Wypadek w Wielmoży [ZOBACZ ZDJĘCIA]
89-letni dziś mężczyzna pechowy lot odbywał 27 listopada 2011 r. Wystartował z czeskiego lotniska Zabreh koło Opawy. Jednak pogubił się w trakcie lotu, stracił orientację w terenie. Nie miał telefonu, by zawiadomić o trudnej sytuacji, także przez radiostację nie udało mu się nawiązać kontaktu z ziemią. Miał uprawnienia pilota, ale nie do latania w nocy, a samolot nie był do tego przeznaczony. Z Czech przedostał się do Polski. Biegły sądowy Jacek K. na rozprawie wyliczał błędy oskarżonego pilota.
- Nie uzyskał przed startem informacji o sytuacji meteorologicznej, kontynuował lot mimo zapadnięcia zmroku, lądował w terenie zabudowanym - podkreślał biegły. Zauważył, że Alfred S. musiał przelatywać niedaleko dużych lotnisk w Pyrzowicach, a potem w w Balicach. Był wtedy nieoświetlony i niewidoczny dla radarów. Mógł spowodować zderzenie z innym samolotem.
- Podchodząc do lądowania powinien pozbyć się paliwa, jak to zrobił inny pilot, który musiał lądować w Warszawie - mówił Jacek K. Miał wtedy na myśli słynne lądowanie kpt. Tadeusza Wrony na Okęciu.
- To są krętactwa, wszystko nieprawda- oskarżony na głos komentował wypowiedzi biegłego. Nie zgadzał się z jego ustaleniami i wnioskami zawartymi w pisemnej opinii. Przekonywał, że manewr lądowania podjął, bo był przekonany, że kończy się mu paliwo. Dodał, że jego zdaniem samolot nie był sprawny technicznie, podobnie jak radiostacja na pokładzie maszyny.
- Jestem niewinny i wnoszę o uniewinnienie - Alfred S. powiedział w swoim ostatnim słowie. Prokurator chce dla niego kary półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, grzywny 30 tys. zł i pięcioletniego zakazu pilotowania samolotów. Wyrok zostanie ogłoszony 19 lutego br.
Napisz do autora:
[email protected]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+