Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szymon Hołownia: Chrześcijański świat nie zasypia

Małgorzata Iskra
Szymon Hołownia
Szymon Hołownia fot. ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
- Chrześcijaństwo jest religią relacji, bez relacji umiera. Czasem wymaga wysiłku, bo idzie w poprzek temu, co w świecie po grzechu wydaje nam się naturalne: koncentracji na sobie, swoich potrzebach, lękach, szczęściu. Ostatecznie jednak zawsze się opłaca. Już tu na ziemi, nie tylko w niebie. Moi bracia, z którymi rozmawiałem w tej książce, nauczyli mnie tyle, że do końca życia będę z tego korzystał. Spotkanie z bratem czy siostrą to najczęściej po prostu czysty zysk - tak o swojej nowe książce mówi Szymon Hołownia.

Podróżował Pan po świecie, zmieniał strefy czasowe, więc teraz powiada, że chrześcijaństwo nigdy nie zasypia. Czy ta metafora przekłada się też na moc wiary współczesnych chrześcijan?
Nigdy nie zasypia, bo w każdej chwili gdzieś na świecie odprawiana jest msza, ktoś chrzci się, przyjmuje komunię, uzyskuje rozgrzeszenie. To jedna z najbardziej fascynujących i pociągających rzeczy w chrześcijaństwie - jego ponadnarodowość, "transgraniczność", powszechność. Ale Kościół nigdy też nie zaśnie. Jezus obiecał wszak Kościołowi, że przetrwa do Jego powrotu na ziemię. Nie wiemy, czy ów Kościół będzie wtedy liczył dwa miliardy, czy dwóch członków, ale przetrwa.

Jak wygląda dziś katolicyzm na świecie?
W Europie - w zależności od kraju - to stan dobijania do dna lub odbijania się od niego. W Ameryce Łacińskiej - era "po monopolu", ale to wciąż niezwykle żywy Kościół, dynamicznie zarządzany, w twórczych dyskusjach szukający sposobów na głoszenie Ewangelii w trudnych czasach. W Afryce, w tej jej części, gdzie nie ma konfrontacji z islamem, rozwija się liczebnie. Czasem jednak powstaje pytanie, czy zbyt szybki rozwój nie pociąga za sobą kompromisów, gdy idzie o "jakość" tej wiary.

Jak należy to rozumieć?
W Afryce, jak chyba nigdzie na świecie, Kościół ma do odegrania również olbrzymią rolę społeczno-dobroczynną. Tam też mieszają się trzy najważniejsze wyzwania, jakie stają przed Kościołem katolickim w różnych zakątkach globu. Pierwsze to laicyzacja, drugie - pochód radykalnych pseudochrześcijańskich sekt obiecujących na przykład natychmiastowe uzdrowienia, wciskających ludziom religiopodobny kit za ciężkie pieniądze, trzecie - podnoszący znów głowę tu i ówdzie, nawet w Azji, w której chrześcijaństwo rozkwita - różnej maści animizm, pierwotne systemy religijne pełne duchów, lęków i podpowiadające, że z Bogiem nie tyle ma się relację, co robi interesy.

Czego uczy podróżowanie do odległych, słabo znanych siedlisk chrześcijaństwa?

Otwarcia się w ramach tej samej ortodoksji na różne wrażliwości, odcienie, style. Pozwala człowiekowi podnieść głowę, poczuć dumę z tego, że jest się częścią tak fascynującej rodziny. Uczy też spokoju, gdy idzie o nasze polskie spory. One w skali świata i tego, z czym czasem zmagają się nasi bracia, są malutkie, by nie powiedzieć nieistotne.

Czy również uczy pokory? Zwykliśmy stawiać znak równości między chrześcijaństwem i katolicyzmem, a innych traktować protekcjonalnie.
Nie wiemy zbyt wiele o innych niż katolicy chrześcijanach, bo Polska jest wciąż homogenicznym wyznaniowo i narodowościowo krajem. W kontaktach z chrześcijanami innych wyznań można się wiele nauczyć, ale trzeba też pamiętać, że znaku równości też za szybko postawić się nie da. Z jakichś konkretnych powodów, a nie tylko "z rozpędu", czy "przez zasiedzenie", ja na przykład jestem właśnie w Kościele katolickim, tu jest mój dom, a ktoś inny za swój dom uznaje Kościół Anglii. Kocham prawosławie, mam prawosławnych przyjaciół, całym sobą czuję, że to rzeczywiście najbliższe nam chrześcijańskie wyznanie, uczę się od nich co chwila, ale sprawę stawiamy jasno - skoro nie możemy, a nie możemy, mieć teraz ze sobą pełnej jedności kościelnej, oni pomogą mi stać się lepszym katolikiem, a ja im lepszymi prawosławnymi. Gdy się praktykuje taką postawę, nie ma miejsca na protekcjonalizm, nie da się jednak - powtarzam - uciec od dostrzeżenia faktu, że wybierając ten akurat Kościół nie wybierasz innego.

Nie tylko na Wschodzie, ale i na francuskiej prowincji spotkał Pan międzynarodową wspólnotę wyznawców prawosławia. Czy wszyscy spotykani na trasie chrześcijanie byli otwarci, czy może nieufni?

Wszyscy przyjmowali mnie z nieprawdopodobną wręcz gościnnością. Prawosławni, protestanci, katolicy. Chodziłem na nabożeństwa do cerkwi, gdzie nawet otrzymałem pobłogosławiony chleb - nie komunię. Młodzi protestanci z Filadelfii zapraszali do domu, dzielili się modlitwą i śniadaniem, kardynał Maradiaga z Hondurasu oddał do mojej dyspozycji jednego ze swoich ochroniarzy i kierowcę, pozwolił przez ponad tydzień uczestniczyć w całym swoim programie. Wszędzie, gdzie jechałem, byłem - bez przesady - przyjmowany jak brat. Może miałem szczęście do ludzi, a może tak właśnie wygląda nasza wspólnota. W całej tej podróży miałem chyba tylko jedną trudną sytuację, gdy mimo usilnych starań jeszcze z Polski, a później na miejscu, odbijałem się od tysięcznych sekretarzy arcybiskupa Manilii obecnie już kardynała Tagle.

Godzina po godzinie: Guam, Bhutan, Gwinea. Gdzie znalazł Pan przejawy głębokiej wiary, i to było zaskakujące odkrycie?

Wszędzie. Najbardziej chyba zaskoczyło mnie jak zmieniło się moje podejście do fenomenu kaplic w supermarketach na Filipinach. Dopóki sam nie poszedłem do takiej kaplicy na mszę, na adorację, uważałem to za swoistą fanaberię, dziś - w tamtych warunkach - uważam to za genialny duszpasterski pomysł.

Które zdarzenia i spotkania uważa Pan za najciekawsze?

Dokładnie wszystkie. 24 nowych znajomych, 24 nowe światy, tony nowych myśli. Nigdy nie podjąłbym się ich wartościowania.

Mnie zaimponowali młodzi chrześcijanie z Filadelfii, którzy przekonywali Pana, że mając dwa płaszcze w szafie, jeden kradnie się biednemu. Co dziś znaczy żyć ewangelicznie?

Po pierwsze uświadamiając sobie, że chrześcijaństwo to relacja z Kimś żywym, a nie teoria, którą można dyskutować przy każdej zmieniającej się okoliczności. Po drugie - za radą ludzi z The Simple Way uznać, że do Ewangelii nie dołączono markerów, które pozwalają nam podkreślać wygodne fragmenty. Ludzie z The Simple Way potraktowali dosłownie zdanie "idź, sprzedaj wszystko co masz".

Czy to znaczy, że każdy powinien postąpić tak jak oni?
Dla mnie ich życie jest zachętą, by starać się wyzbywać przywiązania do rzeczy, do tego, co wydaje mi się, że mam. Bo to o to w istocie tu chodzi, a nie o rywalizację na to, kto będzie chodził w mniejszej ilości ubrań. Jezus, a za Nim ludzie z The Simple Way uczą, że wolność człowiek zyskuje dopiero wtedy, gdy zaczyna dostrzegać potrzeby drugiego człowieka przed swoimi. My w swoim myśleniu jesteśmy zbyt łatwi, utożsamiamy ewangeliczne ubóstwo z nędzą, podobnie jak czystość z abstynencją seksualną, i obie odkładamy na półkę z napisem "poza naszym zasięgiem", dla najwybitniejszych świętych. A przecież one mają mnóstwo innych znaczeń! Ubóstwo to wyzbycie się nadmiaru, dostrzeżenie, jak niesprawiedliwy jest podział dóbr na tym świecie. Czystość to również czystość słów, intencji, sądów. Ludzie z The Simple Way żyją Ewangelią, a Ewangelia aplikowana sprawia, że dzieją się cuda.

Egipcjanka Mariam porzucając islam musi się, wzorem pierwszych chrześcijan, ukrywać. Czy jest mimo wszystko szczęśliwa?
Jest jedną z najszczęśliwszych osób, które spotkałem w życiu. Nie ma nic, wszystko musiała zostawić, oddać, porzucić. Ale znalazła najcenniejszą perłę; to człowiek spokojny spokojem kogoś, kto autentycznie ma wszystko. Spotkanie z Mariam wstrząsnęło mną. Rozmawiałem ze świętą.

Czy w polskich realiach znalazłby Pan odpowiednik honduraskiego kardynała Maradiagi - dzielnego pilota, ale przede wszystkim człowieka ryzykującego życie? Albo jego biskupa pomocniczego Pinedy, który zabrał Pana na mszę w największym kościele, jak się okazało - w plenerze?
Dla mnie najważniejsze było to, że zobaczyłem autentycznych pasterzy, którzy codziennie oddają kawał życia za swoich braci. Kardynał Maradiaga wielka postać latynoamerykańskiego Kościoła, czy biskup Pinieda, nie muszą wymuszać na wiernych posłuchu, oni po prostu go mają przez to, jak żyją. Porównania personalne nie mają sensu, najważniejsze jest pytanie, co zrobić, żeby ten duch, taki model relacji pasterz - wierny, stał się normą i u nas, i w całym Kościele.

Nie był Pan typowym globtroterem. Po co ta podróż? Czego Pan szukał i czy to znalazł?
Chciałem nauczyć się czegoś od moich braci. Przewietrzyć spojrzenie, zobaczyć nasze problemy w realnej skali. Mam poczucie, że kluczowe jest dla nas teraz działanie w dwóch wymiarach - pogłębienie naszej wiary i zyskanie świadomości, że Kościół, w którym żyjemy, jest tak nieprawdopodobnie żywy, barwny, ciekawy. To może dać mnóstwo siły zmęczonym czasem polskim katolikom, zarówno tym, którzy wciąż są w Kościele, jak i tym, którzy zastanawiają się nad odejściem.

Czego można życzyć katolikom, którzy jadą zwiedzać obce kraje? Tracą forsę, ale co mogą zyskać?

Życzyłbym im, by odnaleźli kiedyś przyjemność w tym, że zanim pojadą na koniec świata sprawdzą w internecie, czy nie ma tam jakiejś katolickiej wspólnoty, a potem nawiążą z nią kontakt i poświęcą kilka godzin na spotkanie z rodziną, dowiedzą się, co u niej słychać, spróbują zbudować więzy. Chrześcijaństwo jest religią relacji, bez relacji umiera. Czasem wymaga wysiłku, bo idzie w poprzek temu, co w świecie po grzechu wydaje nam się naturalne: koncentracji na sobie, swoich potrzebach, lękach, szczęściu. Ostatecznie jednak zawsze się opłaca. Już tu na ziemi, nie tylko w niebie. Moi bracia, z którymi rozmawiałem w tej książce, nauczyli mnie tyle, że do końca życia będę z tego korzystał. Spotkanie z bratem czy siostrą to najczęściej po prostu czysty zysk.

Z Szymonem Hołownią, dziennikarzem, który okrążył świat w poszukiwaniu różnych obliczy wiary, o jego najnowszej książce "Last minute", - rozmawia Małgorzata Iskra

Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska