Pozostała dwójka - przez cztery miesiące. Pieniądze te trafią do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wczoraj przed sądeckim sądem zapadł wyrok w tej sprawie.
Takie samo orzeczenie wydał w czerwcu sąd w Zakopanem. Prokurator, przedstawiciele TPN
i Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wnieśli jednak apelację, uznając, że kara jest zbyt łagodna. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu wczoraj ją odrzucił.
Szeroko opisywany na naszych łamach dramat, którego pokłosiem był pierwszy w Polsce proces
w sprawie zabójstwa niedźwiedzia, rozegrał się w Dolinie Chochołowskiej. Daniel S., Jolanta J. i Michał J. utopili zwierzę w górskim potoku.
Jak twierdzili - miś zaatakował ich podczas spaceru szlakiem. Obrażenia, jakie mieli oskarżeni, były jednak bardzo nieznaczne (otarcia naskórka na opuszku palca kobiety i niewielkie obtarcia
na przedramionach i udach u jednego z mężczyzn).
Sekcja zwłok zwierzęcia wykazała natomiast, że potraktowano je brutalnie - zwłoki nosiły ślady uderzeń kamieniem w głowę.
Zdaniem prokurator Beaty Stępień-Warzechy oskarżeni nie działali w stanie wyższej konieczności, dlatego kary powinny być dotkliwsze.
- Mały, 136-centymetrowy niedźwiedź ważył około 46 kg. Turyści kontrolowali sytuację, udało im się obezwładnić zwierzę. Nawet jeśli próbowało atakować, wystarczyło je skrępować, nie trzeba było zabijać - argumentowała podczas wczorajszej rozprawy.
Nieobecnych oskarżonych reprezentował adwokat. Przyznał, że zabijając misia przekroczyli granicę tak zwanego stanu wyższej konieczności, jednak tłumaczył, że działali w stresie - stąd brak obiektywnej oceny sytuacji. Skład sędziowski pod przewodnictwem Marii Żelichowskiej-Błażowskiej przyznał mu rację.
Wyrok sądu w drugiej instancji jest prawomocny.