Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Renata Knapik-Miazga: Mimo wygrania Pucharu Świata moja sytuacja się nie zmieniła

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Renata Knapik-Miazga po wygranej w Budapeszcie
Renata Knapik-Miazga po wygranej w Budapeszcie Facebook
Renata Knapik-Miazga, szpadzistka AZS AWF Kraków, odniosła jeden z największych sukcesów w swojej karierze. W Budapeszcie zwyciężyła w zawodach Grand Prix Pucharu Świata.

Doszła już pani do siebie po emocjach związanych z walkami w Pucharze Świata?

Zmęczenie jest duże, wróciłam od razu po zawodach do domu, byłam na miejscu o 4 rano. Zmęczenie dopadło mnie później.

Większe jest zmęczenie fizyczne, czy psychiczne?

Zawody same w sobie nie są stresujące. Trenujemy całe życie, by walczyć na zawodach. Oczywiście, jest napięcie związane z walkami. To nie są jednak sytuacje trudne, choć kończą się często jednym trafieniem, ale jesteśmy do tego przyzwyczajeni jako sportowcy. Wiele osób do mnie pisało, dzwoniło. Te wielkie emocje są przede wszystkim dla kibiców. Jak człowiek jest skoncentrowany na zadaniu i nic mu nie przeszkadza, to bardziej stresuje się sam trener niż zawodnik. Odczuwam, że walczę bez pewnego bagażu, który dawniej nosiłam. Już poprzedni turniej w Barcelonie był niezły, więc wiedziałam, że prędzej czy później wynik przyjdzie. Od początku walczyło mi się dobrze, byłam skoncentrowana i dobrze się bawiłam. Nawet w trudnych sytuacjach dawałam sobie radę. Bardzo się cieszę, że mój trener Radek Zawrotniak był ze mną cały dzień, bardzo skutecznie pomagał mi przy planszy. Gdy było tak, że nie wiedziałam, w którą stronę pójść, dostawałam szybki komunikat i ułatwiało mi to podejmowanie decyzji. Ogromnie się cieszę, bo Grand Prix to olbrzymi turniej. Na żadnym etapie walk nie wydawało mi się niewykonalne przejście dalej, że jest to coś niesamowitego. A teraz wiem, że wygrana, to jest wielka rzecz.

Jak pani to osiągnięcie plasuje wśród swoich dotychczasowych dokonań? Czy można to porównać z indywidualnymi medalami mistrzostw Europy?

Zależy, jak się na to patrzy. Jest to impreza rangi światowej czyli większy turniej niż mistrzostwa Europy. Na PŚ mamy bardzo wyrównaną stawkę, kilkaset zawodniczek. Na 300 osób może 80 ma mniejsze doświadczenie, 64 wchodzą do turnieju głównego. Bardzo utytułowane zawodniczki odpadają pierwszego dnia, ale i tak stawka jest mocna. W porównaniu do ME dochodzą Koreanki, Chinki. W porównaniu do MŚ, gdzie startują np. 4 Amerykanki, Koreanki, Chinki itp., to na PŚ startuje po 12 osób z nacji.

Tak więc chyba można wyżej cenić wygraną w PŚ niż brązowy medal ME?

Myślę, że tak. Na pewno jest większa ranga turnieju. My patrzymy na ME trochę inaczej, bo to jest część kwalifikacji olimpijskiej. W Azji specjaliści i zawodnicy wiedzą, kto wygrywa ME, śledzą wyniki, ale nie tak dokładnie jak PŚ. Na pewno więc PŚ to wielkie wydarzenie. GP ma jeszcze wyższy przelicznik od zwykłego PŚ.

Walczyła pani najpierw w grupach, co nie jest w pani przypadku powszechne, bo często zaczyna pani od turnieju głównego.

Tak. W pierwszym dniu walczy się o awans, a nie o wygraną w turnieju. Wszystkie turnieje, na których zdobywałam medale, zaczynały się od walk grupowych. Nie wiem, z czego to wynika, ale taka była prawidłowość. Fajnie jest mieć przyjemność z szermierki, a ja tę przyjemność miałam. Kilka rzeczy się na to złożyło, choćby obecność mojego trenera, który prawdopodobnie nie będzie mógł być zawsze przy planszy, gdzie walczę. Na Igrzyskach Europejskich w Krakowie, które będą ME oczywiście będzie, na MŚ też, ale na PŚ poza kontynentem raczej nie. To smutne, że mimo iż się nam bardzo dobrze współpracuje, nie możemy pracować jak profesjonaliści.

Ten ostatni turniej nie wchodzi jeszcze do kwalifikacji olimpijskich.

Niestety nie, zaczynamy je z początkiem maja. Na następny turniej nie będę musiała się kwalifikować. Nie będzie tego stresu eliminacyjnego. To jest korzystne, natomiast jak mówiłam wielokrotnie, moje dobre wyniki poza satysfakcją niewiele zmieniają w życiu. Cały czas buduję sobie plan B.

Światowa Organizacja Szermierki dopuściła ostatnio Rosjan i Białorusinów do międzynarodowych turniejów. To kontrowersyjna decyzja, jak ją pani przyjęła?

Nie rozumiem, dlaczego trzy miesiące temu była znaczna mniejszość działaczy za powrotem Rosji, a teraz nagle była przewaga głosów „za”. Nie chcę się tym interesować…

Ale może przyjść pani walczyć z Rosjanką czy Białorusinką i co wtedy?

My jesteśmy zawodnikami, a więc jesteśmy od tego, by walczyć, a nie od tego, by oceniać sytuację polityczną. Nic się nie zmieniło od początku wojny. Skoro były powody, by wstrzymać sport olimpijski Rosji, ale tylko ten, bo sportowcy zawodowi walczą, to skąd teraz zmiana decyzji? Nie oglądam telewizji, nie czytam o wojnie, bo jestem osobą o wysokiej wrażliwości i mnie to po prostu przytłacza. Trudno powiedzieć, jak to będzie wszystko wyglądać. Na pewno jakieś decyzje zapadną, wiele jest protestów, bo głosowanie było tajne, nikt się nie przyzna, za kim głosował. Będzie pewnie olbrzymie zamieszanie. Nie wiadomo, jak będą wyglądały kwalifikacje olimpijskie. Nie mam ani wiedzy, ani energii, by montować jakieś scenariusze na przyszłość. Ja muszę działać w tym zakresie, jak trenując sport olimpijski przeżyć ekonomicznie do igrzysk, ewentualnie jak się zabezpieczyć, gdyby kwalifikacje były zaburzone i nie dało się walczyć o igrzyska.

Za zwycięstwo w Budapeszcie dostała pani statuetkę, czy coś więcej?
Nie ma żadnych nagród finansowych, jest statuetka i medal. To, że nie ma gratyfikacji finansowych nie zmienia nic, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Jest tylko jeden turniej w Katarze, gdzie można wygrać pieniądze. Jeżeli człowiek jest zaradny to wygra PŚ i będzie mógł dalej trenować, a jeśli jest niezaradny, to nic mu to nie da. W moim przypadku wygrana w PŚ niczego nie zmienia. Dalej pracuję, bo mam taka pracę, którą lubię. Rozważam różne opcje na bieżąco, bo nie czuję, by ktoś próbował zadbać o mnie, przytrzymać mnie w sporcie, w żaden sposób. Dzisiaj trenuję, a jutro mogę nie trenować… Mówię to z pełną odpowiedzialnością.

Ale zadeklarowała pani, że do igrzysk w Paryżu pani dociągnie.

Szczerze mówiąc, to nie mam finansowania do Paryża, stypendium mi się kończy z końcem roku. Nie poświęcę swojej rodziny w imię nawet szansy na kwalifikację olimpijską. Robiłam to przez 10 lat, zdobywałam 4 medale ME, 2 medale MŚ, miejsca na podium PŚ i nic z tego nie miałam. To mnie rusza emocjonalnie. Nie mam 25 lat, by dla idei poświęcać wszystko, tak jak robiłam to przez 10 lat.

Do tej pory z AZS AWF Kraków tylko Aleksandra Zamachowska wygrała PŚ. Miała pani teraz satysfakcję, że jej pani dorównała?

Nie ma co dyskutować, wynik Oli był świetny, mój też. Naturalną cechą wielkich sportowców jest to, że się nie porównują do nikogo, wierzą w siebie i swoje możliwości. Tak samo ma Ola, mam ja. Gdybyśmy się miały ścigać na wyniki, to byłoby to trudne. Nie jest tak, że ja muszę być szybsza, albo silniejsza od kogoś. Każda z nas ma inne walory. Jest jeszcze Gloria Klughardt, która wygrała młodzieżowe ME i Basia Brych, mistrzyni Polski. Każda z nas jest inną zawodniczką. Wyniki mogą inspirować. Ola miała bardzo piękną karierę juniorską, młodzieżową, wygrała PŚ seniorów i mogło być jeszcze wiele rzeczy przed nią, bo zrobiła dużo w młodym wieku (teraz zawiesiła karierę). Ja wyszłam z bardzo trudnej sytuacji mentalnej, by walczyć na PŚ.

Ale widać, że jest pani mocna pod względem mentalnym. Widać to było nawet w walce półfinałowej, gdy zyskała pani przewagę 4-punktową, a potem rywalka doprowadziła do remisu, a mimo to pani zadała decydujące trafienie.

Nie przejmowałam się błędami, które popełniałam wcześniej. Nie obciążałam się nimi. Psychika jest istotna, obserwowanie rywalki. Po wszystkich było widać mocne zmęczenie. Rano jest szybkość, moc, walki są świetne, a potem z godziny na godzinę każdy jest o te kilka czy kilkanaście procent słabszy, nawet jak jest dobrze przygotowany. To są całkiem inne walki. Wytrzymałość psychiczna, zwłaszcza, gdy brakuje sił, to jest coś, co można wytrenować. Ja zawsze byłam wytrzymałym zawodnikiem pod względem psychicznym, zawsze byłam w stanie dać z siebie więcej.

Teraz trochę odpoczynku?

Nie, mamy Puchar Polski w sobotę. Zobaczymy, w jakim będę stanie fizycznym. Z kolei potem mamy PŚ w Chinach – indywidualnie i drużynowo. Polecę wcześniej, w przyszłą niedzielę, będzie trochę zamieszania, testy PCR, rezerwacja hotelu, niektóre są tylko dla Chińczyków. Teraz z racji sezonu startowego mniej trenujemy. Od weekendu majowego zaczynają się już kwalifikacje olimpijskie. Nie wiem, jak będzie wyglądać kondycja naszej drużyny, ale wierzę, że to się wszystko ładnie poukłada. Nie wiem, kto będzie w drużynie, jak ona się zakwalifikuje, bo nie zostało to jeszcze wyartykułowane. Najważniejsze, by walczyć bez bagażu, bo ostatnio go miałam i nie pozwalało mi to być w pełni zadowoloną podczas startu. Musiałam uporać się z trudnościami. Teraz walczyłam cały czas z katarem, źle spałam, a jednak nic mi nie przeszkadzało, zachowałam spokój. A czasami czułam się o wiele lepiej i wcale lepiej nie walczyłam. Te rzeczy, które są wokół sportu, przygniatają nas, powodują to, że nie da się uprawiać sportu. Ja mam taką sytuację, że chcę uprawiać sport, a nie muszę tego robić. Jestem zaspokojona wynikowo. Wiem, że mam szanse, doświadczenie, ale muszę mieć z tego radość. Bardzo mi jest przykro, jak ktoś mi tę radość odbiera. Dużo pracy włożyłam w to, by popatrzeć na różne sprawy z innej perspektywy, pojechać na zawody i być zawodnikiem.

      

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska