Co Panią fascynuje w ludzkim cierpieniu?
Nie mogę powiedzieć, że fascynuje mnie cierpienie. Interesuje mnie człowiek, który znalazł się na granicy. Jeśli człowiek nosi w sobie tajemnicę, to ona mnie ciągnie. Cierpienie odkrywam dopiero, kiedy zdejmuję kolejne zasłony. Tego, że ktoś cierpi, nie ma w suchych informacjach w prasie czy telewizji. Zwykle oglądamy ludzi, którzy o coś walczą, są niepogodzeni z życiem. U podstaw mojego pisania leży raczej bunt przeciwko ludzkiej krzywdzie.
Jak Pani trafia na tematy?
Na niektóre tematy wpadłam dzięki innym ludziom. Kiedyś zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała: słuchaj, mam znajomą, która ma przedziwne dziecko - sprawia wrażenie, że jest genialne, ale nietypowe. Był rok 2005. Problem dzieci z zespołem Aspergera w polskiej opinii publicznej nie istniał i nikt go przede mną nie opisywał. Ale o księdzu, który napadł na bank przeczytali chyba wszyscy. Interesowało mnie nie tylko, jak to zrobił, ale co za tym wszystkim stoi. Jaki to człowiek? Co go do tego zmusiło? Mam nos psa gończego. Wyczuwam w temacie potencjał, rzadko się mylę.
Ale jak przekonać człowieka, żeby się otworzył?
Nie ma złotego środka. Każdy z tekstów jest jak wyszarpnięty kawał życia. Mocno odchorowałam materiał o przedstawicielkach Providenta, zamordowanych przez swoich klientów. Musiałam rozmawiać z rodzinami tych kobiet. Z ich dziećmi. Dzwoniłam i na "dzień dobry" słyszałam: absolutnie nie będziemy o tym rozmawiać. Ale nie dawałam się spławić. To nie jest wyrachowanie. Ja dzwonię z jakimś rodzajem współczucia, z ciekawością. Chyba mam w sobie coś, co otwiera ludzi. Osoba wyczuwa we mnie bratnią duszę. Wie, że jego historia jest ważna nie tylko dla mnie - reportera, ale przede wszystkim dla mnie - człowieka. Nie wyskakuję od razu z ciężkim kalibrem i nie proszę, żeby opowiedzieli mi o wszystkim, co chcę usłyszeć. Bardzo długo krążę wokół człowieka, oswajam go ze sobą, interesuję się każdym elementem jego życia. Nawet tym, kto jest na zdjęciu na nocnej szafce, albo jakie wspaniałe ciasto pani zrobiła.
Jak Pani odreagowuje?
Czasami pomaga mi rozmowa z przyjaciółmi. Przegaduję z nimi teksty jak u psychologa. Potrafię trzem osobom opowiedzieć dokładnie to samo, z najdrobniejszymi szczegółami. Na tym polega radzenie sobie z traumą. Odpoczywam czytając kryminały, oglądam gangsterskie filmy, czasem piję wino, żeby się odstresować. Staram się biec do przodu. Już tak "przywykłam" do dramatów, że nauczyłam się z nimi żyć i zaprzyjaźniać. Oswajać je. Może dlatego nie łupią mnie tak po głowie.
Reporter żyje życiem swoich bohaterów?
Podczas pracy nad tekstem na pewno tak. Ale bywa często, że bohaterowie próbują dalej się ze mną kontaktować: dzwonią, piszą, towarzyszą mi w życiu. Ludzie potrafią być uczepieni swoich reporterów. A to niezdrowe. Czasem popełniam ryzyko i burzę mur między reporterem a bohaterem tekstu. Później się to na mnie odbija. Ludzie z wieloma rzeczami się do mnie zwracają. I najczęściej nie odmawiam pomocy.
Rodzina na tym nie cierpi?
Cały mój dom jest domem reportera. Obcym ludziom poświęcam mnóstwo energii, włażą mi w życie, zasypiam z tymi bohaterami, noszę ich w sobie całe dnie. Mój partner też jest reporterem. Czasem pojawia się rywalizacja, zazdrość o tematy. Ale z tym można sobie poradzić. Najfajniejsze, że się rozumiemy. Wiemy na czym polega nasza praca. Nie mogłabym tego opowiedzieć mojej mamie, która nie rozumie, co to znaczy siedzieć kilka godzin przy komputerze i wpatrywać się w ekran. Dla niektórych praca jest tylko fizyczna. Syn ma 14 lat i nie interesuje się tym, co robię. Żyje własnym życiem. Potrafi być absorbujący jak małe dziecko. I kiedy po raz dziesiąty słyszę: mamo, jestem głodny, dostaję amoku. Muszę mieć absolutny spokój, by pisać. W moim przypadku to patologiczne: nie pracuję nawet przy muzyce, bo jak gra, to mnie denerwuje. Najchętniej otaczam się książkami, pismami, które pozwalają mi zrozumieć problem.
Lubi Pani być w cieniu?
Tak, choć ludzie, którzy mnie znają, powiedzą coś zupełnie innego. Bo prywatnie jestem rozgadana, towarzyska, uwielbiam mieć wokół siebie ludzi, których kocham, znajomych, przyjaciół. W tekstach wolę być w cieniu. Jak mam napisać cokolwiek w pierwszej osobie, to jestem chora. Musi być ku temu naprawdę ważny powód. Technicznie łatwiej napisać tekst, ustawiając siebie w roli przewodnika. Dużo trudniej wejść w buty bohatera. Lubię, jak mówią ci, których spotykam.
Najważniejsza cecha reportera?
Empatia. Jeśli reporter przychodzi do swojego rozmówcy i jest zajęty sobą, to pomylił zawody. Trzeba być przyklejonym do bohatera, reagować na niego każdym nerwem. Kapuściński powtarzał, że trzeba być dobrym człowiekiem. Nie wiem, czy jestem dobrym człowiekiem. Wiem tylko, że pilnuję, by moje pisanie czemuś służyło. Może czytelnik nauczy się czegoś na błędach bohatera.Pomoże mu czy chociaż powspółczuje.
Co jeszcze jest potrzebne?
Ciekawość świata, spostrzegawczość. Ale i elastyczność. Bo dziś ktoś chce rozmawiać, ale jutro już niekoniecznie. I dużo czytać! Mieć wiedzę o tym, o czym się pisze. Uczyć się od najlepszych, ale absolutnie ich nie kopiować. Trzeba też umieć dostrzegać to, czego nie widzą inni. Kiedyś wracałam z materiału, gdzieś na zachodniej ścianie Polski. Razem z fotoreporterem przejeżdżaliśmy przez wioskę Trzebiel, przy granicy z Niemcami. Patrzę, a tu w każdym domu stoi dziewczyna i nie wygląda na gospodynię. Zatkało mnie. Wrzasnęłam: zawracamy! Tak powstał reportaż "Wieś różowych latarni", o dziewczynach, które zarabiają prostytucją w domach wiejskich gospodarzy. Trzeba też umiejętnie pytać. Potrafię zadać dwadzieścia razy to samo pytanie i za każdym razem uzyskam coś nowego. Szczegół to podstawa reportażu.
Są pytania, których by Pani nie zadała?
Nie ma. Jeśli nie zadam jakiegoś pytania, to znaczy, że sama tego nie chcę, a nie dlatego, że nie wypada. Jak się z człowiekiem nawiązuje intymną relację, to wszystko wypada. Jeśli chcemy napisać dobry reportaż, który pozwoli zrozumieć człowieka, to nie ma pytań, których się nie zadaje. Ale nie każda z tych odpowiedzi może znaleźć się później w tekście. Są granice, których się nie przekracza. Bohater czasami za dużo powie, co mogłoby mu potencjalnie zaszkodzić.
Żeby dobrze pisać, trzeba coś przeżyć. Pani jest młodą osobą.
Zaczynałam pisać na początku lat 90. Wtedy studiowało się, ale nie pracowało. Większość z nas była niańczona przez rodziców. Dziś młodzi ludzie sami na siebie zarabiają. Są bliżej życia niż my w ich wieku. I to życie mocno kopie ich po dupie. Ja bardzo długo byłam dzieckiem. Zderzenie z dorosłością było okrutne. Trudno mi o tym mówić... Mój brat, Mikołaj, który miał 27 lat, popełnił samobójstwo. Był dobrze zapowiadającym się aktorem, pięknym, młodym człowiekiem. Długie lata nie potrafiłam się z tym pogodzić. Ani odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego? Jeden z tekstów w książce "Przepraszam za życie", był próbą oswojenia tego pytania. Bohaterkami uczyniłam kobiety, aby obronić się przed wchodzeniem w swoje prywatne sprawy. Chciałam zastanowić się, jak to jest z tym impulsem, który sprawia, że człowiek odbiera sobie życie. Czasem musisz bardzo mocno przytulić się do bohatera, żeby zrozumieć, o czym on mówi.
Co Panią fascynuje w zawodzie?
Wolność. Możliwość poznawania niezwykłych, wspaniałych, fascynujących ludzi. Już od szkoły podstawowej wiedziałam, że będę reporterem. Wiedziałam i już. Wbrew woli mamy, która chciała, żebym miała pracę od ósmej do szesnanastej. Uczelniane życie podporządkowałam przygotowaniu do reporterki. Dużo czytałam i pisałam. Miałam też inne pasje. Przez lata śpiewałam po francusku, grałam recitale, zdobywałam nagrody. W pewnym momencie musiałam wybrać. A że jestem potwornym alergikiem i ciągle chorowałam, postanowiłam, że przestanę śpiewać. Żałuję, że zakopałam w sobie ten talent.
Można pisać całe życie?
To zależy od siły, jaką ma się w sobie. Reporterka to jeżdżenie. Zmaganie się psychiczne z innymi ludźmi i fizyczne z drogą, którą trzeba pokonać. Do księdza na Pomorze jechałam w tak trudnych warunkach, myślałam, że zginę. I tak było wiele razy. Ale reporter pięknie się starzeje. Im starszy, tym lepszy. Jak wino. Doświadczenie w tym zawodzie jest bezcenne.
***
"Życie to za mało. Notatki o stracie i poszukiwaniu nadziei" - to zbiór reportaży cenionej dziennikarki i reportażystki Izy Michalewicz. Wydano nakładem Wydawnictwa Zwierciadło.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+