Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sławomir Shuty miał być proboszczem. A kręci film o szatanie

Redakcja
Sławomir Shuty
Sławomir Shuty Wojciech Matusik
Dlaczego polscy aktorzy nie potrafią tak porządnie zakląć jak zagraniczni, a polski pisarz jeździ cinquecento zamiast porsche? I jak będzie wyglądać jego książka o dzieciństwie w Nowej Hucie. Sławek Shuty opowiada Marcie Paluch.

Czytaj także: Floriańska drugą najdroższą ulicą Polski

Przepadłeś jak kamień w wodę. Ale po maleńkiej córeczce widzę, że po prostu rodziłeś...
Ciąża jest jednak niełatwa dla faceta.

Babcia małej mówiła, że dzielnie zmieniasz pieluchy.

No zmieniam, ale za szczególnie dzielnego się nie uważam.

Dzielny, bo artysta, pisarz i bywalec knajp tak średnio kojarzy się z ojcem...

Aha.

No dobrze, napiszemy tak, żeby dziecko się za tatę nie musiało wstydzić.
Pewnie się i tak będzie wstydzić, bo parę starych rzeczy się nazbierało. Za późno już.

Uhm. Na przykład w "Pokoju", Twoim najnowszym filmie zrobionym z Maciejem Bochniakiem straszne "joby" lecą. Naprawdę chcesz, jak mówiłeś, przywrócić wulgaryzm polskiemu kinu?
Tak powiedziałem, ale to był rodzaj żartu.

No, bo tam dialogi soczyste są. Już sobie je wyobrażam w telewizji. "Ty mendo życiowa, ty debilu zaj... Czego się nie dotkniesz, wszystko sp...."!
Może trochę tego jest, ale film nie powstał po to, żeby sobie pobluzgać. Ja po prostu podsłuchuję, jak się mówi na ulicy. W polskim kinie z przekleństwami jest problem. Są jakieś takie sztuczne i dziwne, jakby wstawione na siłę.

Jak w filmie "Weekend"?
No na przykład. Choć widownia, gdy słyszała k..., to się śmiała. W Stanach jest inaczej. Tam włożenie słowa "fuck" jest naturalnie. Ten dialog po prostu płynie, brzmi. Wulgaryzm jest emocjonalnym elementem wypowiedzi, a nie słowem z indeksu.

Mówisz jak inżynier Mamoń z "Rejsu". To polski aktor nie tylko nie potrafi palić jak zagraniczny, ale też kląć nie potrafi?
Wiesz, tam koleś, który gra kryminalistę, brzmi jak kryminalista. A w Polsce aktorzy jak mają powiedzieć "kurwa", to tak strasznie się spinają. Przy okazji premiery filmu "Pokój" pani z TVP 2 robiła z nami wywiad i mówiła, że byłby problem, żeby to u nich puścić. Za dużo piiii... piiii musiałaby wstawiać. Ja jednak mam nadzieję, że ten film jednak trafi do telewizji.

I taki scenariusz napisał były, nielegalny proboszcz...
To stara akcja była.

Jak Ci wyszło udawanie księdza w Nowej Hucie?
Szczerze? To był ciężki kawałek chleba. Najpierw musiałem przytyć 20 kilo, jak de Niro do "Wściekłego byka". Teraz mam problem, bo 12 zrzuciłem, a osiem zostało.

Dlaczego przytyć?
Żeby autentycznie wyglądać. Grubi ludzie kojarzą się z tym, że są sympatyczni, weseli, cieszą się tym swoim bogactwem. Proboszcz musi być taki rumiany, ogolony, tłusta twarz, łysiejący, lekko spocony, ogólnie mówiąc - jowialny.

Czemu spocony?
Tłusty, to spocony. To była trochę robota jak przedstawiciel handlowy. Trzy miesiące przygotowań, dwa miesiące odreagowywania. Sama akcja trwała miesiąc i była dość wyczerpująca.

Dlaczego?
Trochę stresu było. Wiesz, jak ludzie teraz traktują przedstawicieli Kościoła...

No jak?
Podejście jest często takie "no, czego tu ksiądz chce, tylko pieniądze!" Ja na to, że nie, że ja tu z wizytą. Człowiek chodzi, poci się, prosi... No, stres. I ta tusza. Serce gorzej pracuje.

Nikt Cię nie poznał podczas tej akcji?

Żaden tam ze mnie Tomasz Karolak. Aż tak znany w Hucie nie jestem. Może kiedyś, kiedy czasem bywałem w telewizji, teraz już nie.

Podobno już jako dziecko miałeś religijne inklinacje?
Odprawiałem na podwórku mszę dla dzieci w tiarze z papieru. Rodzice widząc moje naturalne parcie w kierunku Boga, byli dumni. Na rodzinnych imprezach mówili "zjedz sałatki, ksiądz musi dobrze wyglądać".

Miałeś być księdzem, a skończyłeś w banku u strasznej pani Basi... (prototyp bohaterki książki Shutego "Zwał" - przyp. red.). Co było gorsze?
Bank. Jak widzisz, moje życie to pasmo niekończących się nieszczęść i złych wyborów.

Ale uczyłeś się na ekonomistę, więc to chyba naturalne, że trafiłeś do banku?

Wybór ekonomii też był pomyłką.

Pierwowzór Basi podobno cieszył się po Twoim paszporcie "Polityki"?

Stwierdziła, że to spod jej skrzydeł, po przykręceniu śruby, wyszedł pisarz. Zresztą, być może tak było. Bo gdyby nie ona, pewnie jeszcze bym się tułał po jakichś firmach, bankach etc. Bo wcześniej było tak: "mam dość pracy za biurkiem, idę kopać rowy czy myć kible w Londynie w przytułku". Potem myślałem: "Jezus Maria, co ja tu robię? Ścieram kupy pijaków. Kurczę, mam wykształcenie, będę pracować w zawodzie". I tak trwała zabawa. Ale po tej pracy z panią Basią coś we mnie pękło i powiedziałem "nigdy więcej". I zacząłem zarabiać na życie pisaniem. Potem przyszedł paszport "Polityki".
Pamiętasz, który to był rok?
Już nie pamiętam. Paszport już dawno stracił ważność...

Mogę zadać upierdliwe pytanie?
No...

Jaki z Ciebie Shuty, skoro na Kazimierzu mieszkasz?
Hm.

Wiesz, że do końca życia będziesz się z mieszkania w centrum tłumaczyć.
Nie mam fiksacji na temat czy powinienem zmieniać pseudonim. Nie muszę się chyba kurczowo trzymać Huty, z której pochodzę.

No wiesz, Maciej Twaróg nadal tam mieszka, nowy tatuaż z Hutą ma planach, a Ty? Zdradziłeś trochę.
Powiem tak: w Hucie mieszkałem 30 lat i serce moje tam jest. Kiedy jest mi źle, idę na os. Podwawelskie - tam są takie bloki prawie jak w Hucie na os. Handlowym. Kiedyś myślałem o Hucie: bloki z płyty, ulice, czym tu się zachwycać? Ale od paru lat, może się starzeję? Bo pojawia mi się sentyment, kiedy na tę wielką płytę patrzę. Czuję się tam u siebie. Cały czas noszę się z pomysłem napisania książki o Nowej Hucie. To ma być opowieść o moim dzieciństwie, latach 80., chociaż niekoniecznie w stylu nostalgii za PRL: "dzieci chodziły w relaksach i jadły gumę donald", bo takich książek już trochę powstało. Ma być raczej o dzieciństwie - bloki, walki, kultura w jakimś sensie ludowa. Przychodzi śmigus-dyngus i wszyscy latają z wiadrami. Potem dorastanie i granie w garażu. Pamiętam, że Nowa Huta lat 80. była dość specyficzna. Np. chodziliśmy na śmietnik za taki sklep i szukaliśmy gadżetów. Kiedy znaleźliśmy jakieś opakowanie "made in Germany", to był amok. Potem jak ZOMO wjeżdżało, rano się chodziło po łuski nabojów gazowych, które zostały na osiedlu. Do tej pory mam gdzieś trochę papierków po czekoladach i tego typu rzeczy. O! Pokażę ci paletkę do ping-ponga, brat zrobił z deski i naklejonego linoleum.

Fajna. Odbija?

Odbija, ale słabo.

To kiedy tę książkę napiszesz?
Przymierzam się, żeby zabrać się do pisania jesienią. Ale pierwszą książką, do której siądę, będzie nie ta o Hucie, ale takie polskie "Californication". To powieść trochę autotematyczna.

"Californication" jest o pisarzu - opoju i playboyu. A Ty bawisz dwójkę dzieci i już nawet po knajpach nie chodzisz...
Dlatego powiedziałem ci, że to będzie takie polskie "Californication"... Na naszą miarę. Że chciałoby się napić, ale nie można albo nie ma kasy. Nie laski, nie porsche, tylko cinquecento... Myślę też o powieści science fiction. Już trochę się gotuję, coś bym napisał. Przez to, że ostatnio zaangażowałem się w film, przez cztery lata zaniedbałem książki.

A te filmy gdzie można zobaczyć?

Na razie skończyły się zdjęcia do filmu "Satan Spa" Piotrka Kielara. Napisałem tam scenariusz razem z Grzegorzem Dryją. Taki trochę horror, trochę czarna komedia. Historia satanistów oraz neopogan, którzy ruszają na otoczoną złą sławą wyspę. Tam chcą odprawić pogański rytuał, rodzaj czarnej mszy. Rytuał zostaje jednak złamany przez jednego z uczestników. Obóz zaczyna być nękany przez złą siłę. Jego uczestnicy zaczynają ginąć jeden po drugim.

A czemu spa?
Bo wyspa, woda, obozowicze opalają się na plaży, a potem dopiero wchodzi mroczny klimat. To pełnometrażowa fabuła.

To kiedy w kinach?
Mam nadzieję, że jesienią będzie już gotowe i przebije się na ekrany.

Rozmawiała Marta Paluch

Sławomir Shuty
Urodził się w 1973 roku w Krakowie. Młodość spędził w Nowej Hucie.
Najbardziej znaną książką Sławka jest "Zwał" - historia stłamszonego przez wredną kierowniczkę pracownika małego oddziału banku. Shuty pisząc ją czerpał z własnych doświadczeń. W 2005 r. dostał za "Zwał" paszport "Polityki" i nagrodę Krakowska Książka Miesiąca. Napisał też "Nowy wspaniały smak", "Bełkot", "Cukier w normie". Od kilku lat poświęcił się robieniu filmów - m.in. "W drodze", "Luna" (I nagroda na Festiwalu Filmu Offowego w TVP 2 i "Pokój" (wraz z Maciejem Bochniakiem). Współpracuje z wydawnictwem Ha!art (dodatek pt. Baton, kontynuowany obecnie na portalu Ha!artu).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska