Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Salony fryzjerskie były przed laty salonami towarzyskimi. Tu w kolejce do cięcia czy ondulacji można było posłuchać radia i zagrać w szachy

Tomasz Pruchnicki
W zakładzie fryzjerskim przy ulicy Świerczewskiego (obecnie Stróżowska – gdzie mieści się Bank Spółdzielczy) siedziało dwóch kolegów, siedmiolatków. Pomieszczenie było duże z witrynami wystawowymi od strony ulicy. Wewnątrz sześć wychodzących z posadzki rurek podtrzymywało drewniany ruszt, imitujący pergolę, z której zwisały liście roślin stojących w doniczkach na jej kratownicy.

FLESZ - E-dowód ułatwi Ci życie, możesz go mieć za darmo

W zakładzie było trzech fryzjerów i jedna fryzjerka. Taborety obite dermą, ułożone były pod oknami. Na dwóch stojących rurkach zamocowano wieszaki na ubrania. Duże, masywne fotele fryzjerskie przypominały na pierwszy rzut oka jakby pochodziły z gabinetu dentystycznego tylko „coś” z nich zdemontowano.
Siedmiolatkowie mogli już samodzielnie chodzić po mieście i mogli zawitać do fryzjera, bo niedawno, na koniec czerwca opuścili grupę starszaków w przedszkolu na Dworzysku. Od września szli do pierwszej klasy. Rodzice polecili im iść samym i załatwiać takie drobne sprawy.
Strzyżenie kosztowało monetę, na której widniał Kościuszko lub Kazimierz Wielki albo Kopernik – czyli dziesięć złotych. W tym czasie jeden kilogram cukru kosztował dziesięć złotych i pięćdziesiąt groszy.
Siedzieli i czekali na swoją kolejkę, przyglądając się jak jeden z klientów jeszcze nie obsługiwany, starszy pan, grał w szachy z pracownikiem zakładu. Nie rozumieli zasad tej gry, ale ich interesowała drewniana szachownica i duże drewniane pionki. Za kilka lat sami między sobą rozgrywali bitwy na sześćdziesięciu czterech polach. Na razie nauczyli się tylko gry w warcaby na takiej samej szachownicy.
Było wczesne popołudnie, jasno na zewnątrz, ale w zakładzie świeciło się kilka świetlówek, aby golibroda nie zaciął klienta. Co jakiś czas podchodził do zamocowanego na framudze drzwi prowadzących na zaplecze szerokiego paska i sprawnymi ruchami ostrzył brzytwę, którą wykonywał golenie.
Z brzytwami to była fajna sprawa. Zawsze kilka ich leżało obok umywalki, która obowiązkowo znajdowała się pod dużym lustrem, naprzeciw którego stał fotel fryzjerski. Chłopców interesowały te brzytwy i mogli podchodzić, oglądać je leżące, ale nie wolno im było ich ruszać. W domu nie pozwalano ich nawet dotykać ze względów bezpieczeństwa.
Ojciec jednego z kolegów zrobił kiedyś długi wykład na temat brzytew, ich pochodzenia, zasad wyrabiania i rodzajów okładzin. Najciekawsze było to, że kawałek stali był tyle razy rozgrzewany, kuty i studzony, aby uzyskać na końcu błyszczące ostrze. Pokazywał okładziny z masy perłowej, kości słoniowej lub z drewna hebanowego. Na koniec wykładu wyciągnął małe, drewniane pudełko, w którym były kostki z różnych kamieni i każde z nich miało inaczej chropowatą powierzchnię. Te kostki służyły do profesjonalnego ostrzenia brzytew, które po tym zabiegu należało tylko ostrzyć na skórzanym pasku.
Właśnie nadszedł czas, kiedy na jednego z kolegów przyszła kolejka zajęcia miejsca na fotelu. Z uwagi na wzrost tych nieletnich klientów na oparciach fotela położona została szeroka deska. Na tej desce sadowił się młody klient, a dla jeszcze mniejszych na desce kładziono koc. Zawiązanie pod szyją, zwisającej, nowej i wykrochmalonej osłony było częścią rytuału pradawnych cyrulików.
Mistrz nożyczek nawet nie pytał małego klienta, jak wykonać strzyżenie, gdyż doskonale wiedział jakie są wymagania rodziców chłopców, a poza tym zbliżały się upalne, letnie miesiące. Nikt wtedy nie miał czasu na fryzjera, bo były inne ciekawsze zajęcia – więc zawsze było polecenie „krótko”.
Jeden z pracowników zakładu, starszy pan był zawsze dla wszystkich sympatyczny i z humorem podchodził do chłopców. Zwracał się do nich per „pan” co ich onieśmielało, bo nikt tak do nich nie mówił na „poważnie”. Na różne pytania zawsze chętnie odpowiadał i czasem sam zadawał „dziwne” pytania – a ty wiesz co to jest i jak wygląda?… Potem opowiadał malcom o różnych roślinach, zwierzętach i dalekich krajach, umilając im czas siedzenia na fotelu. Ten pan mieszkał w domu, gdzie dzisiaj w tym miejscu stoi przedszkole numer 5 powyżej przystanku i cmentarza.
Zakładów fryzjerskich w Gorlicach było kilka. Jeden na ulicy Krzywej – jak szło się na Dworzysko od strony skrzyżowania na Stróżowskiej. Prowadził go pan Kostkiewicz. W tym zakładzie też można było grać w szachy, oczekując na swoją kolejkę, lub grając z właścicielem dla zabicia czasu. Drugim zakładem był opisany wyżej, trzecim był na ulicy 1 Maja (dzisiaj 3 Maja) poniżej zakładu fotograficznego Beskid pana Makowskiego. Następny na Zawodziu u zbiegu ulic Mickiewicza, Sienkiewicza i Kościuszki pana Kozłowskiego i jeszcze jeden naprzeciw stacji PKP pana Orłowskiego.
Dla kobiet był jeden dedykowany zakład u zbiegu ulic Narutowicza oraz 1 Maja i w każdym zakładzie były stanowiska dla kobiet dużymi „hełmami”. Te „hełmy” były jak duże garnki na głowę – panie siedząc na fotelach z założonym „garnkiem” w tym czasie czytały gazety. Podobno były używane przy wykonywaniu trwałej ondulacji… cokolwiek to znaczy. Tutaj wchodziło się od ulicy Narutowicza i można było wyjść od strony ulicy 1 Maja lub na odwrót. Było to bardzo wygodne zwłaszcza dla chłopców, gdy się „coś zmalowało” i trzeba było szybko zniknąć z pola widzenia.
Wszystkie „męskie” zakłady miały na wyposażeniu deski dla „tych co dopiero rosną”, we wszystkich były ustawione po dwa spryskiwacze „przysługujące” na jeden fotel. W jednym była zwykła woda do zmoczenia włosów przed rozpoczęciem strzyżenia, a w drugim woda kolońska, której użycie zwiastowało zakończenie „operacji fryzjer”.
Po opuszczeniu zakładu kolegom nie trzeba było mówić, gdzie się było przez ostatnie pół godziny, bo zapach włosów (we wszystkich zakładach stosowano wody kolońskie prawie jednakowe) mówił sam za siebie. Jeden z chłopców kiedyś chciał spróbować zabawić się w fryzjera, myśląc, że te czynności są takie proste. Zaprosił kilkuletnią – młodszą córkę sąsiadów na przyległy ogród i sadzając na stołeczku, oznajmił że skróci jej długie włosy. Dziecko nieświadome niczego siedziało cicho i spokojnie, ciesząc się z widoku spadających na trawę kosmyków obcinanych włosów. W pewnym momencie mama „klientki” niedoszłego fryzjera pojawiła się w ogrodzie, zaniepokojona nieobecnością córki. Sceny, które rozegrały się potem na tej posesji z uwagi na ich drastyczność nie mogą zostać opisane… I tak oto „zniechęcono młodego adepta nożyczek” do tak poszukiwanego zawodu…
Zakład przy ulicy Świerczewskiego (Stróżowskiej) miał jeszcze jedną fajną rzecz. A mianowicie w witrynie miał tablicę z fotografiami i aktualnym repertuarem kina Wiarus. Fotografie oczywiście czarno-białe, lecz o bardzo dużej rozdzielczości, jako kadry zachęcające do pójścia na seans. Umieszczony obok fotografii repertuar miał jedną kolumną „dozwolone od lat…” jak w tej piosence Czerwonych Gitar. Dlatego chłopcy marzyli, aby jak najszybciej osiągnąć dwanaście lat, gdyż dużo filmów miało takie ograniczenie wiekowe.
Czasem do zakładu fryzjerskiego chodziło się z ojcem i wtedy nie nudził się nikt, kto chciał słuchać o czym rozmawiają starsi. W każdym zakładzie było radio – zwykły głośnik, z którego cały czas było słychać program nr 1 Polskiego Radia. A gdy starsi chcieli porozmawiać to przekręcano gałkę i ściszano jego głos. Wówczas można było posłuchać o czasach pierwszej lub drugiej wojny, o dalekich podróżach, które odbył ktoś ze znajomych, albo o obecnej sytuacji międzynarodowej z komentarzem „i do czego to doprowadzi”. Wszyscy się znali z widzenia i mogli w miarę swobodnie rozmawiać. Kiedy do zakładu przy Świerczewskiego przez podwójne, przeszklone drzwi wchodził ktoś nieznany, rozmowy milkły i podkręcano radio… Z czasem zakładów ubyło, ówcześni mistrzowie nożyczek odeszli na emerytury, a dzisiaj mamy zupełnie inną rzeczywistość i zupełnie inną technologię strzyżenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska