Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinna zbrodnia w Krakowie wyszła na jaw dopiero po 14 latach

Artur Drożdżak
Oskarżony Józef L. spędzi za kratkami  11 lat
Oskarżony Józef L. spędzi za kratkami 11 lat Wojciech Matusik
Ojciec długie lata szukał zaginionego syna. Okazało się, że Jacek Cioch zginął z ręki szwagra.

Józef L. przez 14 lat milczał, że pozbawił życia swojego szwagra Jacka Ciocha. Dopiero mrówcza praca policjantów z Archiwum X pozwoliła ustalić, że 22- latek nigdzie nie wyjechał i ni opuścił domu. Był w nim cały czas. Zabity i zakopany w piwnicy.
Teraz krakowski sąd skazał mężczyznę na 11 lat więzienia za dokonanie tej zbrodni.

- Rany głowy, ich głębokość i ilość wskazują, że nie jest prawdą wersja oskarżonego, iż powstały, gdy porzywdzony upadł na kaloryfer. Biegli wykluczyli taki przebieg zdarzenia - mówiła sędzia Aleksandra Sołtysińska-Łaszczyca.

Dodała, że wymiar kary uzależniony był od opinii biegłych lekarzy, którzy stwierdzili, że Józef L., dokonując zbrodni, miał ograniczoną poczytalność.

- Mogło być tak, że pokrzywdzony sprowokował zajście, coś powiedział do oskarżonego, popchnął go ręką, a Józef L. w odwecie zadał mu śmiertelne ciosy - podkreśliła sędzia.

- Bóg mi świadkiem, że nie chciałem tego, co się stało! - 54-letni Józef L. płakał na jednej z rozpraw w sądzie. A co się stało? Najdobitniej opowiedział nam o tym Adam Cioch, ojciec zamordowanego.

- Zięć, zabijając mi syna, pozbawił mnie na starość opieki i dlatego chcę dla niego kary co najmniej 25 lat pozbawienia wolności - nie krył 78-letni oskarżyciel posiłkowy.
Mówi, że 14 lat szukał zaginionego syna. Pokazuje zdjęcia Jacka. Szczupły blondyn, wiecznie uśmiechnięty, w oczach ma wesołe ogniki. Cioch przed laty ściągnął go do Austrii. Jednak Jacek tęsknił za matką, Zofią C. Wysyłał jej pieniądze, dzwonił, odwiedzał w Polsce.

Zajrzał do niej do domu przy ul. Łokietka w Toniach i w Boże Ciało 18 czerwca 1992 roku. Gdy wyszła do kościoła, został sam na sam z Józefem L. Później nikt go żywego nie widział.

- Jacek musiał nagle wyjechać, zabrał rzeczy i zniknął - szwagier tłumaczył zdziwionej Zofii C., gdy wróciła z mszy św. Pytano znajomych, dalszą rodzinę i nic. Także Adam Cioch nie miał pojęcia, gdzie może znajdować się syn. Chłopak nie zgłosił się do pracy w Wiedniu, nie zostawił listu. Przepadł.

- To była dla mnie wielka zagadka długie lata - wspomina dziś Cioch. Po Krakowie krążyła opowieść, że chłopak bał się wcielenia do polskiego wojska i dlatego uciekł do Afryki, by wstąpić do Legii Cudzoziemskiej. Ale była to tylko jedna z hipotez, trudna do zweryfikowania. Siostra i szwagier zaginionego nie podejmowali żadnych działań, by odnaleźć Jacka. Tylko ojciec był osobą, która chciała wyjaśnienia zagadki zniknięcia. Do Adama C. z biegiem lat docierały niepokojące sygnały o tym, że córka z zięciem wyprzedają rodzinny majątek: ziemię, dobytek, nawet tapczan Jacka.

- Jakby widzieli, że już nie wróci, i panoszyli się na swoim - znajomi alarmowali ojca zaginionego mężczyzny.

W 2000 roku Cioch wrócił na stałe do Polski, kupił dom pod Krakowem i postanowił drążyć sprawę. Mijało 14 lat od jego tajemniczego zniknięcia, gdy śledztwo przejęli policjanci z Archiwum X, wydziału zajmującego się wyjaśnianiem zabójstw sprzed lat. Dla nich nie ulegało wątpliwości, że mężczyzna padł ofiarą zbrodni. Chcieli ustalić, gdzie mogą znajdować się zwłoki. Liczyli się z tym, że po tylu latach pozostały niewielkie ślady, a może nie ma ich już wcale.
Wytypowali Józefa L., szwagra mężczyzny, jako osobę podejrzaną o dokonanie zabójstwa z motywów rabunkowych. Wcześniej ciągle skarżył się na brak pieniędzy, a zdarzyło się, że przywłaszczał sobie gotówkę zarobioną przez Jacka w Austrii, którą 22-latek wysyłał matce. W 2006 roku przeszukano garaż na posesji rodziny L. i... nic. Zwłoki znaleziono dopiero w piwnicy.

- Przyznaję się do winy, ale to był nieszczęśliwy wypadek, a nie zabójstwo… - wymamrotał Józef L. Opowiedział szczegóły tragedii. Gdy w Boże Ciało teściowa wyszła do kościoła, został sam z Jackiem. Doszło do awantury i wtedy miał po-pchnąć szwagra tak nieszczęśliwie, że ten uderzył głową w kaloryfer. Gdy zorientował się, że Jacek nie daje znaku życia, przeniósł zwłoki do piwnicy, owinął je w foliowy worek i zakopał. W kuchni wytarł wszystkie ślady krwi, a osobiste rzeczy gościa spalił.

We wskazanym miejscu odkryto ludzkie kości w foliowym worku. W trakcie oględzin przeprowadzonych przez lekarzy kazało się, że Jacek ma kilka głębokich ran i pęknięć czaszki. Ponadto między żuchwą a górną szczęką tkwił knebel ze skarpetki. To obalało wersję podejrzanego o nieszczęśliwym wypadku.

Przed prokuratorem Józef L. zmienił wyjaśnienia i twierdził już, że to Jacek pierwszy go zaatakował. W piątek sąd uznał, że jest to możliwa wersja zdarzenia. Wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska