Gdy kilka lat wcześniej zmarł jej mąż, Andrzej powiedział do niej: „Mamo, już nigdy nikt cię nie skrzywdzi. Będę się o ciebie troszczył”. I tak było. Syn był dla Genowefy Swoszowskiej wielkim wsparciem i powiernikiem trosk. Zajmował się gospodarstwem, pracował przez pewien czas na stacji benzynowej. Później dorywczo, biorąc na siebie w dużej mierze wydatki związane z opłacaniem bieżących rachunków i utrzymaniem domu. - Był dobrym synem, opiekował się mną - ociera łzy mieszkanka Jodłówki Tuchowskiej.
13 stycznia 2011 roku kobietę obudził wczesnym rankiem telefon od dziewczyny młodszego ze swoich synów, który pracował wtedy w kawiarni w Wiedniu. To od niej dowiedziała się, że Andrzej jest ranny. Po chwili pod jej dom podjechali policjanci w cywilu z psychologiem.
- Powiedzieli, że w nocy doszło do strzelaniny na drodze i mój syn został podczas niej postrzelony, a teraz leży w szpitalu. Chcieli mnie do niego zabrać, ale powiedziałam im, że pojadę do niego z dziewczyną młodszego z synów - opowiada pani Genowefa.
Kiedy weszła na salę, nie poznała swojego dziecka. W pierwszym momencie odetchnęła nawet z ulgą bo pomyślała, że to jakieś nieporozumienie, że pomylili go z kimś innym. Miał bowiem tak opuchniętą głowę.
Niestety to nie była pomyłka. Jej syn był przypadkowym świadkiem próby zatrzymania pirata drogowego. W Tuchowie mundurowi próbowali zorganizować blokadę, ale uciekający skodą octavią mieszkaniec Przemyśla sforsował ją omal nie rozjeżdżając próbujących go zastopować policjantów. Dwóch z nich oddało nawet w kierunku umykającego samochodu strzały, ale kierowca jeszcze dodał gazu i odjechał w kierunku Tarnowa. Dopiero po chwili funkcjonariusze dostrzegli leżącego na ziemi Andrzeja. Mężczyzna został trafiony jedną z wystrzelonych podczas blokady kul, która - jak wykazało śledztwo - utknęła w jego głowie po wcześniejszym podwójnym rykoszecie. 28-latek nie odzyskał już przytomności. Zmarł następnego wieczoru w tarnowskim szpitalu, na rękach zrozpaczonej matki.
Kobieta bardzo przeżyła śmierć syna. Zamknęła się w sobie i odsunęła od ludzi. Koszmar, który przeżyła pięć lat temu, wciąż ma przed oczami. Między innymi za sprawą toczących się wciąż procesów sądowych.
W grudniu 2013 r. Sąd Rejonowy w Tarnowie uniewinnił policjanta Daniela Sz. - z pistoletu którego wystrzelona została śmiertelna kula - od zarzutu przekroczenia uprawnień i nieumyślnego spowodowania śmierci 28-latka. Wyrok uniewinniający utrzymał Sąd Okręgowy. Na skutek kasacji prokuratora Sąd Najwyższy uchylił oba wyroki i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Sąd skazał wprawdzie niedawno Daniela Sz. za przekroczenie uprawnień, ale jedynie w stosunku do uciekającego pirata, którego miał narazić na niebezpieczeństwo, oddając w jego kierunku strzały. Równocześnie uniewinnił policjanta od nieumyślnego spowodowania śmierci Swoszowskiego i odstąpił od wymierzenia mu kary.
- Nic z tego nie rozumiem. Mój syn nie żyje. Wiadomo, kto go postrzelił, a mimo to w świetle prawa nie ma winnego jego śmierci. Nikt mnie nie przekona, że jest sprawiedliwość na tym świecie - mówi Genowefa Szwoszowska, która już zdecydowała, że nie odwoła się od wyroku Temidy. - Mam tego wszystkiego dość. Nie chcę jeszcze raz przez to przechodzić i rozdrapywać starych ran.
Niewykluczone jednak, że spokoju nie zazna, bo o pisemne uzasadnienie wyroku zwrócili się już do sądu prokurator oraz obrońca Daniela Sz. To może oznaczać ciąg dalszy procesu, już przed sądem okręgowym.