Jakub Błaszczykowski ufundował aż czterysta biletów dla dzieci z domu dziecka, fajny gest, ciekaw jestem jednak ich spostrzeżeń. Co zapamiętały poza wpadającą w ucho rymowanką, w której nazwisko reprezentanta kraju – w końcu kumpla Kuby z kadry - było dodatkiem do przekleństw, a którą tłum zapodawał z wytrwałością nafaszerowanego amfetaminą i wódą internetowego trolla? Może jednak to, że nawet z najtrudniejszej sytuacji można wyjść bez draśnięcia, z podniesioną głową. Granice chamstwa i obłędu były ochoczo przekraczane, ale „Mąka” wyłączył emocje, nie dał się sprowokować. Sam przeciw wszystkim - po prostu grał. Desinteressement wyrażone przez szkalowanego wychowanka zmieniło tę manifestację pogardy w groteskę.
Wielu powie, że zasłużył sobie na takie traktowanie, ale to pogląd tak – delikatnie mówiąc - infantylny, że szkoda czasu na dyskusję. Chętnie rozpocząłbym za to inną. Czy promocja, którą miał być ten mecz dla Wisły, może mieć skutek odwrotny do zamierzonego. Bilety wyprzedane, pewnie trochę nowicjuszy na trybunach, o dzieciach nie wspominając, a w ofercie wyłącznie program „bluzgi plus”. Wrócą? Poza tym zastanawiające, że nikt z Wisły, żaden piłkarz, żaden działacz, nie wziął „Mąki” w obronę - ani przed meczem, ani po. Nawet między wierszami. A wypadało nie tylko dlatego, że przecież po jego sprzedaży do Legii starczyło na ich pensje. Chodziło o przyzwoitość, bo każdy z nich ma świadomość, jak ten biznes działa. Okazało się jednak, że największe - proszę wybaczyć - cojones ma w tym towarzystwie Mączyński.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska