Zakopane: sen na jawie, czyli powrót dopalaczy?
Zamknięcie sklepu z podejrzanymi substancjami to wielki sukces dziennikarzy "Gazety Krakowskiej". To my jako pierwsi napisaliśmy o tym, że do miasta wróciły dopalacze i to po naszej publikacji sprawą zainteresowali się przedstawiciele służb mundurowych. Z gazety o tym, co mieści się w ich budynku, dowiedzieli się też właściciele lokalu, którzy kilka dni później wypowiedzieli "Shamanowi" umowę najmu.
O powrocie dopalaczy po raz pierwszy napisaliśmy w miniony wtorek. Wówczas do mieszczącego się na ul. Staszica sklepu (40 metrów od Krupówek i 100 m od szkoły średniej) weszli nasi dziennikarze i ustalili, że można kupić tam specyfiki, na opakowaniach których napisano, że wywołują "sny na jawie" oraz "działają stymulująco i pobudzająco". Choć sprzedawczyni pracująca w "zielarskim" zapewniała nas wówczas, że są to środki naturalne, to jednak dla wielu osób było pewne, że "Shaman" to kolejna próba wprowadzenia na rynek dopalaczy, czyli środków o narkotycznym działaniu.
Zaraz po naszej publikacji kontrole przy Staszica zapowiadała policja oraz zakopiański sanepid, którzy mieli sprawdzić, czy znajdujące się w sklepie środki nie znajdują się na zakazanej liście substancji chemicznych wywołujących halucynacje i tym samym zakazanych.
- Niestety, od wtorku nie udało nam się wejść do środka tego lokalu - przyznaje Beata Trojańska, dyrektor zakopiańskiej Stacji Sanitarnej. - Za każdym razem, gdy chcieliśmy wejść do sklepu, jego drzwi były zamknięte. Absolutnie nie odpuszczamy jednak tego tematu i kolejne próby kontroli podejmiemy w najbliższym czasie - dodała w piątek pani dyrektor.
Niemal identyczne informacje na temat "Shamana" można usłyszeć na zakopiańskiej komendzie policji. - Każda nasza próba wizyty w tym miejscu kończyła się przed zamkniętymi drzwiami - mówi Roman Wieczorek, rzecznik prasowy tatrzańskiej policji. - Możliwe, że właściciele sklepu mają przed wejściem jakąś kamerę i dlatego wpuszczają do sklepu tylko nastolatków - dodaje funkcjonariusz, który by to wyjaśnić, sam w czwartek wybrał się w cywilnym ubraniu przed sklep. Wówczas jednak także był on zamknięty. Dlatego rzecznik jeszcze w piątek zapowiadał nam, że kolejne próby inspekcji w "Shamanie" jego koledzy podejmą w poniedziałek.
Dziś już wiadomo, że nie będzie to konieczne. Od piątku sklepu na Staszica już nie ma. Został zlikwidowany, bo właściciel lokalu, w którym się znajdował, wypowiedział prowadzącym "Shamana" umowę.
- Zrobiłem to zaraz po tym, jak tylko dowiedziałem się, co tak naprawdę w moim domu się znajduje - mówi właściciel lokalu, który nie chce zdradzać nazwiska. - Nie mogłem pozwolić, by sprzedawano tam takie świństwo. Przecież to jest lokal mieszczący się blisko parku, Krupówek i szkoły. Dlatego momentalnie wypowiedziałem najemcy umowę. Zostałem oszukany tak samo jak wszyscy. Zapewniano mnie, że zostanie otwarty u mnie zwykły sklep z ziołami.
W niedzielę próbowaliśmy skontaktować się także z właścicielem "Shamana". Jego telefon był wyłączony.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+