Współczująca, kochająca, silna - tak mówili o niej współcześni. Trzeba było niemałego uporu i odwagi, żeby w XIX wieku utworzyć zakon. A to udało się siostrze Klarze, która w niedzielę zostanie uznana za błogosławioną. Samego aktu dokona kard. Angelo Amato, szef Kongregacji ds. Świętych, który przyleci z Watykanu.
Założycielka zakonu sercanek (Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego) miała w życiu pod górkę. Gdy była nastolatką (mieszkała na Mazowszu), zmarła jej matka. Jej miejsce u boku ojca zajęła 18--letnia macocha. Ani ona, ani ojciec dziewczyny nie rozumieli, dlaczego Klara chce iść do klasztoru. Chcieli ją wydać za mąż. Szczęsna wyprowadziła się z domu i przez pięć lat utrzymywała się pracując prawdopodobnie jako krawcowa. W 1885 roku przywdziała habit. Była w Lublinie przełożoną, uczyła siostrzyczki szycia. Wspólnota w świetle carskiego prawa była nielegalna. Zagrożona dekonspiracją (w konsekwencji: śmierć albo Sybir) zakonnica uciekła do Krakowa. Tu, razem z ks. prof. Józefem Pelczarem, założyła nowe zgromadzenie - sercanek.
Zawsze podkreślała, że ludzi trzeba kochać. Mimo słabego zdrowia (chorowała na raka), otworzyła 30 domów zakonnych, m.in. w Zakopanem i Przemyślu. Zmarła w 1916 roku.
Proces beatyfikacyjny zaczął się w 1994 roku. Kilka miesięcy temu papież Franciszek zaakceptował cud za wstawiennictwem Klary. Rzecz dotyczy 11-letniego chłopca, którego w 2001 r. w Krakowie potrącił samochód. Miał ciężki uraz głowy, lekarze nie dawali mu szans. Wyzdrowiał po tym, jak rodzina i sercanki modliły się o to, prosząc o wstawiennictwo patronkę.