FLESZ - Rewolucja w aptekach. Farmaceuta jak lekarz?

Podpalił się nieopodal budynku Sejmu. Wedle jednych relacji w czasie próby samospalenia miał zachowywać się spokojnie, a wedle innych mówił (krzyczał?) o tym, że w Polsce nie ma sprawiedliwości. Mężczyznę uratowali policjanci i funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej. Trafił do szpitala. Było to we wtorek. W środę wieczorem, po wybudzeniu ze śpiączki, został przesłuchany przez policję. - Powiedział, że tym co go pchnęło do tego czynu były powody osobiste, oraz, że zrobił to sam, z własnej woli – mówi nadkom. Robert Szumiata, oficer prasowy komendanta rejonowego Policji Warszawa I.
Samotnik oddany pracy na roli
W poddobczyckiej wsi nie mogą uwierzyć, że to ktoś stąd. - Słyszałem, że z Wielkopolski, tam też jest Sieraków – mówi Kazimierz Płatek, prezes miejscowej jednostki OSP.
Jeszcze większe zdziwienie wywołuje informacja, że chodzi o znanego tu przecież Staszka (częściej tu tak na niego mówią, niż Mieczysław). - W życiu bym nie powiedział… - zamyśla się prezes. - Samotnik, spędzał czas sam. Najczęściej można go było zobaczyć pracującego w polu.
Sołtysce Sierakowa też trudno jest uwierzyć w to co się stało. Jak mówi to nad wyraz spokojny i pracowity człowiek. - Nie palący, nie pijący, wszystko robi sam, uprawia pole, hoduje zwierzęta - mówi Zofia Misior.
Właśnie dlatego, że był samotnikiem nie wiedzą o nim wiele. Ale wiedzą, że toczył spór o ziemię. I podejrzewają, że jeśli coś mogło go pchnąć do desperackiego kroku, na jaki się zdecydował, to było to właśnie to.
Przegrana w sądzie powodem załamania?
Spór bowiem przegrał. Sąd pierwszej instancji wydał postanowienie w czerwcu ubiegłego roku.
Jego matka gotowa jest przysiąc, że właśnie to stało się powodem tego, że się podpalił. - Jestem pewna, że tylko to go truło – mówi pani Genowefa i dodaje, że żadnych innych kłopotów nie miał. Mieszka sam (jest kawalerem), żyje skromnie, ale radzi sobie dobrze. Nie ma nałogów.
Tak jak inni, którzy go znają, nie miała pojęcia o jego planach. - W niedzielę wieczorem przyszedł do mnie przyniósł mi truskawki, serek. Nic nie było widać po nim, zachowywał się normalnie - mówi. Oprócz załatwiania spraw na miejscu, zakupów, albo podwiezienia matki do lekarza, nigdzie nie wyjeżdżał. Matka podejrzewa nawet, że nigdy wcześniej nie był w Warszawie.
Czy to droga?
Spór dotyczył kawałka ziemi biegnącego przez środek pola. Jak dowodzi pani Genowefa, był to wąski pas zostawiony kiedyś po to, aby było gdzie nawrócić końmi pracując w polu. Jak mówi kobieta używała go ich rodzina, jeszcze jej przodkowie, a jeśli ktoś inny przejeżdżał, to za ich zgodą. - Teraz wyszło, że to droga gminna i wszyscy mogą jeździć, a przecież to przez środek pola biegnie – mówi i wskazuje, że są inne drogi dojazdu. Dlatego według niej wyrok sądu jest krzywdzący, niesprawiedliwy.
Gmina Dobczyce w wydanym oświadczeniu informuje, że sprawa w sądzie toczyła się z wniosku osoby fizycznej, nie jej. Gmina była jedynie uczestnikiem, „a jako uczestnik postępowania działała w interesie publicznym, ogólnym – mieszkańców Gminy – do czego zresztą jest obowiązana, a nie w interesie partykularnym, jednostkowym. Zgodnie z informacjami posiadanymi przez Gminę przedmiotowa działka (będąca przedmiotem sporu) stanowi drogę dojazdową co najmniej od 1874 r. - stanowiąc mienie wiejskie Sołectwa Sieraków”.