Po pierwszych 45 minutach Liverpool był od nas lepszy. Ale nie poddaliśmy się. Wierzyliśmy, że możemy wygrać. W przerwie musieliśmy sobie wszystko poukładać w głowach. Trzeba było coś zmienić, The Reds to świetna drużyna, która rozpoczęła mecz bardzo mocno. Musieliśmy wierzyć w siebie. Czuć się, jakbyśmy grali na własnym stadionie. Nasi kibice byli niesamowici, dali z siebie wszystko. Z nami był też Antonio Puerta [wychowanek Sevilli zmarły w 2007 roku po tym, jak zasłabł na boisku - red.]. Przed meczem powiedzieliśmy sobie w szatni, że musimy wygrać dla niego i naszych fanów - podkreślał po zakończeniu spotkania Emery.
- Prawdziwy sukces osiągnęliśmy w drodze do tego finału. Cieszyliśmy się tym sezonem w pucharach, a teraz możemy świętować kolejne trofeum. To wyjątkowy moment. Liga Europy to nasze rozgrywki. Kochamy brać w nich udział. I je wygrywać - cieszył się Hiszpan. Już w niedzielę przed jego drużyną kolejne wyzwanie - finał Pucharu Króla z FC Barceloną. - Zasłużyliśmy na to, żeby dziś świętować. Nie zapominamy jednak o niedzieli. Będziemy gotowi na Barcelonę - zapowiada Emery.
- W takich chwilach myśli się o rodzinie. Ludziach, którzy stawiali nas na nogi, kiedy nie wszystko układało się dobrze. I kibicach. To dzięki nim nasz klub jest wielki. Zagraliśmy, jakby to był nasz ostatni mecz w tym sezonie. Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że tak nie jest - dodał kapitan Sevilli i najlepszy zawodnik środowego finału, Coke.