O tym jak szkodliwe to gryzonie, już nieraz przekonał się Piotr Mróz, który mieszka przy ul. Dunajcowej w Nowym Sączu, niedaleko stawów. W ciągu sześciu lat bobry wycięły mu ponad hektar lasu i wszystkie drzewa z ogrodu. - Na te szkodniki nie ma mocnych. Nic się przed nim nie uchowa - skarżył się pan Piotr.- Na Mazurach dorosła samica zaatakowała gospodarza, który próbował ją przegonić i odgryzła mu rękę. Bóbr jest większy od owczarka niemieckiego. Należy się go bać - uważa.
150 bobrów sądeckim myśliwym wojewoda małopolski
Sądeczanin na swoim terenie postawił 150 ton betonowych płyt, żeby utrudnić bobrom dostęp. Teren ogrodził siatką, wpuszczoną metr pod ziemię, żeby zniechęcić je do podkopów.
Piotr Mróz nie liczył strat, jakie wyrządziły mu bobry. Te szacuje Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Krakowie. Co roku na naprawę tego, co zniszczą gryzonie na terenie Małopolski, wydaje około 400 tys. zł. - Dlatego wojewoda wyraził zgodę na odstrzał bobrów - wyjaśnia Jan Budnik. - Można zabić 15 sztuk w każdym z obwodów w naszym okręgu, w sumie 150 sztuk.
W obronie bobrów nie staje nawet Grzegorz Tabasz, sądecki przyrodnik i działacz na rzecz ochrony przyrody. - Nie będzie żadnej rzezi. Bobra trudno trafić. To zwierzę pływające i nocne - wyjaśnia. - Strzał w wodzie to pewny rykoszet, a polowania z noktowizorem zabrania polskie prawo - mówi.
Przed II wojną światową w Polsce żyło tylko 400 sztuk bobrów, ich gatunkowi groziło wyginięcie. Dlatego rząd objął bobry ochroną. Leśniczy i myśliwi robili wszystko, żeby zwiększyć populację tych gryzoni. Obecnie w Polsce mamy ponad sto tysięcy bobrów. Ich spora liczba żyje na terenie byłego województwa nowosądeckiego.
Źródło: Gazeta Krakowska