Trener krakowian na początku powiedział: - Gratuluję moim zawodnikom tego wywalczonego zwycięstwa na trudnym terenie. Z zespołem, który też pokazał w wielu momentach dobrą grę. Cieszę się, że mój zespół pokazał charakter, duże zaangażowanie, dużo walki po - co by nie mówić - trzech dniach po Superpucharze. To też nie było łatwe, natomiast było widać, że ta drużyna wiedziała, po co wychodzi na boisko. Widać było, że jest dobra energia w zespole i to na pewno musimy pielęgnować. Mecz był wyrównany. My mieliśmy swoje szanse. Gospodarze również takie mieli. „Leta” się kilka razy bardzo dobrze zachował. Cieszę się bardzo ze zwycięstwa. Wiem, że spotkania z drużynami, które walczą o utrzymanie są bardzo trudne. Tym bardziej jest to dla nas cenny wynik.
Mariusz Jop dokonał dużej liczby zmian w wyjściowym składzie. Pytany o przyczyny takiego ruchu, tłumaczył: - Pierwszy powód był taki, że był krótki odstęp od spotkania o Superpuchar. Dwa, też była podróż i te wszystkie elementy złożyły się na to, że to zmęczenie się jednak potęguje. Zawodnicy, którzy dzisiaj zagrali od początku, a mam na myśli tych, którzy zazwyczaj nie grają w pierwszym składzie lub nie w takim wymiarze czasowym, myślę, że pokazali się z bardzo dobrej strony. To też pokazuje, że oni są gotowi. Czekali na swoją szansę i uważam, że wywiązali się z zadania. Wielu zagrało bardzo dobrze, więc ja tym bardziej się cieszę, że funkcjonujemy dobrze jako zespół.
Na ławce rezerwowych w Grodzisku Wlkp. usiadł Angel Rodado. Pytany o jego stan zdrowia, Mariusz Jop mówi: - Wygląda optymistycznie. Był z nami na ławce. Miał tygodniową przerwę w treningach, dlatego jeszcze nie był na tyle gotowy do gry, żeby nie było ryzyka jakiegoś innego urazu, niezwiązanego z barkiem. Wygląda to jednak optymistycznie i myślę, że już w najbliższym meczu w jakimś wymiarze czasowym możemy go zobaczyć.
Dodaje też: - Jeżeli bark wypada kolejny raz, to ryzyko urazu jest zwiększone. Oczywiście, mógłby iść na operację teraz, ale po takim zabiegu jest bardzo długa przerwa, więc myślę, że Angel będzie z nami, będzie starał się nam pomóc, bo może być również tak, że przez kilka lat ten uraz się nie powtórzy. Tutaj jest to pewnego rodzaju loteria.
Wisła długimi minutami biła trochę w mur dobrze zorganizowanej w obronie Warty. Z czego to wynikało? Szkoleniowiec krakowskiej drużyny odpowiada: - Po pierwsze była duża agresywność zespołu Warty, a dwa warunki dzisiaj nie ułatwiały grania. Wiał silny wiatr, a też trzeba powiedzieć, że to boisko nie ułatwiało takiego wielopodaniowego budowania ataków. Myślę, że to były główne elementy, natomiast trzeba przyznać, że Warta broniła się dobrze, byli agresywni. My mieliśmy swoje szanse w pierwszej połowie, ale zabrakło trochę skuteczności. Też bramkarz się świetnie zachował, któryś z obrońców wybił piłkę. Takich momentów w pierwszej połowie na pewno mieliśmy sporo.
Padło też pytani o problemy wiślaków z zagrywanymi za plecy obrońców długimi podaniami. Mariusz Jop nie do końca się zgodził, że to był jakiś większy problem jego drużyny. Stwierdził: - Była jedna taka sytuacja, w której Drzazga chciał lobować Letkiewicza. Był tam błąd. Akurat drugą połowę graliśmy pod wiatr. Poszło podanie trochę nieoczekiwane dla obrońców. Zbyt wolno obniżyli obronę i stąd była ta sytuacja. Natomiast nie przypominam sobie, żeby po zagraniu za plecy Warta stwarzała jeszcze jakieś sytuacje. Oczywiście, mieliśmy trochę problemów w fazie przejściowej po stałych fragmentach gry. Dwa razy było gapiostwo w pierwszej połowie, natomiast nie postrzegam tego jako nasz jakiś większy problem.
Ryszard Tarasiewicz: Na pewno nie byliśmy zaskoczeni grą Wisły
Trener Warty Ryszard Tarasiewicz na początku powiedział: - Wiedzieliśmy, że Wisła i jest jeszcze kilka takich zespołów, mają swoją jakość. To są pretendenci do awansu do ekstraklasy. My podeszliśmy z szacunkiem, respektem do przeciwnika, ale też znając swoją wartość i mając jakość. Na pewno nie byliśmy zaskoczeni grą Wisły. Przez pierwsze 15-17 minut zaczęliśmy trochę nerwowo. Po tym okresie odzyskaliśmy równowagę i do końca spotkania staraliśmy się dobrze bronić, ale nie zapominając oczywiście - na tyle, ile możemy - konstruować akcje i grać ofensywnie. Mieliśmy kilka sytuacji i uważam, tak jak w całym meczu z Polonią Warszawa tutaj, w pierwszej połowie z Zniczem byliśmy lekko sterylni w ofensywie, tak dzisiaj był to dobry mecz w naszym wykonaniu, w dobrym rytmie przez 70-75 minut. W pierwszej połowie mieliśmy dwie, trzy sytuacje. W tym chyba tę najbardziej dogodną Nicolasa. Trudniejszą miał Mikulec z tego miejsca i bardzo ładnie uderzył. Tak, ja my byśmy oczekiwali od naszych zawodników, żeby właśnie tak się zachowywali. Szkoda, bo na tę bramkę zasłużyliśmy. Myślę, że gdybyśmy ją strzelili, to by nam dodało jeszcze więcej pewności. Choć nie mam zarzutów do zawodników, że im tej pewności brakowało. Bo poza pierwszymi 15-17 minutami, że znów do tego wrócę, później było już naprawdę nieźle. Oczywiście, opinie będą różne, że nie liczy się styl, liczą się punkty. Tylko, że my wiemy, że jak nie będzie stylu, nie będzie jakości, to tych punktów też nie będzie. Nie będziemy grać inaczej, bo to nie moja filozofia. Można być dobrze zorganizowanym, ale też dobrze grać w ofensywie. Do tego dążymy. Jak będziemy się tylko bronić, to będziemy czekać na egzekucję. Szkoda, bo mieliśmy swoje sytuacje i mogliśmy strzelić tę jedną bramkę. Uważam, że gdybyśmy tę bramkę strzelili, to mogliśmy się pokusić nawet o zwycięstwo. Nie będę szukał jakichś usprawiedliwień, ale myślę, że sędzia mógłby się trochę więcej pochylić nad sytuacją z 87 minuty w polu karnym Wisły. Wydaje mi się, że lekko był spóźniony Uryga w interwencji z Bartkowskim. Po to się prowokuje przeciwnika, żeby robił błędy. Generalnie uważam, że powinniśmy podążać tą drogą. A teraz to, co jest najważniejsze, to mamy 5 – 8 – 11. Te liczby to daty, w których gramy mecze. Musimy się zregenerować. Zawodnicy powinni z podniesioną głową przystępować do następnych meczów. Z dużym optymizmem i nadzieją.
Zapytany o to, jak jego zawodnicy przyjęli porażkę, trener Warty odparł: - Porażka zawsze boli. Są porażki mniej dotkliwe lub bardziej. Jeżeli sportowiec schodzi z boiska nie osiągając zamierzonego rezultatu, ale czuje, że to, co miał najlepsze, z siebie dał, to taka porażka mniej boli. Myślę, że takie poczucie jest u zawodników. I tyle.
Dopytywany czy porażka z Wisłą boli bardziej niż z innymi drużynami, Tarasiewicz zaoponował: - Punkty są punktami. Można powiedzieć, że z Wisłą, jeśli zdobędziemy punkt, to jest bonus, a jak trzy to jest już super. Ja akurat tak nie myślę, bo uważam, że w jednym meczu można pokonać każdego przeciwnika. Oczywiście więcej szans mieliśmy tutaj na wygranie z Polonią Warszawa czy szczególnie strzelając pierwszemu bramkę. To jest naturalne dla sportowca, że daje to więcej pewności. Choć od takiej strony mentalnej, to w tych trzech meczach, które rozegraliśmy, nie mogę mieć pretensji. Później jest kwestia tylko wyborów i błędów technicznych w danym momencie. To, co jednak sobie zakładamy, realizujemy. Dzisiaj mieliśmy przeciwnika o dużej jakości technicznej i tak naprawdę nie można powiedzieć, że cały czas byliśmy blisko naszego pola karnego, blisko dwudziestego metra albo w polu karnym. Potrafiliśmy się skutecznie obronić. Przy jednej sytuacji, przy straconej bramce mogliśmy się troszeczkę lepiej zachować, ale ta duża dynamika, ruchliwość przeciwników po prostu przyniosła efekt. Na sam koniec, jeszcze raz, my też mieliśmy swoje sytuacje. Mogliśmy się pokusić o tę jedną bramkę i prawdopodobnie tego meczu byśmy nie przegrali.
Pochwalony z kolei za lepszą organizację gry i czy on też zauważył poprawę pod tym względem, odpowiedział: - W pewnym sensie tak, tylko my tak chcemy cały czas grać. Chcemy grać względnie wysoko. Chcemy grać wysokim pressingiem, średnim, niskim, żeby mieć duży wachlarz. Chcemy trzymać z dala od naszego pola karnego naszą linię defensywną, co nam się dzisiaj udawało. Chcemy być bardzo czujni na zagrania długie, krótkie, za plecy, co dobrze nam dzisiaj wychodziło. Musimy iść po prostu w tym kierunku. Nie możemy robić żadnej rewolucji. Nie możemy „dostać kota do głowy”, że teraz będziemy coś odwracać. Idziemy w dobrym kierunku. Ja wiem, że czas ucieka i te punkty są na potrzebne. Jestem tego świadom. Na ten temat wcale nie rozmawiamy, bo nie ma potrzeby. Wiemy, jaka jest sytuacja, ale to jest jedyna droga do tego, żeby zdobywać punkty. Znowu się powtórzę - jeśli będziemy tylko przeszkadzać przeciwnikowi, jeśli cały czas będziemy myśleć tylko o tym, żeby nie stracić bramki, nie popełnić błędu, to jest koniec. A ja do tego nie dopuszczę.
My zapytaliśmy trenera Warty czy był zaskoczony wyjściowym składem Wisły. Tarasiewicz odpowiedział: - Może w jakimś sensie, ale różnica jeśli chodzi o umiejętności techniczne tych sześciu, siedmiu, którzy mniej grają to nie jest 30-40 procent. Wiedzieliśmy, że ich sposób gry, styl gry się nie zmieni, bo tam wchodzi jeden do jednego zawodnik i grają to samo. To, co wiedzieliśmy, to że musimy wysoko pressować. Szczególnie gdy przechodzą na rozegranie, gdy Mikulec się od razu podłącza do przodu. Musieliśmy zabezpieczać boczne sektory. Staraliśmy się to robić na tyle, na ile możemy i myślę, że to robiliśmy. Myślę, że nie miało wpływu na to, jak ten mecz wyglądał to, w jakim składzie Wisła wyszła. Wiedzieliśmy od początku, że musimy się przeciwstawić dobrą organizacją, dyscypliną i nie tyle szukać swoich szans, bo ja nie lubię tego określenia, co grać w swoim stylu. Starać się go narzucić rywalowi. Czasami się bronimy, czasami atakujemy. Są tego krótsze, dłuższe fazy. Staramy się jednak przede wszystkim grać to, co sobie założymy.
