Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Bosek: Rozgrywający do kadry siatkarzy na Eurovolley 2017 pilnie poszukiwany

Krzysztof Kawa
66-letni Ryszard Bosek był najlepszym przyjmującym na świecie
66-letni Ryszard Bosek był najlepszym przyjmującym na świecie Sylwia Dąbrowa
- W trudnych chwilach trzeba zrobić jak Rzymianie - ustawić się w czworobok i wystawić dzidy - mówi o reprezentacji Polski siatkarzy mistrz olimpijski z Montrealu i mistrz świata z Meksyku Ryszard Bosek.

- Pana pierwsze wrażenia po krakowskim losowaniu grup mistrzostw Europy, które w sierpniu i wrześniu przyszłego roku odbędą się w Polsce?

- Skoro trafiliśmy na Serbię, to znaczy, że nic nie zostało ustawione (śmiech). Teraz tym bardziej trzeba się szybko zmobilizować, by wyjść z pierwszego miejsca w grupie, bo nie będzie łatwo.

- Jak tu się szybko mobilizować, skoro kadra wciąż nie ma trenera?

- Oczywiście trenera trzeba znaleźć, ale mamy tylu zawodników na wysokim poziomie, że stworzenie drużyny to tylko kwestia dobrej organizacji pracy. Przecież większość już ze sobą grała. Na pewno zawodnicy muszą wyjść z trudnej sytuacji mentalnej po ostatnich porażkach. Rzymianie w takich sytuacjach ustawiali się w czworobok i wystawiali dzidy do przodu, żeby przeciwnicy nie mogli ich rozbić. Trzeba zrobić podobnie i wygrać w grupie z silną Serbią.

- Drużyna narodowa wymaga przebudowy, czy kosmetyki?

- Sądzę, że jeśli wymagała przebudowy, to już przed igrzyskami w Rio de Janeiro. Przede wszystkim na pozycji rozgrywającego, bo trzecim zawodnikiem był Paweł Woicki, który ma 36 lat. To był błąd trenera Antigi, że nie wprowadził dwóch-trzech młodych rozgrywających. Ta pozycja jest kluczowa, najbardziej wrażliwa, mówiąc wprost obecnie jest miękkim podbrzuszem naszej reprezentacji.

- Czy na innych pozycjach widzi Pan młodych zawodników, którzy mogliby szturmować kadrę?

- Początek rozgrywek ligowych pokazał, że mamy zawodników i młodych, i starych, ilu tylko chcemy, natomiast największe problemy mamy z rozegraniem. Na pewno Fabiana Drzyzgę stać na to, by pokazywać lepszą grę. Ma problem i musi z niego wyjść jak najszybciej. Młodych rozgrywających będzie trudno przygotować tak szybko, by byli trzpieniem reprezentacji już podczas mistrzostw Europy. Na razie odpowiedzialność za grę będą musieli wziąć na siebie starsi przyjmujący i atakujący. By dać przekonanie rozgrywającemu, że go wspierają.

- Czy w sytuacji, gdy Eurovolley odbywa się w Polsce, przyszłoroczne rozgrywki Ligi Światowej powinny być potraktowane przez nas po macoszemu?

- To kwestia umowy związku z nowym trenerem reprezentacji. Wiadomo, że w Polsce jest trudno o odpuszczenie czegokolwiek. W innych krajach są priorytety na wygrywanie, a u nas priorytetem jest wygrywanie. Wszyscy chcą, byśmy zwyciężali w każdych zawodach. Niemniej jakiś podział powinien nastąpić, bo w dzisiejszych czasach przy dużej dynamice i szybkości gry zawodnicy nie mogą rozegrać pięćdziesięciu meczów w sezonie. Trzeba umiejętnie gospodarować ich siłami, muszą mieć czas na wypoczynek, sama liga jest bardzo wyczerpująca. Pomysł nowego selekcjonera nie ma polegać na tym, że zrobi od razu wielki wynik, ale powinien przedstawić program, który będzie gwarantował utrzymywanie się reprezentacji przez kilka lat w gronie pierwszych trzech-czterech zespołów najlepszych na świecie.

- Żaden polski trener nie zgłosił się do konkursu na selekcjonera. To objaw słabości środowiska?

- Od iks lat powtarzam, że straciliśmy szkołę trenerów. Polaków traktuje się inaczej niż obcokrajowców. Wiem to dokładnie, bo sam tego doświadczyłem. Jeżeli szybko stworzymy nowe możliwości naszym trenerom i damy im kredyt zaufania, to okaże się, że nie są gorsi od obcokrajowców. Po prostu muszą nabrać większego doświadczenia, a jeśli postawimy na szeroką grupę, to sami dla siebie będą konkurencją.

- Mamy dużo, czy mało czasu na stworzenie drużyny, która powalczy o medal mistrzostw?

- Zawsze można pogodzić interesy ligi i reprezentacji, wygospodarować czas, by zwołać konsultacje. Ponadto przy obecnym skautingu i możliwościach internetowych nawet trener z Amazonii może znać każdego z naszych siatkarzy. Moim zdaniem jednak związek powinien postępować dokładnie odwrotnie niż to czyni. Wiadomo, że jak ogłaszamy konkurs, to zgłosi się nawet trzydziestu trenerów. Ale przecież nie o to chodzi. To my powinniśmy wiedzieć, jakiego szkoleniowca poszukujemy - jakie powinien mieć cechy mentalne, jaki ma warsztat i doświadczenie. I wytypować pięciu, sześciu, dać im czas na przygotowanie programu i wybrać z tego grona.

- Pan ma jakiegoś swojego faworyta do tej funkcji?

- Nie chcę niczego sugerować, bo wiadomo, że moje sugestie są inaczej odbierane niż innych. Mogę uważać, że skoro Stephane Antiga dostał kredyt zaufania i do pomocy starszego trenera (Philippe’a Blaina - przyp.), to dlaczego nie może w ten sam sposób pracować z kadrą polski trener? Nie chodzi tu o polemiki, ale wszyscy na świecie zwracają uwagę na to, że najlepiej w danym kraju sprawdzają się rodzimi trenerzy, którzy znają mentalność rodaków, miejscowe uwarunkowania itd. Bo chodzi o to, by kadra miała ciągłość sukcesów. Niekoniecznie rok po roku. U nas jest tak, że przez pierwsze półtora roku jest wynik, bo trener z zagranicy chce osiągnąć sukces za wszelką cenę, a potem jest krach, selekcjoner odchodzi i zaczynamy wszystko od nowa. To niewytłumaczalne.

- Tak było w przypadku Raula Lozano, Andrei Anastasiego i Stephane’a Antigi.

- Uważam, że wydział szkolenia powinien wyciągnąć z tego wnioski. Obcokrajowiec zawsze będzie myślał o doraźnym sukcesie, by później złapać pracę w innej reprezentacji. Trener miejscowy, współpracując ze związkiem, będzie myślał również o tym, co będzie się działo za dziesięć lat. Przecież naprawdę wszystko, co potrzeba mamy u siebie. Są drużyny młodzieżowe i juniorów, które osiągają sukcesy, a po dwóch latach nic z nich nie zostaje.

- Prezes PZPS Jacek Kasprzyk powiedział nam, że trener z zagranicy będzie musiał zgodzić się na asystenta z Polski.

- Są różne rozwiązania. Najważniejsze, by pozwolić naszym trenerom się rozwijać. Na przykład, by do Niemiec, zamiast dziesięciu działaczy jechało dwóch z nich, za to ośmiu trenerów. Bo są jak lekarze czy aktorzy, cały czas muszą się rozwijać. Nie tylko taktycznie, ale i psychologicznie. Dziś trener w siatkówce jest menedżerem jak w piłce nożnej, który wie, jak dobierać zawodników. I co równie ważne, umie tworzyć na tyle liczną grupę, by powołani stanowili dla siebie konkurencję, bo tylko wtedy będą się rozwijać. Jeśli czują się zbyt pewnie, nie zrobią kroku do przodu.

- Wybór Krakowa na centrum mistrzostw ma znaczenie?

- Kraków ma tak piękną halę, że na pewno na to zasługuje. Mamy nadzieję, że przyjdą kibice i nie będzie takiej skuchy, jak podczas lipcowego Final Six. Pamiętając przy tym, że winy kibiców w tym nie było żadnej (zdecydowały bardzo wysokie ceny biletów - przyp.). Ale przecież w każdym innym mieście kibice też tworzą świetną atmosferę. Mamy sentyment do Katowic, bo tam wszystko się zaczęło. Pięknie jest też w Gdańsku. Najważniejsze, by był ruch, by przyciągać nowych kibiców, by powiało czymś nowym, by nakręcać koniunkturę.

- Chce Pan powiedzieć, że działacze PZPS stracili czujność? Piłka ręczna mocno stawia na promocję i rozwija się, a siatkówka zachłysnęła się własnym sukcesem?
-
Siatkówka osiadała na laurach i myślała, że jeśli ta kula śniegowa będzie spadała, to tak będzie zawsze. Tyle że najwyższy wierzchołek u nas ma niewiele ponad 2400 metrów. Trzeba siatkówkę wypchnąć na kolejny szczyt.

- Kadra musi zdobyć złoto ME?

- Czy musi? Na pewno musi dobrze grać, a wtedy medal sam przyjdzie. Bo jeśli policzymy na palcach reprezentacje, które się liczą, to jakbyśmy nie liczyli, coś na końcu ugramy.

- Kto będzie najgroźniejszy?

- Trzeba poczekać, co zrobią z drużyną Rosjanie, bo są w jeszcze trudniejszej sytuacji niż my. Jeżeli pójdą w dobrym kierunku, to na pewno będą groźni. Francuzi z kolei są po jeszcze gorszym nokaucie, pytanie, jak szybko zdołają otrząsnąć się. Słoweńcy z kolei zrobili największy postęp. Wielu z nich występuje we Włoszech, więc są ograni i tworzą naprawdę mocną drużynę. Włosi zaś potrafią przygotować się na konkretny turniej, co pokazali na igrzyskach, gdy w ciągu trzech miesięcy stworzyli zespół na medal. Serbowie z kolei pokazali w ostatniej Lidze Światowej, że są najlepsi, więc też są na fali wznoszącej.

- Finlandia i Estonia, z którymi też zagramy w grupie mogą sprawić jakąkolwiek niespodziankę?

- Nie zakładam takiego scenariusza. Wszyscy robią postępy, ale to jeszcze nie poziom najlepszych. Chociaż w sporcie mieliśmy już różne przypadki, trzeba być czujnym.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ryszard Bosek: Rozgrywający do kadry siatkarzy na Eurovolley 2017 pilnie poszukiwany - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska