Środa, godz. 13, wieliccy policjanci i pracownicy Krakowskiego Towarzystwa nad Zwierzętami organizują prowokację. Wchodzą na posesję Klemensa K. i pytają o psi smalec. Gospodarz chętnie reklamuje swój towar.
W domu mordercy znaleziono słoiki ze smalcem, a także kagańce, smycze, obroże. I żywego psa
w worku, spętanego w łańcuchy. Przed chwilą znajomy przywiózł psiaka do Klemensa. Nie mógł już wytrzymać z czworonogiem, bo zagryzł mu wszystkie kury.
Bogdan Błaszczyk z wielickiej policji mówi, że psi zabójca nie wstydzi się niczego, ani nie widzi nic złego w tym, co robił.
- Spokojnie opowiada o tym, w jaki sposób zabijał zwierzęta i sprzedawał smalec. Nie ukrywa,
że w jego rodzinie tak postępowano z dziada pradziada - relacjonuje asp. Błaszczyk.
Klemens K. jest zatrzymany. Jego kolega, który dostarczał psy, ze względów zdrowotnych przebywa
w domu. Trwa postępowanie. Jeśli prokuraturze uda się udowodnić 70-letniemu mężczyźnie, że zabijał ze szczególnym okrucieństwem, zostanie pozbawiony wolności na dwa lata.
Ile psów mógł zabić przez ten czas. Setki, tysiące? Nie wiadomo. Przyznał się, że martwe psy zakopywał na podwórku. Jeszcze nie zapadła decyzja o przekopaniu posesji, by po szkieletach ustalić liczbę zabitych zwierząt.Nie wykluczone, że prokuratura wyda takie polecenie.
Sąsiedzi mężczyzny nie ukrywają, że od dawna podejrzewali go o zabijanie psów. Nikt jednak przez pół wieku nie zatroszczył się o los zwierząt. Nie zgłaszano też nic policji. Morderca zwierząt mieszka w małym przysiółku Wieliczki. Wszyscy tutaj się znają. Pan Michał, jeden z mieszkańców, przyznaje się, że już w latach 80. słyszał o smalcu Klemensa. - Ale nigdy nikt nie mógł tego udowodnić. A ludzie zawsze dużo gadają - rozkłada ręce.
Iwona Kimner-Trzcińska, kierownik KTOZ-u, ubolewa, że mieszkańcy tak obojętnie potraktowali
tę sprawę.
- Przetapianie psów na smalec, niestety jest nagminne - mówi. - Całe szczęście, że udało się uratować jednego pieska, który za chwilę miał być zamordowany. Teraz przebywa w psim hotelu
i dochodzi do siebie.