- Kamień z serca spadł panu, że po kilku miesiącach przerwy mógł pan wreszcie poczuć emocje związane z ligowym meczem z perspektywy boiska?
- Nie ma co ukrywać, że tak było. Nie będę ukrywał też, że brakowało mi tego grania. Cieszę się, że wróciłem i cieszę się, że zakończyło się to naszą wygraną. Zdobycie trzech punktów w meczu z Wartą Poznań to był najważniejszy cel z jakim przyjechaliśmy do Grodziska Wlkp. To było zwycięstwo, na które bardzo solidnie pracowaliśmy. Zostało ono wywalczone, przepchane. Trener w szatni zaraz po meczu podsumował to w taki sposób, że wygrała to drużyna z charakterem. Trzeba się z tym zgodzić. Cieszymy się ogromnie, ale nie może potrwać to długo, bo trzeba się szybko regenerować i szykować do następnego meczu z Chrobrym, który już w środę.
- Proszę przypomnieć, kiedy miał pan okazję zagrać ostatni raz.
- W lidze z Górnikiem Łęczna jeszcze jesienią, a generalnie z Polonią Warszawa w Pucharze Polski. Później przeszedłem zabieg, był czas rehabilitacji, walki o powrót do grania. Cieszę się, że teraz dostałem szansę od trenera. Zdecydował się w tym meczu dać taką szansę większemu gronu piłkarzy, którzy ostatnio mniej grali i mam poczucie, że ją wykorzystaliśmy. Zdobyliśmy trzy punkty, a one w tym wszystkim są najważniejsze. A przy okazji oddech mogli złapać ci zawodnicy, którzy grali ostatnio więcej i będą bardziej wypoczęci na mecz z Chrobrym Głogów.
- Warta broni się przed spadkiem, ale na boisku aż takiej różnicy widać nie było, że gra zespół z dołu tabeli z takim, który ma aspiracje awansu do ekstraklasy. Zgodzi się pan, że trochę krwi wam napsuli?
- Jeśli ktoś śledzi tę ligę, to każdy widzi, jak ciężko się w niej zdobywa punkty i to bez względu na to, z kim się gra. Czy to jest Stal Stalowa Wola, Pogoń Siedlce czy Warta Poznań, to każdy walczy o swoje. Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie ciężki. Trener mocno nas na to uczulał. Chcieliśmy zacząć mocno i tak było, ale Warta potrafiła się odgryzać swoimi kontrami. Mieli z tego swoje sytuacje i na pewno w pierwszej połowie wyszedł z tego dość otwarty mecz.
- Takimi wygranymi umacniacie się w pierwszej szóstce. Można powiedzieć, że rośnie dzięki temu morale zespołu? No i czy wreszcie złapiecie taką prawdziwą serię zwycięstw, na którą kibice Wisły czekają już bardzo długo?
- Może lepiej już nic nie mówić na ten temat, nie składać obietnic, tylko skupić się na pracy, na najbliższym meczu. Mamy dobrą sytuację, bo gramy następny mecz u siebie, przed swoimi kibicami. Nic tylko wygrać.
- Co będzie w najbliższym czasie na środku obrony, bo rywalizacja tutaj wzrasta. Wrócił pan do grania, w rezerwach wystąpił Joseph Colley. Są jeszcze Alan Uryga, Wiktor Biedrzycki i Mariusz Kutwa. A miejsca do obsadzenia tylko dwa…
- Trener na pewno będzie miał ból głowy, ale myślę, że całkiem przyjemny skoro ma tylu zawodników do wyboru. Po to są rotacje, żeby wszyscy mogli pograć, a jest jeszcze dużo meczów do końca sezonu. Grać będą najlepsi.
- Zajmujecie szóste miejsce w tabeli, ale jest w niej ciasno. Wybiegacie dalej niż do najbliższego meczu w analizach, co się może wydarzyć?
- Nie, nie ma to już sensu. Oczywiście wiemy, jak wygląda tabela. Wiemy, że Arka i Bruk-Bet odjechały, ale jeszcze wiele może się wydarzyć. To na czym musimy się skupić to regularne punktowanie, bo jakoś tak w ostatnich latach wychodziło, że jak za mocno liczyliśmy punkty, rozpatrywaliśmy różne scenariusze, to później punktów nie zdobywaliśmy i nic nie wychodziło z naszych planów. To teraz może skupmy się tylko i wyłącznie na meczu z Chrobrym. Zwycięstwo w tym meczu jest teraz najważniejsze.
