Był ksiądz na „Klerze”?
Tak. Od razu uprzedzę następne pytanie. Byłem „na cywila”. Żeby nie robić szopek czy demonstracji.
I jakie wrażenia?
Pod kątem wartości kinematograficznej, to film poniżej przeciętnej. Jedynym, kto się wyróżnia, to jednak - bądź co bądź porządny aktor - Janusz Gajos, który gra biskupa.
A nie Jakubik?
Gajos podoba mi się z tego powodu, że potrafi każdą rolę zagrać. Ma takie momenty, powiedzmy, eklezjalnie dobre. Choć momentami dramatyczne, kiedy w aucie musi się uczyć kazania.
Męczy się chłop okrutnie.
Bo ktoś to mu napisał, a on nie rozumie, o czym ma mówić. I to jest najlepszy moment na tym filmie. Tu jest uchwycone coś kościelnego. Ale umówmy się, że generalnie to paszkwil o księżach.
Dzwonię kiedyś do jednego zacnego, wykształconego kapłana i zapraszam go na „Kler”. A on mi na to, że nie pójdzie, bo nic go nie zaskoczy.
Środowisko kapłańskie spełnia kryteria, które opisała socjologia, czyli co piąty jest heroiczny, a co piąty - nie powinien księdzem być. Reszta jest w środku. Jak w każdej grupie społecznej. Na filmie jednak tej proporcji nie ma.
Rozumiem, że chorej pokusy władzy w Kościele, którą odgrywa Braciak, nie ma.
To postać skrajna. Tak się nie trafia do Watykanu. Trzeba przede wszystkim mieć w głowie poukładane. Sama pycha do tego nie wystarczy.
Był inteligentnym cwaniakiem.
Prymitywem był. Ten, kto pisał scenariusz nie miał pojęcia, jak funkcjonują mechanizmy w Watykanie. Mit Watykanu polega na tym, że z perspektywy Tarnowa, ktokolwiek jest w Rzymie, uchodzi za „bliskiego współpracownika Ojca Świętego”. Bzdura. W Rzymie jest jak w Tarnowie. Wpływ na władzę mają góra cztery osoby.
Rozumiem, że nikt nie pije tyle, co Więckiewicz.
Problemy z alkoholem są wszędzie. Nie ma łatwych rozwiązań trudnych problemów. Jestem księdzem od 3o lat. I nie widziałem takiej imprezy na plebanii jak w filmie. I nie znam księży, którzy mówiliby tak knajackim językiem. Choć mocnym słowem rzucić umieją.
Mówi ksiądz, że to marna produkcja. A lud wali do kin drzwiami i oknami.
Bo zło jest banalne, a pustka przyciąga pustkę. Film z punktu widzenia duchowieństwa jest marny. Jest nieproporcjonalny i autorzy scenariusza nie znają środowiska. Znam lepsze dzieła antyklerykalne. W każdym razie nic nowego.
Niech ksiądz zareklamuje.
Ale tego nie ogarnie się przy popcornie i coli. Stanisław Wyspiański i „Klątwa”. Dalej, Ignacy Krasicki i jego „Monachomachia”. Tam jest co prawda o mnichach, którzy pobili się na imprezie, ale smaczku dodaje fakt, że Krasicki był biskupem.
Dobrze. Ale Krasicki później się pokajał i napisał „Antymonachomachię”.
I skorygował swoje poglądy, wskazując na zasadę: „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”. Myślę, że Smarzowski jako dżentelmen zrobi tak samo jak Krasicki. A chce pan wiedzieć, jak to było z moralnością niektórych księży 150 lat temu?
Kto by nie chciał?
Istniały w diecezji i w innych diecezjach tak zwane „domy demerytów”. Czyli domy dla księży skazanych na pokutę za wykroczenia.
Poprawczaki?
Coś w tym stylu. Ale może używajmy słowa „Domy pokuty”.
Paragraf „obyczajówka”?
Najczęściej. Jakiś romans, pijaństwo, sianie zgorszenia. To nie jest nic tajemnego. Nasza diecezja korzystała z klasztoru reformatów w Przeworsku. I był czas, kiedy diecezja miała nawet kilkunastu kapłanów na pokucie. I wrócę do statystyk. Było to około 5-7 procent. Nikt tego nie ukrywał, nie robił problemu. Naszym obowiązkiem jest być miłosiernym także wobec kapłanów, którzy maja trudności, problemy i upadają. Dlaczego być miłosiernym tylko dla pijaka, a już nie wobec dla pijaka-księdza?
Dobrze, film jest atakiem na księży czy na wiarę?
O, i tu mamy sedno. Na filmie dla mnie najbardziej ordynarne jest to, że została zaatakowana wiara. I to w potrójnym sensie. Po pierwsze, w filmie występuje wątek nadużycia względem Eucharystii. Ośmieszenie i trawestacja mszy, wykorzystywanie tekstów modlitwy do robienia sobie szopek.
„Oto wielka tajemnica wiary. Złoto i dolary”?
To jest naprawdę paskudne. I mówią to upojeni wódką. To jest bluźniercze. Drugi wątek, to nadużycie spowiedzi. Niech będą świadomi, że jako chrześcijanie, skazują się na ekskomunikę.
Sceny spowiedzi były też w filmie „Faustyna”.
I reżyser został z tego powodu mocno skrytykowany. I dziwi mnie, że biskup Pieronek czy ojciec Gużyński czy ojciec Kramer, wychwalając „Kler”, nie zwracają na to uwagi. A Smarzowski mówi, że nie atakuje wiary, tylko instytucję. Instytucja jest częścią wiary. Na filmie naprawdę dotknięta jest wiara.
Padają słowa - również ze strony kapłanów - że film przyniesie oczyszczenie.
Niech mnie pan nie rozśmiesza. Ci, co tak mówią, po prostu błaźnią się. A w dodatku nie znają „Katechizmu”. I mam z tego powodu poważny zarzut pod adresem biskupa Pieronka i innych duchownych, którzy wygadują jakieś bzdury o katharsis.
Co ten film zrobi?
Nic nie zrobi. Antyklerykałowie się utwierdzą w swojej zapiekłości. A dla wierzących Kościół i kapłaństwo pozostanie „lilią wśród cierni”, jak mówił św. Augustyn.
Dostaje ksiądz rykoszetem po filmie?
Oczywiście. I to często tekstami, które padały z ekranu. Ciekawe czy takim „językiem miłości” byli też epatowani policjanci po „Drogówce”. Szczerze wątpię. Ot, kieszonkowe cwaniactwo.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Święta uderzą nas po kieszeni. Wydamy więcej niż rok temu