https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ta historia trwa już blisko czterdzieści lat. Wisła Płock kontra Wisła Kraków, w niedzielę kolejny rozdział

Bartosz Karcz
Fragment ostatniego meczu Wisły Płock z Wisłą Kraków, zakończonego remisem 1:1
Fragment ostatniego meczu Wisły Płock z Wisłą Kraków, zakończonego remisem 1:1 Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
W niedzielę o godz. 14.30 Wisła Płock podejmie Wisłę Kraków, co będzie dokładnie 43 oficjalną konfrontacją obu drużyn. Trwa ona już prawie 38 lat, bo pierwszy raz oba zespoły spotkały się późną jesienią 1986 roku. Przypomnijmy jednak nie tylko te premierowe spotkanie, ale kilka najważniejszych, najbardziej pamiętnych.

Wszystko zaczęło się od samobójczego gola…

Do pierwszych oficjalnych meczów obu drużyn doszło w sezonie 1986/87, gdy obie Wisły występowały tak jak obecnie, na zapleczu ekstraklasy. Z tą różnicą, że nazywała się ona wówczas II ligą, w dodatku podzieloną na dwie grupy po szesnaście drużyn. Obie Wisły występowały w grupie II, a ta z Płocka była beniaminkiem. Do historycznego meczu obu zespołów doszło dokładnie w niedzielę 9 listopada 1986 roku w Płocku. Mecz rozpoczął się o godz. 11 i przyniósł aż siedem bramek. Więcej o jedną strzelili gospodarze, którzy wygrali 4:3. Co ciekawe, pierwszego historycznego gola w rywalizacji obu drużyn strzelił piłkarz Wisły Kraków Artur Bożek, ale dla… Wisły Płock. Było to bowiem trafienie samobójcze. Pozostałe gole w tym pierwszym meczu dorzucili Witkowski, Dylewski, Barabasz dla ekipy z Płocka oraz Motyka, Moskal i Świerczewski dla „Białej Gwiazdy”.

Rewanż przy ul. Reymonta oglądało raptem kilkaset osób. Wisła Kraków postradała już bowiem w tamtym sezonie szanse nawet na baraże i atmosfera wokół klubu nie była najlepsza. W dodatku pogoda była fatalna, a nad stadionem w czasie rozegranego 14 czerwca 1987 roku meczu przeszły dwie potężne burze. Wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki, a Wisła Kraków ten mecz wygrała 2:1 po golach Strojka i Moskala. Dla drużyny z Płocka trafił Harabasz. O poziomie tego meczu niech świadczą słowa nieżyjącego już redaktora Krzysztofa Mrówki, który w swojej relacji w „Tempie” napisał m.in.: Wielkie słowa należą się nie piłkarzom, którzy stworzyli nader mierne widowisko, lecz kibicom - w dwukrotnie przechodzącej nad stadionem burzy z piorunami siedzieli twardo na trybunach i dopingowali miejscowy zespół.

Walka o ekstraklasę

Na kolejne mecze obu drużyn przyszło kibicom czekać blisko dekadę. Znów spotkały się oba zespoły na zapleczu ekstraklasy, znów w drugiej grupie II ligi. Różnica była taka, że w sezonie 1995/96 obie rywalizowały o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. W obu meczach padł wynik bezbramkowy, ale na koniec rozgrywek radość zapanowała w Krakowie, bo to miejscowa Wisła wywalczyła promocję. A drużyna z Płocka grała wtedy jako Petrochemia. Nazwa Wisła zniknęła wtedy z szyldu na dobre kilka lat.

Wisła w pucharach, Płock ze spadkiem

W ekstraklasie oba zespoły zagrały pierwszy raz w sezonie 1997/98. A były to dla Wisły Kraków rozgrywki przełomowe w historii, bowiem właśnie w tamtym pamiętnym sezonie do klubu w przytupem weszła Tele-Fonika. O ile zatem jeszcze jesienią w Płocku górą była Petrochemia, która wygrała 3:0, o tyle wiosną „Biała Gwiazda” rozbiła rywali aż 5:0 po dwóch golach Ryszarda Czerwca oraz po jednym trafieniu Sundaya Ibrahima, Daniela Dubickiego i Tomasza Kulawika. Dla Wisły był to mecz historyczny. Właśnie tym zwycięstwem krakowianie przypieczętowali bowiem swój pierwszy medal wywalczony w erze Tele-Foniki i przede wszystkim powrót do europejskich pucharów. Była zatem po zakończeniu meczu nawet mała feta na stadionie przy ul. Reymonta, czemu tym razem sprzyjała piękna, czerwcowa pogoda. Obszerny skrót z tego meczu do dzisiaj można oglądać w serwisie YouTube. Na uwagę zwracają niecodzienne getry krakowian. Do czerwonych strojów założyli bowiem... niebieskie skarpety, co w historii „Białej Gwiazdy” jest bardzo rzadkie. No i jeszcze taki fakt, że o ile w Krakowie panowała wtedy radość, tak w Płocku rozpacz, bo zespół spadł z ekstraklasy…

Jak krakowianie popsuli święto w Płocku…

Jeśli przypominać najbardziej pamiętne mecze obu drużyn, to trzeba wspomnieć o rywalizacji w sezonie 2002/2003, gdy obie Wisły - w Płocku wrócono wtedy do historycznej nazwy - spotkały się w finale Pucharu Polski. Formuła była wtedy taka, że grano dwumecz. Jeśli popatrzeć na zainteresowanie finałem w tym roku, gdy do Warszawy pojechało dobrze ponad 20 tysięcy kibiców z Krakowa, to po oczach bije fakt, że wtedy pierwszy finałowy mecz przy ul. Reymonta oglądało raptem 4 tysiące widzów… Cóż, być może mieli przeczucie, że drużyna trenera Henryka Kasperczaka rozegra po prostu kiepskie zawody… Wisła Płock po golu Ireneusza Jelenia w 29 min wygrała mecz 1:0 i w mazowieckim klubie już zacierali ręce. Rewanż grali przecież u siebie.

14 maja 2003 roku piłkarze Wisły Kraków mocno się jednak sprężyli. Choć na trybunach zasiadło około 10 tysięcy szykujących się do fety płockich fanów, to po 27 minutach stan rywalizacji został wyrównany po golu Macieja Żurawskiego. No, a w w drugiej połowie w odstępie zaledwie dwóch minut dwa gole dorzucił Marcin Kuźba i „Biała Gwiazda” wygrała 3:0. Taka to była wtedy „paka”, że gdy grała na pełnych obrotach, nie miała sobie równych. Dekoracja Pucharem Polski odbyła się wtedy już przy prawie pustych trybunach. Krakowianie popsuli święto miejscowym kibicom, a sami mieli powody do wielkiego świętowania. To był jedyny sezon w historii „Białej Gwiazdy”, gdy wywalczyła dublet, bo dwa tygodnie po finale Pucharu Polski krakowianie zdobyli również mistrzostwo. Dla Wisły Kraków do 2 maja br. roku był to też ostatni Puchar Polski, jaki wywalczyła. Później trzeba było czekać aż 21 lat, żeby to trofeum ponownie trafiło na Reymonta.

A z ciekawostek tamtego finału z 2003 roku warto wspomnieć też, że w drużynie pokonanych zagrało dwóch późniejszych zawodników Wisły Kraków - Marcin Wasilewski i Sławomir Peszko.

Ostre strzelanie i korupcyjny wątek

Pamiętnym meczem obu drużyn był ten z 10 kwietnia 2004 roku. Była przedświąteczna sobota, a blisko osiem tysięcy widzów na stadionie w Płocku zobaczyło szalone spotkanie. Co prawda mistrzowska wtedy Wisła Kraków szybko objęła prowadzenie 1:0 po golu Kalu Uche, ale później zespół z Płocka strzelił aż cztery bramki! Po dwie Ireneusz Jeleń i Dariusz Gęsior. A wszystko w odstępie raptem dziewiętnastu minut - od 10 do 39 minuty. Krakowianie jeszcze przed przerwą za sprawą Mirosława Szymkowiaka zmniejszyli jednak dystans na 4:2, a w drugiej połowie do siatki trafili Maciej Żurawski i Tomasz Frankowski. Skończyło się na 4:4, choć „setkę” miał jeszcze w doliczonym czasie gry Kalu Uche.

Co ciekawe, ten mecz wypłynął po latach w zeznaniach prowadzącego zawody Zbigniewa Marczyka, który zeznał, że przed spotkaniem miał korupcyjną propozycję pomocy Wiśle Płock. Marczyk miał się zgodzić pomóc gospodarzom za 10 tysięcy złotych, ale jak zeznał w prokuraturze, sędziował to, co działo się na boisku, bo liczył, że mecz i tak ułoży się pomyślnie dla gospodarzy… Całość zeznań, dotyczących tego spotkania można znaleźć, na blogu pilkarskamafia.blogspot.com Dokładnie w tym miejscu.

Dwie gola Ondraska i wyściskany Stolarczyk

W późniejszych latach różnie układała się rywalizacja obu drużyn. Raz wygrywali jedni, raz drudzy. Emocjonalnym meczem przede wszystkim dla krakowian był ten z 14 grudnia 2018 roku. „Biała Gwiazda” stała nad przepaścią, wszystko się w Krakowie waliło, ale drużyna grała jak potrafiła najlepiej. I wygrała wtedy w Płocku po dwóch golach Zdenka Ondraska 2:1, a do historii przeszła spontaniczna radość, gdy zawodnicy rzucili się radośnie na udzielającego wywiadu stacji Canal Plus Sport trenera Macieja Stolarczyka. Symboliki obrazu dodawał fakt, że wywiad przeprowadzał m.in. legendarny napastnik Wisły Kraków Maciej Żurawski.

Sędziowskich kontrowersji moc

Mecz, który przeszedł też mocno do historii obu drużyn, to ten z wiosny 2022 roku. Wisła Płock wygrała wtedy 4:3 po golu w doliczonym czasie z rzutu karnego. Kontrowersyjnego zresztą, podyktowanego po analizie VAR, a prowadzący ten mecz Damian Sylwestrzak popełnił jeszcze kilka innych rażących błędów, o co miał do niego ogromne pretensje Jakub Błaszczykowski. Arbiter nie zauważył wtedy m.in. faulu na Enisie Fazlagiciu, co poprzedziło jednego z wcześniejszych goli dla gości. Nie zauważył też faulu w polu karnym na Luisie Fernandezie, którego łokciem w głowę w wyskoku zdzielił Damian Michalski. Miało to zresztą swoje dalsze konsekwencje, bo Hiszpan zaatakował rywala już po meczu, co z kolei skończyło się jego dyskwalifikacją.

A co do prowadzącego tamten mecz Damiana Sylwestrzaka, to nie został od tamtej pory wyznaczony ani razu do prowadzenia meczu Wiśle Kraków, choć w I lidze gwizdał wiele razy… Do Krakowa przyjeżdżał natomiast na VAR.

W poprzednim sezonie obie Wisły dwukrotnie dzieliły się ze sobą punktami. W Krakowie padł remis bezbramkowy. W rewanżu po golu Fryderyka Gerbowskiego prowadzili 1:0 od 58 min „Nafciarze”, ale „Biała Gwiazda” za sprawą Igora Sapały wyrównała w 90 min. Jak będzie w niedzielę, przekonamy się około godz. 16.30.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 - podsumowanie kolejki Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska