Projekt ekstraklasa w Nowym Sączu umiera śmiercią naturalną z kilku powodów. Za kluczowy gotowy jestem jednak uznać jeden z nich - brak stadionu i widoków na rychłą zmianę stanu rzeczy. Dość zabawnie brzmią teraz wypowiadane w magistracie w czerwcu słowa, że być może Sandecja na nowym obiekcie zagra już wiosną 2018 roku. Zamiast stadionu powstała nowa miara szybkości upływu czasu. Dziesięć miesięcy zleciało i nic się nie stało. Nic.
W takich przypadkach jak Sandecja, klubów finansowanych przez miasto, chodzi w końcu o promocję tegoż, pozycjonowanie się jako prężny ośrodek również przez zawodowy sport. Gra w Niecieczy czy Mielcu przez kolejne lata to aberracja. O wiele bardziej opłaca się spaść z ligi.
Wiadomo, łopaty pod budowę nikt nie wbił, bo koszty, przekleństwo zamówień publicznych, unieważnianie przetargów oraz inne „obiektywne trudności” nie do przeskoczenia podobno za 50 mln zł, które planowano na ten cel przeznaczyć. Hm, w słowackim Popradzie, 90 km od Nowego Sącza, trzy lata temu oddano do użytku stadion za 4,5 mln euro (niespełna 19 mln zł). 5700 miejsc, rozwiązanie dla Sandecji idealne. Projekt gotowy, a jego modyfikacja nie powinna rodzić większych kłopotów, szybka realizacja, na dodatek zdaje się, że przy publicznych inwestycjach budowlanych o wartości do 10 mln euro przetargowe procedury są nieco prostsze. Innymi słowy, Nowy Sącz poległ już na etapie robienia wstępnych założeń i planów.
Marzenia się spełniają, ale wymaga to mądrych inwestycji. I gdzie jak gdzie, ale akurat w Nowym Sączu nie brakuje ludzi, którzy mają to przećwiczone. Tylko trzeba chcieć.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska