W chrzanowskim sanepidzie tłumaczą, że każdy, kto chce sprzedawać legalnie grzyby, powinien zaraz po ich zebraniu udać się do grzyboznawcy i skonsultować, czy wśród okazów nie ma przypadkiem gatunków trujących.
- Sprzedawca ma obowiązek przebadać całą partię, którą chce w danym dniu sprzedać - informuje Krystyna Olejniczak, zastępca dyrektora sanepidu w Chrzanowie. W Oświęcimiu sprzedający leśne przysmaki ostatnio w sanepidzie byli... rok temu. - W tym roku nie było jeszcze nikogo chcącego potwierdzić jakość grzybów - przyznaje Dorota Kram z sanepidu.
W olkuskiej stacji nie ma nawet znawcy grzybów. Nie ma też na niego zapotrzebowania. - Wszystkie grzyby sprzedawane na targach powinny zostać sprawdzone. Targowiska, na których sprzedaje się grzyby, mają obowiązek zatrudnić klasyfikatora - mówi wicedyrektor Małgorzata Stańczak.
Przepis łatwo obejść. Grzyby, owszem, są, ale tuż za płotem targowiska i na chodnikach przy głównej ulicy miasta - na przykład przy ul. Króla Kazimierza Wielkiego w Olkuszu. Tam nikt nie musi ich kontrolować.
Pani Alicja z Chrzanowa od kilku lat w sezonie sprzedaje grzyby. Sama zbiera je w lesie i sama sprawdza, czy są jadalne. Twierdzi, że jest doświadczoną grzybiarką.
Jak sama przyznaje, kanię od muchomora sromotnikowego rozróżnia na oko. - Kania ma kołnierz u góry, pod czapką. Muchomor ma niżej - tłumaczy. Dla przeciętnego zbieracza wyglądają identycznie. Na pytanie o atest pani Ala wyciąga z torby dwa atlasy ze zdjęciami. - Jeżeli grzyb jest w atlasie, to znaczy, że dobry - przekonuje pani Ala.