Burzliwe miłości, dramatyczne rozstania, płomienne wyznania. Do tego jeszcze trochę flirtu i uwodzenia. Wszystko to szykuje nam Rafał Boniśniak, lider nowej formacji muzycznej pod nazwą Retro Caffe.
- Jak to ktoś napisał w internetowych komentarzach - formacja nowa, ale gęby doskonale znane - mówi ze śmiechem.
Ostatnimi czasy Boniśniak żeglował pomiędzy klimatami folkowymi, a chrześcijańskimi. Teraz mu się trochę odmieniło. Można powiedzieć, że nawet bardzo, bo muzycznie popłynął. W kierunku jazzu, by w jego klimacie zaśpiewać szlagiery z lat dwudziestych.
Zaprzecza, że jazz to rzekomo nowa miłość - kochał go od dawna, tylko chwilowo, przez zawodowe zobowiązania, trochę o niej zapomniał.
Bo jazz ma swoje wymagania
Sobota rano. Nie za wcześnie, ale faktem jest, że dla niektórych to jeszcze czas słodkiego snu. Tymczasem w Papaya Studio gwarnie. - Praca nad nową płytą trwa od jakiegoś roku - zdradza Rafał Boniśniak.
Jak już działa, to nie zasypia gruszek w popiele. Czemu więc tak długo to już trwa?
- Granie jazzu wymaga spotkania wszystkich muzyków jednocześnie - tłumaczy.
Powód jest, nazwijmy to, techniczny i estetyczny. O ile w przypadku wspomnianego folku, partie grane przez poszczególne instrumenty można nagrywać kawałkami, a komputer wszystko to ładnie złączył, to jazz jest znacznie bardziej wymagający.
- Melodia zapisana w nutach jest ważna, ale równie istotna szczypta szaleństwa, wariacje i improwizacje - dodania tu i ówdzie, tego i owego - mówi.
Całość ma trochę kokietować, porywać do tańca, podrygiwania albo zwyczajnie, skłonić do zasłuchania się. Wszak, gdy Mieczysław Fogg śpiewał o rozstaniu z ukochaną, emocje słuchaczy sięgały zenitu. Ktoś nawet powiedział, że „Ostatnia niedziela”, to tango samobójców.
- Piosenki z tamtego czasu, z racji tego, co działo się wokół, mają wiele emocji. My będziemy chcieli do nich wrócić - deklaruje. - Tego wszystkiego we współczesnej muzyce nie znajdziemy - dodaje.
Wielka premiera ma już swój termin - 8 kwietnia na jazzowej scenie w Dark Pubie.
Nie może oczywiście zabraknąć stylowej otoczki.
- Czarne, bardzo eleganckie garnitury, bielutkie koszule, a dla dodania smaku - czerwone muszki i szykowne meloniki - zapowiada.
Choć brzmi elegancko, to i tak całe to męskie przyodzienie w pewnym sensie zniknie, gdy tylko na scenie pojawi się Natalia. - Wygląda, wygląda… no tak, że trudno to opisać - zachwyca się.
Ordonka i Bodo niemal sto lat później
Formacja, a w zasadzie projekt Retro Caffe tak naprawdę został zainicjowany na ubiegłoroczne Święto Rydza. Muzycy zostali poproszeni przez organizatorów o przygotowanie czegoś klimatycznego. Ponieważ samo święto miało smaczek lat dwudziestych, Rafał i jego zespół postawili na taką muzykę.
- Jest w niej coś, czego próżno dzisiaj szukać - zachwyca się Natalia Górka, wokalistka Retro Caffe. - Nie chodzi tylko o sferę muzyczną, ale sposób interpretacji tekstów i tego, co niosły ze sobą - dodaje.
Jak mówi - muzykom wystarczyło trzy instrumenty, a i tak uwodzili.
Wspomniana już Ostatnia Niedziela, Sex Appeal, Miłość ci Wszystko Wybaczy, Na Pierwszy Znak i kilka innych znajdą się na specjalnie przygotowanej płycie. Ci, którzy 8 kwietnia przyjdą na koncert, będą mogli posłuchać interpretacji jazzowych hitów ze światowych scen.
Tutaj znowu same znane nazwiska - Ella Fitzgerald, George Gershwin.
Tomasz Kubala, basista zespołu, na wspomnienie projektu, wzdycha głośno. - Przecież oni niektóre z tych piosenek śpiewali z całymi orkiestrami - mówi rozemocjonowany. - Jak wszystkie orkiestrowe basy przełożyć na jedną gitarę - pyta sam siebie.
Wyzwanie jednak podjął.
- Nie ma co owijać. Tego, co sto lat temu nie jestem w staniu odwzorować w stu procentach, ale naprawdę starałem się, jak mogłem, by całe to ówczesne tło, choć w części pokazać - przyznaje skromnie.
Barbara Miernik, organizatorka wspomnianego wcześniej Święta Rydza, mówi tak:
- Nazwisko Boniśniak gwarantuje, że będzie czego posłuchać - mówi zdecydowanie. - Grali jesienią, a zdrojowej publiczności nie trzeba było długo namawiać do wspólnego kołysania, pląsania, podśpiewywania - dodaje z uśmiechem.
Siedem Aniołów na niezwykłej płycie
Jazz to nie wszystko. Wkrótce na światło dzienne wyjdzie autorska płyta Rafała Boniśniaka z muzyką ze spektaklu 7 Aniołów, niezwykłego widowiska muzycznego, które grane było w Krakowie podczas Światowych Dni Młodzieży.
Przedsięwzięcie było ogromne - ponad stu pięćdziesięciu aktorów, fajerwerki, statyści, stalowe konstrukcje i olbrzymie teatralne scenografie.
- Mogłem się wyżyć muzycznie - opowiada dowcipnie.
A już zupełnie poważnie - anielski projekt połączył ludzi z całej Polski z bardzo różnych środowisk: młodzież ze wspólnot religijnych, wolontariuszy, podopiecznych różnych świetlic, zawodowych aktorów i adeptów tej sztuki, duchownych, świeckich...
Spektakl to opowieść o stworzeniu świata, przedstawiona z pomocą muzyki, ognia, tańca.
- Cóż, chwalić Pana można na wiele sposobów - uśmiecha się na koniec.