Kaszyce to solidne konstrukcje z drewnianych bali. Są niczym małe zapory, choć nikt nie instaluje na nich małych elektrowni. Mają zatrzymywać rumosz skalny, gałęzie i krzewy niesione przez wodę po ulewach i roztopach. Spowalniają też pęd strumienia.
Rozpraszacze są balami promieniście rozłożonymi nad korytem potoku, tam, gdzie woda spada z drewnianej zapory. Dzięki temu nie drąży dna tuż poniżej zapory.
- Pożytku z kaszyc jest wiele - wyjaśnia Paweł Szczygieł, nadleśniczy Nadleśnictwa w Starym Sączu. - Kiedy potok porywa rumosz, obniża się jego dno, a więc i poziom wody w gruncie. Wtedy drzewom, zwłaszcza młodym, trudniej korzeniami sięgnąć wody. Zapora sprawia, że podnosi się dno potoku, a więc i poziom wody w gruncie. Korzyść kolejna to fakt, że stoki mają podparcie nieco wyżej i nie są tak bardzo podatne na osuwiska.
Starosądeckie nadleśnictwo znalazło więc sposób na opanowanie żywiołu górskich potoków i sprawienie, że domostwa u podnóża gór mniej dotkliwie, niż do tej pory, odczują skutki powodzi.
W lasach państwowych w rejonie Starego Sącza, gdzie nadleśnictwo może budować kaszyce, potoki poskromić ma więcej niż pół setki drewnianych zapór. Na zbudowanie każdej potrzeba około 10 metrów sześciennych drewna, na rozpraszacze - kolejnych dwóch kubików solidnych bali.
- To, co robi teraz nadleśnictwo, to ciche, ale skuteczne zapobieganie powodziom, najgroźniejszym na naszym terenie, gdy na domy i uprawy woda spada z gór - cieszy się burmistrz Starego Sącza Marian Cycoń.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Były ubek podejrzany o podpalanie kobiety
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy