Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Szkoda, że nie siedzę w głowach Polek"

Przemek Franczak
fot. Andrzej Banaś
- Na treningach nie odstają od najlepszych, problem pojawia się na zawodach. Jak w siebie uwierzą, to będzie dobrze - mówi przed rozpoczynającymi się dzisiaj w Schladming mistrzostwami świata GIANLUCA ZANITZER, włoski trener polskich alpejek. Sam był kiedyś... piłkarzem i oblał testy u słynnego trenera Marcello Lippiego.

- W Austrii liczy Pan na...
- Na to, że dziewczyny powalczą, ale muszę być szczery - nie jedziemy tam w najwyższej dyspozycji. Agnieszka Gąsienica Daniel ma spore zaległości treningowe. W czasie przygotowań przez 20 dni była chora, zażywała antybiotyki, w sumie miesiąc nie trenowała. Do tego jeszcze teraz ma uraz pachwiny. Karolina Chrapek wróciła do treningów w listopadzie po ciężkiej kontuzji kolana. Z tygodnia na tydzień jest coraz lepsza, ale też potrzebuje jeszcze trochę czasu. Maryna Gąsienica Daniel to z kolei młoda krew, dla niej Schladming to będzie czas zbierania doświadczeń i element przygotowań do mistrzostw świata juniorów. I na koniec Ola Kluś, która jak zawsze jest największym znakiem zapytania. Potencjał ma olbrzymi, ale musi zrozumieć i uwierzyć, że może walczyć w slalomie o wysokie miejsca. Wszystko jest w głowie. Ja, niestety, nie mogę tam wejść i myśleć za nią.

- Dziewczyny często powtarzają, że od najlepszych dzieli je tylko krok, ale ciągle nie mogą go zrobić. Może jednak ten dystans jest ciut większy?
- Pracuję w Polsce trzeci rok i sam jestem rozczarowany wynikami. Ale z drugiej strony widzę, że zawodniczki dojrzały, że idziemy w dobrą stronę. Na treningach często porównujemy się z dobrymi zespołami, czasem jesteśmy lepsi, czasem niewiele ustępujemy. Problem w tym, że potem w zawodach tego w ogóle nie widać, nagle różnice robią się poważne. To granica, której nie możemy przeskoczyć.

- Nogi mogą, głowa nie pozwala?
- Tak, to mentalny problem. Podam taki przykład: Ola Kluś jesienią często mierzyła się z Czeszką Petrą Vlhovą. Regularnie wyprzedzała ją o sekundę, półtorej. A teraz Vlhova jest liderką Pucharu Europy w slalomie, a Ola nie może się odnaleźć. Sprawa jest jasna - jeden dobry wynik w tej dyscyplinie zaczyna często nowe życie. Szkopuł w tym, żeby na takie optymalne przejazdy się doczekać.

- Polki często nie kończą zawodów, wypadają z trasy. To problem z tej samej bajki?
- Tak. Dziewczyny za dużo myślą o presji, o wyniku. Boją się popełnić błąd, a jak czegoś takiego się boisz, to z reguły się pomylisz. Tu trzeba myśleć o dobrym przejeździe, frajdzie z jazdy. Musisz walczyć, wierzyć w siebie i w to, że jesteś w stanie rzucić wyzwanie najlepszym.

- Maryna to zwyciężczyni Trofeo Topolino, mistrzostw świata dzieci. Na liście triumfatorek tych zawodów są wielkie nazwiska: Vonn, Maze, Kostelić. Powinniśmy odważnie łączyć te fakty?- Maryna na pewno ma talent i myślę, że będzie dobrą alpejką. Jednak fakt, że ktoś wygrywał zawody dla dzieci nie czyni go jeszcze zwycięzcą Pucharu Świata. W rywalizacji dzieci różnice czasowe są niewielkie. Pewnie było wiele dziewczyn, które mówią sobie: w Toppolino straciłam do Maze tylko pół sekundy. Pytanie, ile tracą teraz. Pięć, sześć? Najważniejsze jest to, co zbudujesz potem. Czy będziesz harował jak wół, czy będziesz się przykładał. Ja z postępów Maryny jestem zadowolony. Porównanie z rówieśniczkami z Austrii czy Słowenii nie wypada źle. Czasem jest szybsza, czasem wolniejsza, ale nie ma niepokojących sygnałów, że dzieje się coś niedobrego. Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku.

- Praca z polską kadrą to największe wyzwanie w Pańskiej karierze?
- Jedno z kilku. Wcześniej pracowałem choćby z włoską reprezentacją jeżdżącą w Pucharze Europy, ze szwajcarską młodzieżówką. Polska to nowe doświadczenia, spotkanie z nowym krajem, ludźmi, filozofią.

- Nie dziwi to Pana, że w kraj, w którym kilka milionów ludzi jeździ na nartach ma tak mało sukcesów w tej dyscyplinie?
- Do wszystkiego trzeba dorosnąć. Proszę spojrzeć na Włochy, Szwajcarię, Austrię, nawet Słowenię. Tam są reprezentacje juniorskie, reprezentacje A, B, C, jedne na Puchar Europy, osobne na Puchar Świata, dużo trenerów, dużo zawodników, słowem - jest system. W Polsce tego brakuje. Jest sporo prywatnych szkół, klubów, ale w każdym uczą inaczej, innej techniki. Zacząć trzeba od podstaw, od dziesięciolatków, od jednej filozofii pracy, którą ktoś z góry narzuca i kontroluje. Wtedy jest prościej znaleźć kogoś wybitnego.

- Tak wybitnego jak rewelacja tego sezonu Amerykanka Mikaela Shiffrin?
- Podejrzewam, że ktoś taki w Polsce na pewno jest. Łatwiej go jednak znaleźć mając system niż liczyć na przypadek.

- Pan podobny był bardzo utalentowanym piłkarzem?
- (śmiech) A skąd pan to wie? No cóż, można powiedzieć, że byłem całkiem niezły. Moja drużyna zdobyła mistrzostwo kraju juniorów, a ja byłem il capitano.

- Niech zgadnę - pomocnik, mózg drużyny?
- Zgadza się. Grałem jako rozgrywający, miałem dobrą technikę. Ale to było za mało na wielką karierę, bo brakowało mi agresywności. Byłem po prostu dość miękkim zawodnikiem.

- Bliżej Panu było do Pirlo czy del Piero?
- Niech będzie, że był ze mnie taki Pirlo, tylko ciut delikatniejszy (śmiech).

- Marzył Pan o wielkim futbolu, wielkich klubach?
- Trochę. W Tarvisio, mojej rodzinnej miejscowości, miałem okazję grać razem z Maurizio Ganzem (potem napastnikiem m.in. Interu Mediolan - red.) i Roberto Martą, który później grał na poziomie Serie B. Byłem od nich młodszy, ale o wiele lepszy technicznie. Tylko, że to były czasy futbolu siłowego, do którego się nie nadawałem. No i poza tym miałem jeszcze te swoje narty. Jeśli urodziłeś w Tarvisio to zostajesz albo piłkarzem albo narciarzem.

- Wybrał Pan narty, bo…?
- Większość moich przyjaciół to byli narciarze. Poza tym strasznie podobała mi się atmosfera tej dyscypliny i tego środowiska. Zanim jednak podjąłem decyzję, to długo ze sobą walczyłem. Latem grałem w piłkę, zimą jeździłem na nartach. Dało się to jakoś pogodzić. Trudno zresztą powiedzieć, że z futbolu zrezygnowałem. W pewnym momencie porzuciłem jedynie myśl o profesjonalnej karierze. Ale do 35. roku życia grałem w niższych ligach, bardziej amatorsko.

- Lepszym był Pan piłkarzem czy narciarzem?
- Piłkarzem byłem chyba całkiem niezłym. Może inaczej by to wszystko się potoczyło, gdybym jako 15-latek dostał się do Sampdorii Genua. Zgłosiłem się na testy, trenerem juniorów był tam wtedy nie kto inny, tylko słynny Marcello Lippi. Nie wybrano mnie jednak. Czy żałuję? Chyba nie, bo po pierwsze wielkiej kariery i tak bym raczej nie zrobił, a po drugie robię teraz to, co kocham. W pewnym momencie postawiłem na narty, wiedząc, że będę chciał jak najszybciej zostać trenerem.

- Dlaczego jednak trenerem narciarstwa, a nie piłki nożnej?
- Bo zawsze bardzo mi się podobał ten styl życia. Podpatrywałem mojego trenera, a on zawsze był pierwszy na stoku i zawsze schodził z niego ostatni. No i ustawiał bramki. Też tak chciałem (śmiech). Poza tym to jest naprawdę fajne środowisko.

- W Polsce był Pan kiedyś na piłkarskim meczu?
- Nie, ale kiedyś chętnie się wybiorę. Jak było Euro, to akurat nie miałem czasu. Ale za to nasz polski fizjoterapeuta był na kilku treningach Włochów - oni chyba mieszkali w Krakowie, prawda? - i przekazywał mi różne informacje zza kulis. Szczerze mówiąc nie za bardzo wierzyłem w nasz zespół i bardzo się pomyliłem. We Włoszech czasem bywam na meczach, kibicuję Interowi Mediolan.

- Ma Pan dzieci?
- Dwójkę.

- Pytam, bo ciekawi mnie, czy wolałby Pan, żeby grały w piłkę czy jeździły na nartach.
- (śmiech) Mogą robić i to, i to, ale pewnie do nart zawsze im będzie bliżej, bo moja żona była biegaczką narciarską. Syn ma jednak dopiero 2,5 roku, więc decyzja przed nim. Za to moja 7,5-letnia córka, odważna i szalona dziewczyna, uprawia skoki narciarskie. Podobno macie zamiar starać się o igrzyska, to prawda?

- Prawda. W 2022 roku.
- No to dobrze się składa. Skoki kobiet są już olimpijską dyscypliną, więc kto wie, może moja córka będzie za 10 lat skakać w Zakopanem.

Rozmawiał Przemysław Franczak

Najlepsze zdjęcie naszych fotoreporterów 2012 roku [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska