Podczas wywiadu dla "New York Times" były kanclerz Niemiec po raz kolejny potwierdził, że nie zrezygnuje z pracy dla rosyjskich koncernów energetycznych. Rozważy rezygnację ze swoich stanowisk tylko wtedy, gdy Putin faktycznie wyłączy dostawy gazu do Niemiec i Unii Europejskiej, ale nie sądzi, że do tego dojdzie.
Były kanclerz nie wierzy też, że Putin ponosi odpowiedzialność za rosyjskie zbrodnie wojenne na Ukrainie. Twierdzi, że zbrodnie, takie jak morderstwo ludności cywilnej w Buczy, musiałyby zostać zbadane, ale nie wierzy, że rozkaz pochodził od Putina. Jego zdaniem, odpowiedzialne są raczej "niższe stanowiska".
Zaznaczył również, że "nie można izolować kraju takiego jak Rosja na dłuższą metę, ani politycznie, ani ekonomicznie".
SPD nie chce już Schrödera
Po skandalicznym wywiadzie łamy niemieckich mediów wypełniły się tekstami pełnymi oburzenia. "Zwlekanie SPD z odcięciem się od Schrödera może się okazać brzemiennym w skutki wspomnieniem z pierwszej fazy rządów kanclerza Scholza" - zaznaczył premier Nadrenii Północnej-Westfalii Hendrik Wüst.
Dziś szefowa SPD Saskia Esken wezwała Schrödera do oddania legitymacji partyjnej.
Oburzenia nie krył także mer Kijowa Witalij Kliczko, który w rozmowie z "Bildem" zaproponował byłemu kanclerzowi Niemiec przeprowadzkę do Moskwy.
Schröder jest szefem rady nadzorczej rosyjskiego koncernu naftowego Rosnieft, a ostatnio pracował także dla firm rurociągowych Nord Stream i Nord Stream 2. Z tego powodu w SPD toczy się obecnie postępowanie o wykluczenie go z partii.
źródło: Polskie Radio 24, polskatimes.pl
