Maria Mazurek: Świat oszalał na punkcie królewskiej ciąży i porodu księżnej Kate.Jak na Wawelu przychodziły na świat dzieci królów? Też był taki szał?
Szał był dopiero po porodzie. Nie zapeszało się wcześniej.
Po porodzie wysyłało się na Wawel prezenty?
Magnaci i książęta wysyłali. I to jakie: pięknie oprawione książki, biżuterię, krzyże, srebrne kołyski.
A lud? Jak się bawił?
Na pewno mniej tłumnie. Dziś miliardy patrzą na księżnę Kate. Z narodzin Jagiellonów cieszył się sam Kraków, a to było ledwie 20 tys. dorosłych ludzi. Bo nim posłaniec zawiózł radosną wieść do Wilna, mijały dwa miesiące. Do Kijowa - trzy-cztery. I było po sprawie.
Jak świętowali mieszkańcy Krakowa?
Pobożnie. Szli na nabożeństwa dziękczynne.
Nie wierzę, że nic z tej radości nie pili.
Pili, pili. Zapełniały się kościoły, ale też karczmy.
Co pili?
Głównie piwo, ale takie kilkunastoprocentowe. I wódki żytnie. Dla bogatych był węgrzyn - tokajskie wino.
Chciałoby się człowiekowi przenieść w tamte czasy.
Chciałoby się, ale tylko na kilka godzin.