Kilka dni temu po plaży nudystów w Kryspino-wie biegała półnaga kobieta i wymachiwała nożem. Ktoś ją okradł, gdy była w wodzie. Złodziej musiał się bardzo postarać, bo żeby dostać się w ten rejon, trzeba się długo przedzierać przez chaszcze. Jak opowiadają świadkowie, roztrzęsiona kobieta, piękna i o dużych wspaniałych piersiach, biegała w samych majtkach po plaży, głośno krzycząc. W amoku przebiła nożem opony w zaparkowanych w pobliżu autach. Ratownicy wezwali policję. Ta po chwili zabrała kobietę, która w końcu dała się rozbroić i ubrać, a na sam koniec rozpłakała się.
- Do naszych obowiązków nie należy uganianie się po plaży za nagimi kobietami wyposażonymi w noże - mówi Piotr Przecherski, ratownik z Kryspinowa. - A duży ten nóż był? - pytam. - Eeee, taki tam, niewielki kozik - odpowiada. To jedno z wielu nietypowych wydarzeń w Kryspinowie. Ale opowieść o pięknych piersiach okradzionej przetrwa dłużej niż o innych wydarzeniach, które szybko odchodzą w niebyt.
Na dzień dobry sprzątanie
Dla ratowników dzień pracy zaczyna się o godz. 9.30. Przed 10 trzeba przygotować kąpielisko, przeczesać dno. Rano woda jest przejrzysta i niezmącona. Czasami udaje się znaleźć zgubione w poprzednim dniu przez plażowiczów rzeczy. Niedawno przyszła kobieta, prosząc o pomoc, bo podczas kąpieli z palca zsunął jej się pierścionek z 10 diamentami. Mimo poszukiwań przez kilka kolejnych dni zguby nie odnaleziono.
- Codziennie musimy sprawdzić, czy na dnie nie leżą porozbijane butelki - mówi ratownik Piotr Przecherski, pseudonim "Perski". - Po co? Dla bezpieczeństwa. W ciągu dnia i tak mnóstwo czasu spędzamy, opatrując zranione nogi - wyjaśnia ,,Perski". Ma bystre spojrzenie, jest krótko ostrzyżony, opalony na czekoladowy brąz. Czterech ratowników szybko uwija się ze sprzątaniem. Oprócz ,,Perskiego" to Sykstus Gaczoł, Filip Ciałowicz i Łukasz Demarczyk, pseudonim "Demar".
Gaczoł wdrapuje się na wieżyczkę, z której dokładnie widać całe kąpielisko. Jest spokojny, posturą bardziej przypomina kolarza niż ratownika. Pozostali dwaj szykują się do patrolu po zalewie w Kryspinowie. Filip jest duży i muskularny i bardzo wygadany. ,,Demar" ma kolczyk w lewym uchu i bez przerwy uśmiecha się od ucha do ucha. Też nie lubi milczeć. Wszyscy czterej mają na sobie pomarańczowe spodenki służbowe, znienawidzone bawełniane koszulki polo tegoż samego koloru z napisem "ratownik" na plecach i są wspaniale opaleni.
Patrol - przyjemna rzecz
Słońce już mocno grzeje, ale od wody bije jeszcze przyjemny chłód. Plaża pokryta jest kolorowymi ręcznikami i bladymi, łaknącymi słońca ciałami. Na pierwszy rzut oka praca ratownika nie wydaje się trudna. - Ludzie sądzą, że nasza praca to czysta przyjemność. Myślą, że ratownik ma milion lasek, tylko się uśmiecha i pozuje do zdjęć - mówi znienacka Filip. - Prawda jest jednak inna. Musimy być cały czas czujni, wypatrywać, lustrować wodę. Jak ktoś utonie na naszym terenie, to grozi nam wyrok - wyjaśnia Filip. Ruszamy na patrol wzdłuż brzegu. Za sterem stoi ,,Demar", Filip odpycha łódź od pomostu, na którym siedzą w rządku opalające się i wyraźnie zainteresowane ratownikami nastolatki. Robimy rundkę dookoła jeziora. Wiatr daje chwilę wytchnienia od coraz bardziej nieznośnego skwaru.
- W zeszłym sezonie tu na sosenkach utonęły dwie osoby - mówi ,,Demar", wskazując na niewielki sosnowy lasek. To już rejon niestrzeżonego kąpieliska i ratownicy nie mają obowiązku go pilnować. Ale zawsze interweniują, gdy coś się dzieje. Pierwszą ofiarą była kobieta. - Gdy dobiegliśmy wyciągnięto ją na brzeg. Wezwaliśmy karetkę i zaczęliśmy reanimację. Udało nam się przywrócić akcję serca - mówi Demar. - Żyła jeszcze przez dwa tygodnie. Za drugim razem ciało mężczyzny znaleźliśmy na głębokości 6 metrów. Tym razem było już za późno - dodaje.
Takie akcje zwykle przyciągają tłum gapiów. Jeśli się przedłużają, zainteresowanie i emocje opadają. - Trwa reanimacja i walka o życie człowieka, a tuż obok ludzie grają w siatkówkę - opowiada ,,Demar".
Tydzień temu z zalewu w Kryspinowie wyłowiono ciało mężczyzny. Na ratunek było już za późno. Policja do dziś próbuje ustalić, kiedy utonął.
Nudyści i nastolatki
Motorówka przyspiesza. Zataczamy koło. Przepływamy obok plaży nudystów. ,,Demar" specjalnie nie zwalnia. - Jeśli zwalniamy, to się skarżą, że przepływamy, żeby ich oglądać - tłumaczy. Nagi starszy mężczyzna stoi, opierając ręce na biodrach, i patrzy w naszym kierunku złowrogo. Nawet jeśli nie życzy sobie, aby go oglądano, nie bardzo się stara ukryć cokolwiek.
- Można powiedzieć, że taka praca ma pewne plusy. Można od czasu do czasu popatrzeć na piękne kobiece ciała, jest się na świeżym powietrzu cały dzień, ale jednak to praca - mówi Filip. - Gdy wieczorem wracamy do domów, jesteśmy zmęczeni jak po pracy na budowie. Słońce i ciągła gotowość są bardzo męczące. - Męczące to są nastolatki, które regularnie kaleczą się w stopy i proszą, żeby je opatrzyć. Ciągle te same - włącza się ,,Demar".
Zmory
Wracamy na kąpielisko. Po drodze jacyś pijani mężczyźni na rowerze wodnym pytają bez ogródek, czy nie możemy pociągnąć ich motorówką na plażę nudystów, bo "chcą sobie pooglądać". Pijani są jednym z głównych problemów, z jakimi ratownicy muszą się zmagać.
Drugą grupę podwyższonego ryzyka stanowią strongmeni i dresiarze. Ostatnio na teren niewielkiego kąpieliska wszedł siłowniowy osiłek ze złotym łańcuchem na szyi. Na smyczy prowadził pitbulla. Ratownik zwrócił mu uwagę, że nie wolno tu wprowadzać zwierząt. - Spoko, spoko - odparł osiłek i poszedł dalej. Ratownik nie ustępował. Drab niezbyt subtelnie wyraził chęć konfrontacji, wypuszczając psa do przodu. W tej sytuacji ratownik odpuścił. Takie problemy powinni rozwiązywać ochroniarze, jednak zwykle żaden z nich nie reaguje na takie incydenty. Następnego dnia rano ratownicy znaleźli wszystkie boje wyznaczające teren kąpieliska na brzegu. Drab z pitbullem wiedział, jak się zemścić. Układanie bojek to dodatkowa godzina pracy rano.
A dlaczego...?
Ludzi jest coraz więcej. Do ratowników podchodzi kobieta, która mówi, że jej mąż zgubił okulary, i prosi, by ich poszukali, bo są cenne, i jej mąż bez nich nic nie widzi. Sykstus zgadza się ich poszukać i zaznacza, że gdyby nie było wszystkich ratowników na stanowisku, to by się nie zgodził. Bierze płetwy, maskę, rurkę i idzie w stronę wody. Wraca po kilkudziesięciu minutach. Nie znalazł okularów. Po chwili kobieta wraca. - Nie znalazł pan? - pyta. - A dlaczego pan nie znalazł?
Sykstus milczy, bo na takie pytanie trudno znaleźć sensowną odpowiedź. Do rozmowy włącza się Filip. - Dno jest zamulone, a woda zmącona. Okulary mogą być 100 metrów dalej - tłumaczy. - Poszukamy jutro rano - obiecuje. - A jeśli wyznaczymy nagrodę 100 zł za znalezienie? - naciska kobieta.
- To niczego nie zmieni - ucina Filip. Po godzinie kobieta przychodzi z mężem i pokazuje okulary. Nie wyglądają na drogie. Pytam, ile kosztowały nowe. Mężczyzna mówi, że 100 zł.
Plastry przez cały dzień
- Dzisiaj takie sprawy będą się powtarzać. Nic szczególnego się nie wydarzy - ocenia Perski.
Faktycznie, w ciągu kilku godzin ciągłego patrzenia w wodę, przerywanego patrolami, jedynymi godnymi odnotowania zdarzeniami są prośby o przyklejenie plastra na nodze dziecka, które się skaleczyło. Plażowicze zazwyczaj proszą o plaster. Ale ratownicy niezmiennie odpowiadają. - Co się stało? Mogę zobaczyć ranę?
- To doświadczenie. Wiele razy ktoś prosił o plaster, a jak szliśmy na miejsce, okazywało się, że pół pięty jest naderwane albo przez dziurę z boku kolana widać ścięgna. Na takie rzeczy plaster nie wystarczy - wyjaśnia ,,Demar". Praca ratowników teoretycznie kończy się godz. 18. Wtedy kąpielisko nie jest już strzeżone. Jednak jeśli ludzi jest dużo, ratownicy często zostają dłużej. Nawet do godz.21. By zostać ratownikiem WOPR z pełnymi uprawnieniami ratownika medycznego i sternika motorowodnego, trzeba poświęcić jeden sezon letni, wydać prawie 3,5 tys. zł. Ile zarabia się w zamian? Zazwyczaj 12 zł za godzinę. Tyle że to praca sezonowa. Poza latem ratownik może dorobić na basenach i w parku wodnym w Krakowie. Stawki są jednak dużo niższe.