- Dla nas to jest chyba jakaś zaczarowana skocznia, trudno jest nam, Polakom, odnosić tutaj dobre rezultaty – komentował na gorąco wpadkę Żyły Adam Małysz, dyrektor PZN, w rozmowie z TVP. - No, ale dyskwalifikacje zdarzają się też najlepszym. Pomiar był robiony na górze, jest ustalone, że kombinezon może odstawać tyle i tyle. Może Piotrek źle się stanął nad tym bolcem, nie doszło to do końca, kazano mu zejść i poinformowano, że jest zdyskwalifikowany. On sam tego nie rozumiał, ale trudno, tak się dzieje. Sprzęt odgrywa bardzo dużą rolę, każdy jest na tej granicy. My dwa-trzy razy dziennie sprawdzamy te rzeczy, Piotrek zawsze miał zapas pół centymetra. Dziwne, że tak wyszło, ale trudno.
Jeszcze bardziej zdezorientowany był Żyła. - Normalnie nie wiedziałem, co się wydarzyło. To było niemożliwe, ale się przytrafiło – opowiadał.
Polskiej ekipie taka wpadka nie przydarzyła się już dawno, natomiast Dawid Kubacki, Maciej Kot i Kamil Stoch w trzech dali radę i awansowali – na 7. miejscu – do finałowej serii. W niej Żyła mógł wystartować – pod warunkiem oczywiście, że tym razem przejdzie kontrolę. Problemów z tym nie było – mimo że wiślanin miał… ten sam strój - więc podopieczni Stefana Horngachera rozpoczęli pościg. Na podium szans już żadnych nie było, ale każdy – nomen omen – skok w klasyfikacji można było uznać za mały sukces.
Biało-czerwoni skakali dobrze i równo, ale to wystarczyło do zajęcia „tylko” 6. miejsca.
- To, co się dziś zdarzyło, trzeba teraz obrócić w żart, ale jednocześnie musimy zadbać, żeby w przyszłości taka sytuacja już nam się nie zdarzyła - mówił przed kamerą TVP Kubacki.
Wygrali z dużą przewagą Norwegowie, którzy wyprzedzili Niemców i Japończyków. Wydarzeniem był nowy rekord skoczni, który ustanowił Austriak Stefan Kraft - 147,5 metra
W niedzielę konkurs indywidualny – początek o godz. 15.