Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smecz towarzyski. Polityczna wojna w stajni. Czy konie mnie słyszą?!

Przemysław Franczak
Niezaprzeczalnym atutem Prawa i Sprawiedliwości jest umiejętność aktywizowania obywateli. Polityka rządu ruszyła z posad nawet grupę, której o zdolność ruszania się jeszcze niedawno nie podejrzewał nawet sam prezes Jarosław Kaczyński. Grupę najgłębiej zatopioną w fundamentach fikcyjnego dobrobytu, upojoną do nieprzytomności ciepłą wodą w kranie, krótko mówiąc - lemingi. Dobrze ilustruje to jedno z haseł, które pojawiły się podczas protestu na krakowskim Rynku przeciw zaostrzaniu prawa aborcyjnego. „Przestałam mieć wyje...ne” (bez kropek oczywiście). I za to, że Polacy przestają mieć wyje...ne należy niewątpliwie partii-matce prawie wszystkich Polaków gorąco podziękować.

Polityka zdominowała kawiarniane dyskusje. Nie wiem, jak jest gdzie indziej, ale w Krakowie rzadziej w tej chwili rozmawia się o tym, czy godzina 13 to już odpowiednia pora na zamówienie wiśniówki lub o finale szóstego sezonu „The Walking Dead”, a częściej o konstytucji, życiu płodowym, ewentualnie o ministrze Szyszce. Z wszystkich frontów walki otwartych przez PiS w ostatnim czasie, to jednak nie wojny o Trybunał, aborcję, Puszczę Białowieską, media publiczne, politykę zagraniczną i uchodźców są najbardziej frapujące. Wszystko przebija wojna o stadninę w Janowie Podlaskim. Niespodziewanie okazało się, że są na świecie „araby”, których los nie jest nam obojętny i o które gotowa jest się troszczyć cała Polska. Choć w zasadzie lepiej byłoby napisać: obie Polski. I każda po swojemu.

Nie ma lepszego dowodu na pogrążanie się naszego kraju w szaleństwie, niźli ta wykręcająca kiszki - niestety, jak wiemy, również dosłownie - historia. Pal sześć, że skarmieni medialną paszą wiemy, już (prawie) wszystko o transporcie koni, dolegliwościach okrężnicy, weterynaryjnych detalach i specyfice hodowli. Ważniejsza, a dość przygnębiająca jest informacja o nas samych: bo o ile przerzucanie politycznego gnoju to dla nas nie pierwszyzna, ba, z widłami przecież się nie rozstajemy, o tyle fakt, że potrafimy to robić nawet w stajni, powinien budzić poważne obawy o zdrowie psychiczne narodu. Jeśli więc jedna strona, ta spod znaczka KOD-u, gotowa jest sugerować, że konie Shirley Watts padły na sam widok nowego prezesa z nadania PiS, a druga strona, ta spod znaczka PiS, że to wszystko jest spisek międzynarodowego lobby pracującego nad przejęciem stadniny (prawa autorskie do tej widowiskowej hipotezy ma „the one and only” Cezary Gmyz), to wołać trzeba już nie tylko weterynarza.

Tutaj nawet koń by się nie uśmiał. Chociaż z drugiej strony...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska