Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sandra, historia która porusza serca

Katarzyna Janiszewska
Agata Korbiel z Sandrą we Francji. Dzień przed operacją postanowiły zrobić sobie wytchnienie od szpitalnych murów. Za chwilę idą do Disneylandu
Agata Korbiel z Sandrą we Francji. Dzień przed operacją postanowiły zrobić sobie wytchnienie od szpitalnych murów. Za chwilę idą do Disneylandu Repro Robert Szwedowski
Mała Sandra z Chrzanowa przez trzy lata walczyła ze śmiertelną chorobą. Nie poddawała się. Ale przegrała. Teraz jej historia, spisana na blogu przez mamę, daje siłę do walki innym - pisze Katarzyna Janiszewska.

Kiedy Agata Korbiel dowiedziała się, że będzie miała córeczkę, to aż się popłakała. Wszyscy myśleli, że coś się stało, ale ona płakała ze szczęścia. Miała już synka i ciągle słyszała: będziesz miała drugiego chłopca. A ona tak marzyła o dziewczynce. Chciała jej kupować sukienki, czesać warkoczyki, tyle rzeczy mogłyby robić razem.

Ściany pokoiku ozdabia niebieska tapeta w złote gwiazdki. Na jej tle stoi mała królewna, w różowej bufiastej sukni i różowej koronie na główce. To Sandra. Ma długie, kasztanowe włosy i uśmiech od ucha do ucha - taki, że aż w policzkach robią się jej dołeczki. Wystrojona, bo za chwilę idzie na bal przebierańców do przedszkola. To zdjęcie sprzed choroby.

Przez cztery lata Sandra była okazem zdrowia. Nawet przeziębienia się jej nie imały. Czasem lekki katarek. Kartotekę w przychodni miała pustą. Bilans czterolatka pokazywał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Ale w 2009 r. Agata Korbiel zauważyła, że córka się zmieniła. Zawsze żywiołowa, energiczna, radosna, nagle zrobiła się apatyczna. Po zajęciach już nie miała ochoty na zabawę, wolała się położyć, pospać.

- Męczyły ją wymioty, ale myślałam, że to coś wirusowego, może coś niedobrego zjadła - opowiada mama Sandry. - Na chwilę ustępowały, i znów wracały. Później córka zaczęła się budzić w nocy, płakać. Zrywała się z krzykiem, źrenice były rozszerzone, wpatrywała się w jeden punkt i wołała: mamusiu, gdzie jesteś! Jakby mnie nie widziała. A ja byłam obok. Potrząsałam nią: Sandrusiu, tu jestem. I wtedy wracała.

Kolejne badania nic nie wykazały. Kolejni lekarze niczego się nie doszukali. "Jest pani przewrażliwiona. Córka zwymiotowała, obudziła się w nocy, a pani robi panikę. Proszę się uspokoić" - przekonywali.

- Miałam dość, nikt mi nie wierzył - wspomina Agata Korbiel. - Wyniki z krwi, moczu były dobre. Ataki widziałam tylko ja, nikogo innego przy tym nie było. A po ataku córka normalnie rozmawiała, normalnie się zachowywała. I tak w kółko. Lekarze nie rozumieli o co mi chodzi. Ale ja wiedziałam, że coś jest nie w porządku.

Po kolejnym ataku pogotowie zabrało Sandrę do szpitala w Prokocimiu. Tam zrobiono jej rezonans i tomograf głowy. Diagnoza: guz mózgu wielki na osiem centymetrów, stan krytyczny. Konieczna była natychmiastowa operacja. Ale organizm był wycieńczony, odwodniony. Nie było pewności czy dziewczynka przeżyje.

- Nie mogłam zrozumieć, co ci lekarze do mnie mówią, nie mogłam w to uwierzyć - przypomina sobie pani Agata. - Zapomniałam jak się nazywam, miałam problem, by wypełnić papiery. Przez dziesięć dni córka była w śpiączce. Każdy dzień to była walka o jej życie.

Po operacji Sandra miała sparaliżowaną połowę ciała. Denerwowała się, nie rozumiała czemu nie może ruszyć rączką? Dzięki rehabilitacji paraliż zaczął ustępować. Ale guz okazał się złośliwy, najgorszy z możliwych, praktycznie nieuleczalny. Dziewczynka dzielnie znosiła kolejne dawki chemii i naświetlań. Kiedy zaczęły wypadać jej włoski, bardzo to przeżywała. Mówiła: inne dziewczynki mają warkoczyki, spinki, a ja nie. Wtedy mama zapewniała: tobie też urosną, jak u księżniczki, a wtedy wykupimy cały sklep spinek.

Przez cały ten czas pani Agata szukała kogoś, kto mógłby uratować jej córeczkę. Za nic w świecie nie chciała się poddać, postanowiła walczyć do końca. Lekarze mówili, że to cud, że Sandra jeszcze żyje. Więc uwierzyła, że Bóg jednak ją zostawi, że jej dziecko pokona chorobę. Już następowała poprawa, już wydawało się, że będzie dobrze. Ale za chwilę przychodziło pogorszenie. Badania pokazywały, że choroba postępuje, chemia przestała działać.

Kolejne zdjęcie. W tle piękny, zielony ogród, róże. Sandra w chusteczce na głowie. Cała na różowo - bo to jej ulubiony kolor - przytula się do mamy, rączki zarzuciła jej na szyję. Bladziutka, ale uśmiechnięta. Za chwilę pójdą do Disneylandu. Tak poradzili francuscy lekarze: dzień przed operacją powinna mieć choć trochę radości, wytchnienia od szpitalnych murów.
- Lekarze we Francji powiedzieli, że są w stanie usunąć guzy - opowiada pani Agata. - I udało im się. Kiedy przyszłam na oddział po operacji, Sandrunia siedziała i oglądała bajki: mamusiu, ja nic nie rozumiem, co oni do mnie mówią - uśmiecha się na tamto wspomnienie.

- Byłam taka szczęśliwa. Po tym, jak źle zniosła operację w Polsce, jak długo dochodziła do siebie, nie mogłam w to uwierzyć.
Rezonans pokazywał, że mózg jest czysty, nie było śladu po guzie. I przez moment było jak w bajce. Cieszyli się z mężem, że Sandra odżyje, odrosną jej włoski.

Kolejny rezonans i całkowite załamanie: pojawiły się trzy nowe punkty nowotworowe. Lekarze, ci w Polsce i we Francji, nie zostawiali nadziei: już żadna operacja nie pomoże, nie uda się uratować Sandry. Na początku stycznia 2012 r. Sandra zaczęła się skarżyć na bóle głowy.

- W karetce zapytała: czy ja jeszcze wrócę do domu? - pani Agata nie może powstrzymać łez. - W szpitalu mocno ściskała mnie za szyję i cały czas powtarzała: mamusiu, kocham cię nad życie...

Sandra, z włoskami związanymi w dwie kitki różowymi gumkami, siedzi na drewnianej ławce i przez słomkę pociąga coca-colę. To zdjęcie z zoo. Bo Sandra uwielbiała zwierzęta: psy, kozy, konie, kury - wszystkie. Nie przeszła obok, żeby jakiegoś nie pogłaskać.
Agata Korbiel: Byłyśmy nierozłączne. Razem chodziłyśmy na lody, na spacer, na plac zabaw. Patrzę na zdjęcia i nie mogę uwierzyć, że jej nie ma. Ona zawsze była taka dorosła, wcześnie zaczęła chodzić. Jakby wiedziała, że ma mało czasu. Miała zabawne powiedzonka. Kolegę Grzesia z przedszkola, który rozrzucił klocki, strofowała: posprzątaj je, bo ja nie jestem twoją służącą! Wszyscy ją uwielbiali, umiała sobie zjednywać ludzi.

Jeszcze w trakcie choroby Sandry pani Agata zaczęła pisać bloga. Chciała w ten sposób zebrać pieniądze na operację we Francji, która mogła uratować córkę. Broniła się przed tym blogiem, nie chciała publicznie pokazywać swoich uczuć. A później pomyślała, że gdy córka poczuje się lepiej, będzie mogła to wszystko przeczytać. O tym, jaka była dzielna, jak rodzice o nią walczyli. To miał być pamiętnik Sandry.

Po jej śmierci przestała pisać. Niedawno wróciła do niego. W radiu usłyszała, że jest konkurs na blog roku.
- Chciałam się przekonać dla ilu ludzi Sandrunia była ważna, ile osób wyśle SMS-a i zagłosuje - przyznaje Agata Korbiel. - No i przez to nie zostanie zapomniana - dodaje.

Historia dzielnej dziewczynki porusza serca. Pani Agata dostaje e-maile od osób, które jakby się przebudziły z letargu i chcą pomagać innym: oddać szpik, zostać wolontariuszem. Od mam, które nagle uświadomiły sobie, że zbyt rzadko mówią swoim dzieciom jak bardzo je kochają. Od osób, które myślały o samobójstwie, ale jak mogłyby to teraz zrobić, gdy ktoś inny tak mocno walczył o życie?

- Na początku nie dopuszczałam do siebie tego, co się stało - przyznaje pani Agata. - Nie chciałam o tym myśleć, rozmawiać, a wcześniej nie chciałam się na to przygotowywać. Kiedy córka żyła, musiałam być silna dla niej. Poznawała, gdy byłam smutna i od razu pytała: mamusiu mam złe wyniki? Teraz nie ma dnia, żebym nie płakała. Ciągle ją widzę: w jej pokoju, w drewnianym domku w ogrodzie, jak myje okienka i urządza podwieczorek dla lalek...

Przedwojenne cukiernie Krakowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska