Na klubowej osi czasu zmieściło się w ostatniej dekadzie (z okładem) naprawdę mnóstwo rzeczy. Dziesięcioletni kontrakt Wojciecha Stawowego, produkcja piłkarzy netto, budowa drużyny w oparciu o znane i drogie nazwiska, stawianie raz na trenerów doświadczonych, a raz na tych na dorobku, nieoczekiwane rozstania i powroty, nagłe wolty i doraźne rozwiązania. Innymi słowy, to był czas ciągłych poszukiwań i eksperymentów. Wszystkie mają zresztą cechę wspólną - żadnego nie udało się doprowadzić do końca i żaden nie zamienił się w sukces na miarę oczekiwań i możliwości.
W sumie najnormalniej w klubie z ul. Kałuży było w ostatnich dwóch latach, w erze Jacka Zielińskiego, choć jej finału za całkiem zwyczajny już uznać nie sposób. To był raczej charakterystyczny dla „Pasów” gwałtowny zwrot przez rufę. O ile decyzja o zmianie trenera mało kogo zdziwiła - no, może poza formą, terminem i okolicznościami - to trudno oprzeć się wrażeniu, że na miejsce Zielińskiego szykowano kogoś innego niż Michała Probierza. Z jakichś względów ta koncepcja upadła, więc prezes gruntownie przemodelował ją z poniedziałku na wtorek. I to na bogato.
Zaczyna się więc nowiuteńki projekt, który roboczo wypada nazwać fergusonizacją Cracovii. W tej wizji to spojrzenie szkoleniowca ma być decydujące, to Probierz, choćby takimi szybkimi decyzjami jak likwidacja drużyny rezerw, bierze na siebie odpowiedzialność za kształtowanie polityki klubu i to on jest jego twarzą. Filipiak po raz pierwszy zdecydował się oddać wszystkie lejce w inne ręce. Wóz albo przewóz. Ciekawe tylko, jak długo prezes to wytrzyma.