Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skok na Tatrzański Park Narodowy

Przemek Franczak
Od pewnego czasu nieśmiało przypuszczam - zbyt nieśmiało, aby o tym wcześniej pisać - że w staraniach Krakowa o igrzyska wcale nie chodzi o zdobycie prawa ich organizacji. A przynajmniej nie tych, o które się staramy, czyli w 2022 r. Rzecz nie w tym, że ktoś chce zbić przy okazji kapitał nie tylko polityczny i powozić po świecie tyłek z promocyjną misją. Projekt jest, mam wrażenie, szerszy i przewiduje też sukcesywne nadkruszanie nienaruszalności Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Możecie pukać się w czoło, co to za osobliwa spiskowa teoria, ale dziwnym trafem właśnie teraz ruszył z kopyta lobbing na rzecz rozbudowywania infrastruktury narciarskiej na Kasprowym. I już nie tylko górale się tego domagają, bo właśnie w sukurs przyszedł im minister sportu Andrzej Biernat, który za konieczne uznał zbudowanie tam zbiornika wodnego zasilającego armatki śnieżne. Projekt nie jest nowy, od dawna budzi kontrowersje (sprzeciwiają się ci straszni ekolodzy i jeszcze gorszy TPN), ale teraz ma poważnego mecenasa, podłączonego szybkim łączem do ośrodków decyzyjnych i legislacyjnych.

Jak to się ma do krakowskich igrzysk? Już tłumaczę. Zostawiając z boku dyskusję o sensowności i rentowności organizowania takiej imprezy, nasza obecna oferta wygląda na ucieleśnienie idei, że najważniejszy jest udział. Krótko mówiąc, jest słaba i pomysłodawcy muszą zdawać sobie z tego sprawę. Pomijam już nawet fakt, że nadal nie są wytypowane kluczowe miejsca, gdzie ceremonie, gdzie hokej. W ostateczności je się zbuduje, tygrysa Europy przecież na to stać. Ale 160 km dystansu do Jasnej, jednego z olimpijskich centrów, nie przeskoczymy. Niedawno zaliczyłem tę drogę: 3,5 godziny w jedną stronę, trzy z haczykiem w drugą (z postojem, ma się rozumieć, przy potravinach). I jeśli nawet przedstawicieli MKOl nie zrazi podczas rutynowej wizyty korek na moście w Białym Dunajcu, to czas dojazdu z Krakowa na Chopok będzie dla nich nie do zaakceptowania. W kontekście naszych olimpijskich aspiracji ten problem można rozwiązać tylko w jeden sposób: porzucić Słowaków, wejść do TPN i spróbować przerobić nasze Tatry na Alpy. Ów staw to początek. Potem zacznie się taktyka żabich skoków. Jeszcze to i to, bo bez tego igrzysk w 2026 nie dostaniemy. Robota na zasadzie "gwałcimy, ale intencje mamy dobre". Tak na to patrzę i uprzedzam zawczasu.

A z tymi polskimi górami jest jak w tym dowcipie, gdy para budzi się po wspólnie spędzonej nocy, dziewczyna rozgląda się i mówi: "O, widzę, że pokoik też masz taki malutki".

Przestańmy więc wreszcie udawać, że mamy dłuższe, pardon, większe góry niż w rzeczywistości.

Dyrektor TPN: W Tatry wtargnęło chamstwo

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska