https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Starosądecki Festiwal: Zapomniane instrumenty i śmierć króla na wielki finał

Edyta Zając
Edyta Zając
Podróż szlakiem salonów muzycznych XIX wiecznej Anglii to przedostatnia z muzycznych propozycji 37 Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej. Na zakończenie przeniesiemy się do Petersburga na uroczystości żałobne ostatniego króla Polski. „Requiem na śmierć Stanisława Augusta Poniatowskiego” zabrzmi po wiekach w pełnym składzie wykonawczym.

Dobiega końca 37 edycja Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej. Historyczne instrumenty, manuskrypty ukryte w archiwach zabrzmiały po wiekach uśpienia. Wczoraj w ramach przedostatniej koncertowej premiery scena starosądeckiego Centrum Kultury i Sztuki zamieniła się w salon XIX wiecznego Londynu.
- Jesteśmy świadkami wydarzenia o historycznej randze, koncertu na instrumencie, który nie powrócił do powszechnego użycia i właściwie nikt na nim współcześnie nie koncertuje. Muzyka, którą usłyszymy to muzyka salonowa, służąca rozrywce, a więc idealna propozycja na sobotni wieczór – opowiadał Marcin Szelest, dyrektor artystyczny festiwalu.
Premierowy koncert w Starym Sączu był pierwszym w tej części Europy przedstawieniem repertuaru angielskiego wirtuoza Charlesa Nicholsona na oryginalnym instrumencie. Próżno szukać go w programach innych festiwali, czy na wydawnictwach płytowych.
- Ten instrument zdobył niezwykłą popularność w pierwszej połowie XIX wieku za sprawą swojego konstruktora. Charlesa Nicholsona był muzykiem orkiestrowym wszystkich najważniejszych orkiestr w Londynie, a później pierwszym profesorem fletu Royal Academy of Music - opowiadał Przemysław Wiśniewski, który jako jedne z nielicznych na świecie muzyków gra na owym flecie. Wypartym z czasem przez konstrukcję Theobalda Boehma, drewniany flet angielski, został niemal zupełnie zapomniany.
Podczas sobotniego koncertu wirtuozerskiej muzyce fletowej towarzyszyły miniatury fortepianowe w wykonaniu Katarzyny Drogosz wydobyte z albumu muzycznego Marii Szymanowskiej.
– Ta pianistka i kompozytorka podróżowała po całej Europie. Święciła tryumfy jako jedna z pierwszych wirtuozek profesjonalistek. Szymanowska to fascynująca osobowość, swego rodzaju celebrytka XIX wieczna. Jej zeszyt muzyczny to skarbnica wielu zapomnianych dziś twórców i utworów, które dobrze oddają ducha festiwalu, wskrzeszającego rzeczy rzadkie – mówiła Katarzyna Drogosz.
Od poniedziałkowego prologu w Lewoczy - przez kolejne starosądeckie wieczory koncertowe - premierowy repertuar wydobyty z archiwów zabrzmiał na nowo. Barokowe kantaty niemieckiego kompozytora Nicolausa Bruhnsa, liturgiczne frakty starosądeckie, żywiołowa muzyka Kanoników Regularnych z Żagania i szalone kompozycje neapolitańskich twórców wróciły po wiekach zapomnienia.
– Porównuję to do komety. Kiedyś oglądałem kometę Halleya i wiedziałem, że już nigdy więcej tej komety nie zobaczę. Takie samo wrażenia mam podczas festiwalowych koncertów – mówił Wojciech Knapik, dyrektor starosądeckiego Centrum Kultury i Sztuki.
Przed nami ostatnia z muzycznych podróży.
Na finał Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej przeniesiemy się do pogrążonego w żałobie Petersburga. Osiemdziesięciu artystów wykona monumentalne dzieło na głosy solowe, chór i orkiestrę z historycznym instrumentarium. „Reqiem na śmierć króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.” Premierowe wykonanie Capelli Cracoviensis według zachowanego w Berlinie autografu tylko dziś o 19.30 w kościele św. Elżbiety.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska