Okazało się bowiem, a to wiadomość z najbliższego otoczenia Cezarego Kuleszy, że Santos właśnie teraz obchodzi kolejną rocznicę ślubu. I jako człowiek głęboko religijny już dawno zaplanował, że tę okazję uczci wraz z najbliższą rodziną w Jerozolimie. W czym prezes PZPN nie chciał – co zresztą w pełni zrozumiałe – przeszkadzać. I już na wstępie współpracy burzyć wcześniejszych planów 68-letniego szkoleniowca.
Tak wielka kasa dla Santosa? To niepodobne do Kuleszy!
Szefowi naszej piłkarskiej federacji nie zabrakło odwagi, żeby zaproponować Portugalczykowi rekordowy w historii PZPN kontrakt. Zwłaszcza że rozrzutność była dotąd niepodobna do tak wytrawnego biznesmena, jakim jest Kulesza. Okazało się jednak, że szef naszego futbolowego związku nie zmienił wcale tak bardzo zasad, którymi kieruje się w interesach. Tylko pensja nowego selekcjonera została przez media wyolbrzymiona.
W przestrzeni publicznej pojawiła się kwota 2,5 miliona euro, tymczasem źródło, którego nie sposób kwestionować twierdzi, że to kasa wzięta zupełnie z sufitu. Bo tak naprawdę "to nawet nie połowa" tej wymienionej wyżej, która od dnia ogłoszenia przewinęła się przez wszystkie sportowe serwisy w Polsce.
"Nawet nie połowa" w zasadzie nie szokuje
A jeśli roczna pensja wynosi 1,2 mln euro – nadal rekordowe w realiach PZPN 100 tys. euro miesięcznie – to w zestawieniu choćby z zarobkami Paulo Sousy (prawie 900 tys. euro rocznego kontraktu) wysokość poborów Santosa nikogo już nie powinna szokować...
