Przechodniów, spacerujących ulicą Staszica w Zakopanem (na przewiązce pomiędzy Krupówkami a parkiem miejskim), od kilku dni mocno intryguje nowy punkt handlowy. Oklejona kolorową folią witryna sklepu "Shaman" informuje, że w środku "mają wszystko, czego można zapragnąć", czyli "ezoterykę, okultyzm i etnobotanikę". To wszystko dodatkowo opatrzono znaczkiem z zastrzeżeniem, że do środka lokalu wstępu nie mają osoby niepełnoletnie.
- To jakiś skandal - mówi Maria Dawidziuk, 56-letnia mieszkanka Zakopanego, którą wczoraj spotkaliśmy przed sklepem, gdy wracała wraz z wnuczkiem z pobliskiego placu zabaw. - Moim zdaniem, ten sklep handluje dopalaczami. Ludzie, którzy to sprzedają, powinni się wstydzić. Otworzyli sklep z takim świństwem zaraz obok parku i przy drodze do szkoły, gdzie od rana do wieczora jest sporo młodzieży. Tym powinna zająć się policja.
Mundurowi twierdzą jednak, że każdego sklepu nie kontrolują. Najpierw muszą mieć podejrzenie, że w "Shamanie" naprawdę sprzedawane są substancje szkodliwe.
By to ustalić, dwoje naszych reporterów wybrało się wczoraj do sklepu. Na miejscu znaleźliśmy kilkanaście wzorów afrykańskich czy indiańskich naszyjników.
Głównym "towarem" były jednak umieszczone w szklanych gablotach substancje. Na wszystkich było napisane, że są pochodzenia naturalnego i są elementami kolekcjonerskimi, nienadającymi się do spożycia. Gdyby ktoś jednak chciał ten ostatni zakaz złamać, może spodziewać się, że specyfiki z "Shamana" wywołają u niego "sny na jawie".
- To na pewno nie są dopalacze - zastrzega pracująca w sklepie ekspedientka. - To są produkty naturalne! Jakie dokładnie? Czy sprawdzała je policja? Nie mam pojęcia. Ja tu tylko pracuję. Z tego co wiem, to nasze produkty badał sanepid i nie miał do nich zastrzeżeń. Więcej jednak będzie wiedział mój szef - dodała.
Właściciel wczoraj przez cały dzień miał wyłączony telefon. Niemożliwe też było pozostawienie mu wiadomości, bo jego poczta głosowa była pełna.
Prawdopodobnie więcej szczęścia przy próbie nawiązania z nim kontaktu będzie miała policja i sanepid, które to służby zapowiadają, że już dziś skontrolują placówkę.
- Słowa ekspedientki, która mówi, że już tam byliśmy, są nieprawdziwe - mówi Beata Trojanowska, dyrektorka zakopiańskiej stacji sanitarnej. - Pierwszy raz słyszę o tym miejscu od " Gazety Krakowskiej". Na pewno jednak nowy sklep skontrolujemy. Mamy taki obowiązek. Sprawdzimy przede wszystkim, czy sprzedawane tam substancje są na liście środków wywołujących halucynacje, a przez to zakazanych - mówi dyrektorka i dodaje, że nawet jeśli produktów z "Shamana" tam nie będzie, to i tak wyśle je ona do analizy, by sprawdzić, czy to nie kolejna próba obejścia ustawy antynarkotykowej.
- Jak pamiętamy, dopalacze także kiedyś były legalne - mówi Trojanowska. - Możliwe więc, że producenci takich specyfików po raz kolejny próbują naginać prawo i sprzedają coś, co nie jest jeszcze zakazane.
Na to jednak też jest metoda. Policjanci z Krakowa zatrzymali właśnie gangsterów produkujących dopalacz "aPVP", którego również nie było na liście substancji wymienionych w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii.
Ale policjanci kazali sprawdzić, jak specyfik działa na ludzi. Po badaniach w laboratorium okazało się, że fatalnie - m.in. niszczy wątrobę. Dlatego osoby produkujące i sprzedające specyfik zostały oskarżone z art. 165 par. 1 pkt 2 Kodeksu karnego. Mówi on o tym, że każdy "kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób, wyrabiając lub wprowadzając do obrotu szkodliwe substancje, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat".
Czy to pomoże w walce z dopalaczami - zobaczymy.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+