Posiadanie stylu stało się u nas symbolem frajerskich porażek. Co gorsza, mam teorię, że powszechność wprowadzania taktycznej zasady „cel uświęca środki” jest powodem sukcesywnie obniżającego się wyszkolenia technicznego krajowych zawodników. Obniżającego się dramatycznie, większości z nich trudność sprawia przyjęcie mocno zagranej piłki. Mam nawet taki rewolucyjny pomysł, aby w polskich ligach spuszczać z futbolówki powietrze poniżej przepisowej wartości 0,6 atmosfery, bo do takich twardych nijak te niewprawne stopy współczesnych piłkarzy znad Wisły nie mogą się przyzwyczaić. Naturalnie obniży to jeszcze bardziej naszą konkurencyjność na scenie europejskiej, ale po ostatnich naszych tam występach nie ma raczej o co kruszyć kopii.
U nas, lokalnie, „styl nieważny” brzmi wręcz obrazoburczo, czego jeszcze nikt nie uświadomił trenerowi Kiko Ramirezowi. Nie po to wymyśliliśmy małą krakowską grę, nie po to na kopy wychowywaliśmy błyskotliwych dryblerów, nie po to koronkowe akcje podnieśliśmy do rangi sztuki piękniejszej od koronek z Koniakowa, żeby teraz dać się uwieść topornej taktyce. Przecież jeszcze nie tak dawno temu na Wiśle hasło „styl nieważny” przechodziło trenerom przez gardło góra dwa razy w roku, a były to czasy, gdy wiślacy na jednej nodze ogrywali w eliminacjach Ligi Mistrzów Omonię Nikozja. Werner Liczka stracił pracę po zdobyciu mistrzostwa Polski, bo oglądanie jego Wisły było dla wszystkich torturą.
Kto jak kto, ale Hiszpanie w lot powinni łapać filozofię krakowskiej gry i twórczo ją rozwijać. Na razie jednak ci z Wisły bywają bardziej polscy od absolwentów Szkoły Trenerów PZPN.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska#TOPSportowy24
- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU