W pokoju na pierwszym piętrze grupka chłopaków siedzi na niskich łóżkach i głośno rozmawia. Szykuje się impreza. - To nieprawda, że w Sączu nie ma życia studenckiego - zapewnia Adrian Bojanowski, który studiuje język niemiecki w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej. Do pokoju wpadają dwie dziewczyny. Jedna przegryza kotleta przywiezionego z domu. Jak wszędzie studenci starają się oszczędzać i często zaopatrują się w zapasy podczas odwiedzin w rodzinnych stronach.
- We wszystkim wybieramy najtańsze opcje, dlatego zamiast imprez na mieście, wolimy domówki - mówią studentki.
Jeśli wychodzą, to do klubów Level, Guiness, Studio. Czasem na karaoke.
- Ale i tak najwięcej imprez robimy w akademiku - dodaje Szymon Lech z anglistyki, a reszta potwierdza.
Dominik z Limanowej, student mechatroniki, nie kryje, że część osób jest na PWSZ, bo nie dostała się na inne uczelnie. Głównym jednak powodem studiów w Sączu jest bliskość i niższe koszty.
- Życie tutaj jest dużo tańsze niż np. w Krakowie - zauważa Kuba Tenerowicz z ratownictwa medycznego.
Studenci płacą po 280 zł za miejsce w pokoju akademiku.
- W ubiegłym roku płaciliśmy o 20 złotych mniej - zauważa zdziwiony Adrian i zapowiada, że przeprowadzi się do "dwójki". Rezygnuje, kiedy słyszy od kolegów, że miejsca w pokojach dwuosobowych również podrożały i trzeba za nie płacić 320 zł miesięcznie.
- Za to nie można narzekać na komfort - zaznacza jego współlokator. - Akademik był remontowany i teraz świetnie się mieszka.
Studenci chwalą spokój, który jedynie od czasu do czasu przerywają głośniejsze imprezy.
- Czasem nie śpi się po nocach, bywają imprezy, ale nie ma porównania z akademikami krakowskiego AGH-u. Tutaj nie mamy płonących wind i innych tego typu atrakcji - śmieje się Szymon.
W domu studenckim mają wszystko, czego potrzeba. Od niedawna jest nawet stołówka. Patryk Świder z anglistyki sądzi jednak, że bardziej opłaca się samodzielnie przygotowywać posiłki.
- Jeśli musimy zjeść na mieście, idziemy do "Baru pod Wierzbą". Jest blisko uczelni i bardzo tani. Można kupić cały obiad za 10 złotych - opowiada.
Z kolegami chwali życie studenckie na PWSZ
- W Wyższej Szkole Biznesu płaci się grube pieniądze i dostaje się papier - porównuje Szymon. - Na PWSZ trzeba się więcej uczyć.
- Ale na szczęście zawsze zostaje trochę czasu na piwo - śmieją się koledzy.
Studenci WSB przekonują, że ich uczelnia jest najlepsza i to nie tylko w Nowym Sączu. Niektórzy tylko przyznają, że minęły już jej złote czasy.
- Wybrałem WSB, bo ma większy prestiż i wyższy poziom nauczania - twierdzi Monika Kubatek, która wahała się między studiami na PWSZ i WSB.
Wieczorami studenci obydwu uczelni bawią się często w tych samych lokalach. Ale bywają też różnice. Niektórzy z WSB polecają takie puby, jak np. Beer Factory.
- To jedyna piwiarnia w Nowym Sączu - twierdzi Daniel Sadowski, który sądeckie życie studenckie zna od podszewki. - Studenci WSB bawią się w Bohemie i Studiu Artystycznym. Jadamy w ŻAK-u, bo jest zaraz obok uczelni, czasem odwiedzamy Pizzerię Gondolę lub Kebab Hasir.
Nie tylko on przyznaje, że ofertą rozrywek dla studentów jest mniejsza niż jeszcze kilka lat temu. Mimo to wszyscy zapewniają: życie studenckie bardzo na tym nie ucierpiało. - Może i jest mniej klubów, ale zasadniczo życie nie różni się wiele od tego w Krakowie. A mamy ten plus, że Sącz jest dużo tańszy - zauważa Kuba Tenerowicz z PWSZ.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+