, bo one mi solą w oku, kołkiem w gardle, a jakoś mało komu chce się krzyczeć o opamiętanie. Tu miliony, tam miliardy, tu miliony, tam miliardy. Oczywiście usłyszycie, że to nie są te same pieniądze, bo te są inwestycyjne, z innych źródeł, a tamte inne.

Ale nie, moi drodzy, to są te same pieniądze. Moje i wasze. I czas zacząć głośno się o nie upominać. Igrzyska nie są projektem prospołecznym, tylko propolitycznym. Że ma być skok cywilizacyjny? A cóż nam po takim skoku cywilizacyjnym, skoro będziemy żyć w kraju półgłówków (za to z bobslejowym torem)? Prospołeczne byłoby wrzucenie tych wszystkich miliardów w edukację. O, to byłby prawdziwy cywilizacyjny skok. Dobra edukacja to przecież lepsi inżynierowie, ekonomiści, prawnicy, naukowcy i - niech wam będzie - dziennikarze. Lepsi ludzie. I przede wszystkim mądrzejsi politycy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska