Kto wie, czy Robert Lewandowski w ogóle zaistniałby w futbolu, gdyby nie determinacja jego matki. To właśnie Iwona Lewandowska, była siatkarka AZS AWF Warszawa, wzięła w swoje ręce karierę syna, gdy z niego zrezygnowano w Legii Warszawa, uznając po rocznym pobycie przy Łazienkowskiej, że zawodnik nie rokuje wielkiego rozwoju. Lewandowski stał wtedy na rozdrożu. W dodatku dwa lata wcześniej, w wieku 16 lat stracił ojca, też byłego sportowca, judokę, mistrza Europy juniorów. Sport miał zatem „Lewy” we krwi, ale żeby w nim coś osiągnąć, trzeba w życiu jeszcze trafić na odpowiednich ludzi. Lewandowska za namową znajomego poleciła syna do Znicza Pruszków. W tym klubie postanowili dać chłopakowi z podwarszawskiego Leszna szansę. Nie pożałowali. Lewandowski zaczął robić postępy, trafił do młodzieżowej reprezentacji Polski, a co najważniejsze strzelał regularnie bramki. Został królem strzelców II ligi, niewiele później I. I już zaczęło być o nim głośno. Na tyle, że zainteresowały się nim kluby ekstraklasy, również te z Krakowa – Cracovia i Wisła. „Pasy” dość szybko z wyścigu o Lewandowskiego odpadły. Na finiszu liczyła się już tylko „Biała Gwiazda” i Lech Poznań. Ostatecznie licytację wygrał ten ostatni.
W Poznaniu nie było tygodni aklimatyzacji, powolnego wchodzenia w zespół. Lewandowski wystrzelił jak z armaty, strzelił pięknego gola piętą już w pierwszym meczu. Dwa sezony w „Kolejorzu” przyniosły Lewandowskiemu również pierwsze trofea. Najpierw Puchar Polski, a następnie mistrzostwo i koronę króla strzelców. Latem 2010 roku w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku mógł ruszyć na podbój Bundesligi.
W Borussii Dortmund powoli budował swoją pozycję. W pierwszym sezonie strzelił osiem bramek, ale cieszył się z pierwszego tytułu mistrza Niemiec. Później było już tylko lepiej. Do dzisiaj Lewandowski świętował już sześć razy wygranie Bundesligi (dwa razy z Borussią, cztery razy z Bayernem Monachium). Do tego doszły krajowe puchary i aż trzykrotny tytuł króla strzelców. Tego ostatniego dokonał jako pierwszy obcokrajowiec w historii Bundesligi. Ostatni sezon był dla Lewandowskiego wyjątkowy, bo przekroczył granicę stu bramek w Bundeslidze. Ta sztuka przed nim udała się tylko pięciu piłkarzom Bayernu w historii. Byli to jednak sami Niemcy. Polak jest zatem w Monachium pierwszym zagranicznym zawodnikiem, który tego dokonał.
To, czego brakuje Robertowi Lewandowskiemu, to międzynarodowych trofeów. W finale Ligi Mistrzów raz już zagrał, jeszcze jako piłkarz Borussii, ale wtedy musiała ona w finale na Wembley w 2013 roku uznać wyższość Bayernu, z którym przegrała 1:2. Może dlatego coraz głośniej jest o możliwym transferze najlepszego polskiego piłkarza do Realu Madryt. „Królewscy” regularnie wygrywają Ligę Mistrzów i o taki triumf w hiszpańskim klubie mogłoby być Lewandowskiemu łatwiej. Spekulacje na temat tego transferu rozgrzewały media w Polsce, Niemczech i Hiszpanii przed mundialem. Turniej w Rosji na jakiś czas zepchnie je jednak na dalszy plan.
W reprezentacji Polski Lewandowski też ma zresztą coś do udowodnienia. Choć w sierpniu skończy 30 lat, to dopiero jego pierwszy mundial. Wcześniej zagrał na zupełnie nieudanych dla Polski mistrzostwach Europy w 2012 roku i znacznie lepszych cztery lata później, gdy „Biało-Czerwoni” doszli do ćwierćfinału. Sukces na mistrzostwach świata sprawiłby jednak, że Lewandowski mógłby mówić o pełnym spełnieniu, choć już teraz złotymi zgłoskami zapisał się w historii naszej kadry. Wciąż przecież śrubuje choćby rekord bramek strzelonych dla biało-czerwonych barw.
Robert Lewandowski to dzisiaj zresztą nie tylko piłkarz, ale również celebryta w pełni tego słowa znaczeniu. On i jego żona Anna Lewandowska, była zawodniczka karate, są częstymi gośćmi na łamach bulwarowej prasy i plotkarskich portali, a narodziny córki Klary śledziła – bez cienia przesady – praktycznie cała Polska. Oboje świetnie potrafią zresztą wykorzystać zainteresowanie mediów. Udział w licznych reklamach powoduje, że konto państwa Lewandowskich rośnie nie tylko z racji boiskowych dokonań piłkarza czy zawodowej aktywności jego żony. Dla kibiców i tak najważniejsze będzie to, co „Lewy” pokazuje na boisku. Jeśli osiągnie prawdziwy sukces z reprezentacją, z czystym sumieniem będzie już można ustawić go w jednym szeregu z takimi postaciami naszej reprezentacji jak Zbigniew Boniek, Kazimierz Deyna, czy król strzelców mistrzostw świata Grzegorz Lato.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska