Akademia Sztuk Pięknych nie istnieje bez rysunku. To wprawka do sztuki, rodzaj pola eksperymentu dla artysty, zapis pierwszych pomysłów. To podstawa warsztatu, papierek lakmusowy umiejętności. Nic więc dziwnego, że właśnie rysunek stał się tematem wystawy w Muzeum Narodowym w Krakowie, opowiadającej o 200-leciu Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie. Jej tytuł brzmi: „Czarno na białym”.
Rysunek pokazuje, jak zmieniała się uczelnia i podejście do sztuki w ogóle. W ciągu ostatnich dwóch stuleci zmieniły się jego funkcje i znaczenia. Wystarczy przypomnieć, jakim ożywieniem na krakowskiej uczelni stało się... malowanie z żywego modela.
Zobaczymy tu – jak podkreślają twórcy wystawy – rysunki mające charakter studiów akademickich (aktu, draperii, detali architektonicznych), szkiców przygotowawczych do większych kompozycji malarskich czy rzeźbiarskich, rysunki projektowe czy wykonywane podczas inwentaryzacji zabytków. Najliczniejszą grupę stanowią rysunki traktowane przez ich autorów jako samodzielne prace, ujawniające nie tylko tajniki warsztatu, ale dające wgląd w zajmujące artystów kwestie osobiste czy zaobserwowane przez nich wydarzenia z otaczającej rzeczywistości. W tym wypadku jedną z najważniejszych baz dających pogląd stają się szkicowniki, będące intymną formą zmierzenia się z przenoszoną w świat sztuki rzeczywistością. Mają kształt wizualnego zwierzenia się z najważniejszych zagadnień, jakie zaprzątały głowę artystów. A mowa o takich tuzach świata artystycznego, jak Jan Matejko, Leon Wyczółkowski, Wojciech Weiss, Xawery Dunikowski, Mieczysław Wejman, Jerzy Nowosielski, Jonasz Stern, Jacek Malczewski, Adam Hoffmann czy Andrzej Wajda.
Na uwagę zasługuje te aranżacja wystawy, wyjęta wprost z dzieł sztuki. Nawiązuje do rysunków, które znalazły się na wystawie. Ich fragmenty powiększono i rzucono na ścianę. Powstała niezwykła scenografia, w którą wpisano opowieści w czerni i bieli.
Jeśli wysuwać wobec tej wystawy jakieś zarzuty, można pytać, dlaczego tylko martwi artyści z szacownych murów ASP zasłużyli na egzystowanie w ramach „Czarno na białym”. Obawiam się, że odpowiedź jest prosta i nie dotyczy polskiej „narodowej nekrofilii”. Tu sprawa chyba jest bardziej prozaiczna: gdyby w grę mieli wchodzić żyjący artyści, mogłoby się okazać, że naciski byłyby tak duże, że zabrakłoby miejsca nawet dla tych najwybitniejszych nieżyjących. Więc z dwojga złego lepszy wybitny „polski Zombieland” niż przeciętny kraj żywych.
Natomiast niezwykle cieszy fakt, że wystawa „Czarno na białym” uwzniośla rysunek - często niedoceniony, traktowany jako „sztuka gorszego gatunku”, rzemieślnicze narzędzie. Na wystawie w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie dostrzeżemy, jak ciekawym, nieoczywistym i wieloznacznym medium jest. Fascynująco jest oglądać, jak posługiwali się nim najwybitniejsi polscy artyści. To zapis myśli, twórczych wyzwań, wspomnień.
FLESZ - Juwenalia. Skąd się wzięły?
